PRZEPOWIEDNIA
- Zawiadomiłeś ją? - zapytał Van Kist, kiedy Ghost wszedł na mostek.
***************************************************
Niezauważeni przez flotę Barona, ruszyli w dalszą drogę.
Van Kist był tak pochłonięty pilotażem, że przez następnych kilkanaście godzin nie
zwracał uwagi na dziewczynę.
Ona sama specjalnie nie chciała tego zmieniać. Przez jakiś czas siedziała w swoim
pokoju, a kiedy znudziło jej się to, poszła na mostek. Tym razem Van Kist nie był tym
zdziwiony. Wskazał jej miejsce gdzie mogła usiąść i znowu zajął się swoimi
sprawami.
Obserwowała go ukradkiem, ale nie uszło to uwadze Ghosta. Kiedy dziewczyna
zreflektowała się, że android widzi to, spojrzała na niego nieco zakłopotana. Ale on
uśmiechnął się lekko i utkwił wzrok w monitorach przez sobą.
Po pewnym czasie Jerica znowu zaczęła wpatrywać się w kapitana.
Chciała dotrzeć do jego wnętrza na tyle głęboko, aby zrozumieć go. Jego gniew i
strach przerażały ją trochę, ale jednocześnie ciekawiły. Nie był zły sam w sobie,
tego była pewna. Musiało być coś innego i ona chciała koniecznie wiedzieć co to
jest. Ale nawet ona, ostatnia i być może najpotężniejsza z Dirian, nie mogła
odczytać myśli ukrytych głęboko, rytmów serca i duszy.
Wiedziała, że tylko on sam mógł wyjaśnić jej swoją nienawiść.
Nagle odezwał się ostry dźwięk.
- Cholera? - warknął Van Kist. - Muszę zejść na dół. Miej tu na wszystko i na
wszystkich oko, Ghost. - powiedział i wyszedł.
Kiedy zamknęły się za nim drzwi, Jerica wstała i podeszła do androida.
- Co się stało? - zapytała.
- Awaria w maszynowni. Właściwie ja powinienem tam iść.
- Czy to przeze mnie tam poszedł?
- Van Kist zawsze sam podejmuje decyzje. Nigdy do końca nie wiadomo co zrobi. A jak
już coś postanowi to robi to. Więc nie wiń siebie. A poza tym pewnie mu głupio za
ostatni wyskok. - dodał.
- Miał rację. To mogło być niebezpieczne. Jeszcze nie potrafię wszystkiego
kontrolować. - powiedziała. - To mi się należało.
Uśmiechnął się.
- Chcesz poprowadzić naprawdę? - zapytał nagle.
- Lepiej nie. Mogłabym zrobić jakiś błąd, to przecież nie symulator. A
zresztą mógłby zaraz wrócić i znowu będzie awantura.
Van Kist połączył się z mostkiem.
- Jak wylądujemy u Rebeliantów trzeba będzie zrobić tu porządny remont. Jedna z
komór puściła i wszystkie przewody są na wierzchu. Zrobię tu małą prowizorkę i
zaraz wracam. Wyłącz sektor trzeci.
- Tak jest.
Ghost przycisnął kilka klawiszy na klawiaturze.
- Sektor trzeci wyłączony. - powiedział.
- W porządku. Przejdź na odbiór i trzymaj się kursu. Jakby coś się działo daj
mi znać.
- Rozumiem.
- Długo tam będzie? - zapytała.
- Mnie zajęłoby to znacznie mniej czasu. Jemu ładnych kilkadziesiąt minut.
- W takim razie mogę tu usiąść? - wskazała fotel kapitana.
- Proszę bardzo.
Usiadł na miejscu Van Kista. Oglądała wszystkie ekrany i wskaźniki. Ghost doszedł do
wniosku, że cała ta technika interesuje dziewczynę. Zapytał ją o to.
- Tak i to nawet bardzo. Do tej pory nie miałam nawet styczności z takimi
urządzeniami. Mar strzegł mnie przed nimi. No, może to za duże słowo. W każdym
bądź razie nie pozwoliłby mi nawet na symulatorze poprowadzić promu. Wychowywał mnie
na prawdziwą Diriankę, choć w tych okolicznościach nie było to łatwe. Poza tym on
był człowiekiem. Prawdę mówiąc nawet nie myślałam, że mogłabym zainteresować
się tym. Ale to ciekawe i fascynujące. Siedzieć w jednym miejscu i kontrolować cały
ogromny statek.
- No, on nie jest taki znowu ogromny, a i nie zawsze daje się w pełni
kontrolować. Dla mnie to nie jest aż tak ciekawe i fascynujące.
Znowu odezwał się Van Kist. Tym razem jednak w jego głosie usłyszeli coś jakby nutę
strachu.
- Obawiam się, że prowizorka nic nie da. Tu wszystko wali się.
Nagle usłyszeli jakiś huk, trzask i łączność została przerwana.
- Zostań tu, dobrze?
- Ale ja ...
- Włączę automatycznego pilota. Nie będziesz musiała pilotować.
Była przestraszona. Czuła, że stało się coś złego.
- Może lepiej pójdę z tobą? Mogę się przydać. - powiedziała.
- Wolałbym, żebyś została. Nie wiadomo co tam się stało. Jako android mniej
ryzykuję.
Ghost nie czekając na nic wybiegł na korytarz.
Rozejrzała się nerwowo po pulpitach i ekranach. Wszystko jak na razie wyglądało
dobrze, to znaczy nic się nie zmieniło. Nie czuła się jednak najlepiej sama pośród
tej całej maszynerii. Była nią przytłoczona.
Gdyby nagle okazało się, że musi sama prowadzić taki statek ...
Lepiej żeby nie musiała tego robić!
Czas dłużył jej się w nieskończoność, a przecież zaledwie dwie minuty upłynęły
od wyjścia Ghosta. Siedziała sztywno, jakby bała się poruszyć. Ciągle spoglądała
na migający pulpit i na główny ekran. Nie potrafiła już powiedzieć czy coś się
zmieniło, czy nie. Była niemal sparaliżowana. Kiedy usłyszała głos androida,
przestraszyła się. Wyglądało to tak, jakby ktoś nagle wyrwał ją z letargu.
- Jerica, słyszysz mnie? Odpowiedz.
- Bardzo chętnie, ale jak? - zapytała, choć wiedziała, że nie zostanie
usłyszana.
Szukała wzrokiem czegoś co mogło być przełącznikiem komunikatora. Irytowało ją to,
że przecież widziała jak Ghost korzystał z niego, a teraz ona nie mogła go znaleźć.
- Słyszysz mnie? Co tam się dzieje?! Dziewczyno, odezwij się!
Znalazła! Jest! Przycisnęła przycisk.
- Przepraszam Ghost. - powiedziała szybko. - Nie mogłam ...
- W porządku. - przerwał jej. - Musisz zrobić dokładnie to, co ci powiem. Van
Kist oberwał w głowę, leży tu nieprzytomny, ale nie mogę do niego dojść. Naokoło
jest pełno iskrzących się kabli i przewodów gazowych. Słuchaj mnie uważnie. Po
twojej prawej stronie jest zielona dźwignia. Widzisz ją?
Prawa strona. Gdzie jest prawa strona?! Idiotyczne pytanie! Zielona dźwignia.
- Widzę ją. - odpowiedziała.
- Przesuń ją delikatnie w górę, aż do oporu. Ale delikatnie!
Położyła rękę na dźwigni. Delikatnie w górę. Zaczęła ją przesuwać. Powoli,
ostrożnie. Zamknęła oczy, całkowicie koncentrując się na tym co robi. Otworzyła je
dopiero, kiedy poczuła opór stawiany przez dźwignię.
- Zrobiłam to. Co dalej?
- Dobra robota, wyłączyłaś system gazowy. Teraz kable. Nie powinny się
iskrzyć. Przecież wyłączyłem to. - mówił Ghost. - Usiądź na moim miejscu.
Jerica przesiadła się. Nie łatwo jej to poszło, bo nogi odmawiały posłuszeństwa.
- Jesteś tam?
- Jestem. - powiedziała.
- Tuż przed sobą masz 30 pulsujących przycisków.
Trzydzieści ... To chyba tu. Tak, tu ich było najwięcej.
- Widzę je.
- Dobrze. Pod nimi jest licznik.
- Zgadza się, jest.
- Powiedz mi co wskazuje czerwony wskaźnik?
Spojrzała na niego.
- Czerwony wskaźnik jest na zerze.
- Jesteś tego pewna?
- Całkowicie.
- W porządku. Teraz uważaj, chodzi mi o te 30 klawiszy. Jest pięć rzędów,
każdy po sześć przycisków. Chcę, żebyś przycisnęła trzy z nich w takiej
kolejności jak ci powiem. Najpierw posłuchaj mnie. W drugim rzędzie od góry trzeci z
prawej, w czwartym rzędzie szósty z prawej, a w piątym pierwszy z prawej. Rozumiesz?
- W drugim trzeci, w czwartym szósty, w piątym pierwszy. - powtórzyła cicho,
szukając ich wzrokiem i pokazując je palcem. - Rozumiem.
- Przyciśnij je w takiej kolejności jak ci powiedziałem.
Zrobiła to.
- Co się stało z nimi? - zapytał.
- Ciągle świecą się, ale już nie pulsują.
- A wskaźnik?
- Nie ruszył się, jest ciągle na zerze.
Ghost ucichł jakby zastanawiając się nad czymś.
- Walnij w tablicę rozdzielczą. - polecił.
- Co mam zrobić? - niedowierzała.
- Chcę, żebyś walnęła w tablicę rozdzielczą tuż koło licznika.
Zdziwiona spojrzała na licznik i uderzyła otwartą dłonią obok niego.
- I co? - zapytał.
- Nic.
- Licznik nie ruszył się? - zdziwił się.
- Nie.
- Uderz jeszcze raz, tylko teraz mocniej.
Zacisnęła pięść i uderzyła ponownie. Coś jęknęło i wskaźnik skoczył na 10.
- Wskaźnik przesunął się na dziesiątkę. - powiedziała.
- No tak ... - mruknął tylko Ghost. - Teraz musisz przycisnąć te same klawisze.
Tak samo jak poprzednio. Pamiętasz je?
- Tak. - odpowiedziała pewnie i takim samym ruchem wykonała polecenie.
Klawisze znowu zaczęły pulsować, a wskaźnik znowu powędrował na zero. Przekazała to
Ghostowi.
- Teraz wszystko jest w porządku. Zajmij się obserwacją ekranów i przyrządów.
Nie odpowiedziała. Bez słowa wpatrzyła się w czarną przestrzeń przed sobą.
Jedno czego teraz pragnęła, to to żeby Ghost wrócił tu jak najszybciej. Nie chciała
dłużej być tu sama. Minęło jednak prawie pół godziny, a on nie pojawił się na
mostku. Wskaźniki, mrugające światła były dla niej "czarną magią" w
dawnym tych słów pojęciu. Nie wiedziała czy sygnalizują niebezpieczeństwo, czy coś
innego. W dodatku przestrzeń na ekranie zaczęła jaśnieć. Zobaczyła kilka odległych
lecz szybko poruszających się punktów.
- To nie mogą być asteroidy. - powiedziała szeptem. - Chociaż wolałabym, żeby
to były one.
Ale czuła, że nie są to kawałki kosmicznych skał. Podświadomość mówiła jej, że
to inne o wiele większe niebezpieczeństwo.
- To myśliwce. - usłyszała za sobą stłumiony głos.
Aż podskoczyła ze strachu, bowiem w tej przedziwnej ciszy głos ten zabrzmiał jakoś
dziwnie.
- Ravell! - niemal krzyknęła, odwracając się. - Gdzieś ty był?! Potrzebowałam
cię!
- Przepraszam, ale nie mogłem się pojawić. Uważam jednak, że powinniśmy raczej
zrobić coś z tymi maszynami.
- Ale co?! Nie mam pojęcia gdzie podziewa się Ghost! Co mam robić?!
Jerica była wyraźnie przerażona.
Jak na zawołanie odezwał się Ghost.
- Van Kist wyjdzie z tego. Będę u ciebie za jakiś czas, muszę się trochę
podreperować.
- Ile czasu ci to zajmie? - zapytała.
- Dziesięć minut. Dlaczego pytasz? - zaniepokoił się.
- Bo ja jestem tu, a z naprzeciwka zbliżają się myśliwce! Co mam robić?!
- To niedobrze. Nie mogę się stąd ruszyć, jestem chwilowo unieruchomiony.
- Ghost! One są coraz bliżej! - krzyknęła.
- Musisz przejść na ręczne sterowanie.
- Czyś ty oszalał?!
- Na symulatorze wychodziło ci to całkiem nieźle. Musisz! Inaczej będzie po nas!
Usiądź na miejscu kapitana.
- Już tu jestem. - powiedziała.
- Widzisz duży czerwony kwadrat? To automatyczny pilot. A obok niego jest
przełącznik dział wieżyczek na stery kapitana. Pamiętasz lot na symulatorze,
pamiętasz jak strzelałaś? Korzystaj z tych samych urządzeń i wskaźników co wtedy.
Słyszysz mnie?
- Słyszę, bardzo wyraźnie. - powiedziała. - Chociaż to nie ma sensu. - dodała
cicho. - Ale pospiesz się, dobrze?
- Zrobię co będę mógł.
- Uwierz w siebie, Jerico. - powiedział Ravell. - Potrafisz, wierz mi.
Zrobiła to, co kazał jej Ghost. Trzymając stery, poczuła jak ogromny prom całkowicie
spoczął w jej rękach.
- Skoncentruj się nad tym co robisz i zaufaj swojej sile.
- A jeżeli znowu nie zapanuję nad tym?
- Musisz!
Ravell miał rację. Musiała. Innego wyjścia nie było.
Jej postać zaczęła lekko jaśnieć.
Uspokoiła się i pewniej spoglądała na ekran. Myśliwce zaczęły szybko się
zbliżać. Było ich około dziesięciu.
- Zaufaj swojej sile. - usłyszała szept. - Zaufaj jej ...
Zamknęła oczy. Jej ruchy stały się płynne, jakby od lat robiła to co teraz.
- Tak ... Właśnie tak ...
Na zewnątrz ciągle rozlegały się odgłosy wybuchów. Dalsze i bliższe, ale ani jeden
na tyle bliski, żeby zagrozić promowi. Pilot zręcznie unikał ognia dział myśliwców.
Wszystko wyglądało tak, jakby znał zamiary wrogów na ułamek sekundy wcześniej niż
oni sami zdołali zrobić jakikolwiek ruch. Po minucie czy dwóch również prom
odpowiedział ogniem. I choć piloci myśliwców byli świetnie wyszkoleni, nie uchroniło
to trzech z nich przed śmiercią w jaskrawych płomieniach ich rozlatujących się
maszyn.
Nagle na mostek wszedł Ghost.
Kiedy zobaczył co się dzieje, znieruchomiał na chwilę.
Drobna postać dziewczyny jaśniała lekką poświatą. I wtedy zauważył, że Jerica
prowadzi statek z zamkniętymi oczami. Spojrzał na ekran. Wszystko wyglądało świetnie.
Z niesamowitą zręcznością unikała ognia przeciwnika. Wszystkie jej ruchu były tak
płynne, jakby była zjednoczona z maszyną w najwyższym stopniu. Całkiem
niespodziewanie "obudził" go bardzo bliski wybuch. Na tyle bliski, że jego
podmuch uderzył w zewnętrzną powłokę i przeciął ją. Statkiem trochę zarzuciło,
ale pilot natychmiast wyrównał lot.
- Może byś mi pomógł? - usłyszał jej głos.
Nie odwróciła do niego głowy i nawet nie otworzyła oczu.
Najszybciej jak mógł, mimo jeszcze kilku drobnych uszkodzeń, podszedł do swojego
stanowiska.
- Świetnie ci idzie. - powiedział. - Tylko tak dalej. A ja tym czasem zacznę
obliczać podświetlną.
Nie odpowiedziała, więc Ghost zabrał się do roboty.
***************************************************
Kiedy wyszli z nadprzestrzeni, byli już wystarczająco
daleko, żeby nie obawiać się myśliwców Barona.
- Ale skąd one się wzięły? - dziwiła się.
- Baron ma potężne stacje na planetach, ma nawet prawdziwe miasto, stacjonujące
na orbicie Waaktaar, ma też małe, często nic nie znaczące, choć czasami kłopotliwe
jednostki na różnych księżycach, planetach, czy w innych miejscach. To na szczęście
były myśliwce z takiej właśnie jednostki.
Na chwilę zaległa cisza.
- Byłaś zdumiewająco wspaniała. - powiedział w końcu, uśmiechając się
lekko.
Skromnie spuściła głowę i wtedy zobaczyła jego prawą nogę i prawą dłoń. Były
rozerwane, a wśród odsłoniętego wnętrza migotały pojedyncze iskierki zwarć.
Zauważył, że patrzy na jego "rany".
- Było gorzej. Ale to nic groźnego. Zajmę się tym zaraz.
- Sam? - zdziwiła się.
- Tak. Nodze nic nie będzie, ale dłoń do wymiany. - machnął nią i sama
nienaturalnie zgięła się.
Dziewczyna mimo woli skrzywiła się.
- Och, przepraszam. - powiedział, prostując lewą "zdrową" ręką
uszkodzoną dłoń. - Zaraz się za to wezmę.
- A co z Van Kistem? - zapytała, niby mimochodem.
- Z nim jest trochę gorzej niż ze mną, ale wyjdzie z tego. Zszyłem go najlepiej
jak umiałem. Powinien obudzić się za kilka minut. - powiedział.
- Acha.
- Chcesz tam iść? - zapytał. - Idę w tamtą stronę.
- Można to tak zostawić? - zdziwiła się.
- Moja operacja zajmie mi najwyżej cztery minuty. Wrócę tu i dam sobie radę sam.
Skinęła głową i poszła za androidem.
Van Kist leżał na wysokim "stole operacyjnym" przypięty pasami. Wysoko nad
nim paliło się słabe światło, a ekrany komputerów na ścianie obok mrugały w sobie
tylko znanym celu.
Podeszła do mężczyzny. Pierwszą rzeczą o jakiej pomyślała było to, że Van Kist
wydawał się teraz taki bezbronny. Uśmiechnęła się i podniosła dłoń, jakby
chciała dotknąć jego głowy i pogłaskać go.
Na ułamek sekundy znieruchomiała, zastanawiając się czy może to zrobić. Mogła i
chciała, obojętnie czy dowie się o tym i będzie się wściekał czy też nie.
Pogłaskała go po ciemnych włosach. Były miękkie i przyjemne w dotyku. Uświadomiła
sobie nagle, że nigdy przedtem nie zrobiła takiego ruchu w stosunku do nikogo. To też
było przyjemne. Zauważyła na jego piersi i lewym ramieniu ślady po zszywaniu. Taką
samą bliznę odkryła na czole, ale przedtem zasłaniały ją włosy. W pierwszej chwili
chciała ingerować, ale potem pomyślała sobie, że znowu nie byłby z tego zadowolony.
Lepiej było zostawić mu te małe "pamiątki".
Zupełnie niespodziewanie w drzwiach pojawił się Ghost. Jerica szybko cofnęła rękę.
Spojrzała na niego ciekawa jego reakcji. Ale android jakby tego nie zauważył, choć
wiedziała że musiał.
- Jestem już cały. - powiedział i pomachał do niej "nową" dłonią. -
Wracam na mostek. Jak się obudzi, powiedz mu żeby wypił to. - wskazał zielony płyn w
wysokiej szklance, stojącej obok niej na stoliku.
- Dobrze, powiem mu.
- Acha i powiedz mu, żeby trochę odpoczął. - dodał i wyszedł.
Skinęła głową, mimo że znowu została sama ze śpiącym Van Kistem.
Po chwili jednak lekko poruszył się i powoli otworzył oczy.
Pierwszą osobą jaką zobaczył, była Jerica.
- Co ty tu ... - chciał zapytać i poruszył się gwałtownie.
Ból w ramieniu i pasy powstrzymały go jednak.
Dziewczyna odpięła pasy.
- Powinieneś uważać. - zwróciła mu uwagę i pomogła usiąść.
- Nic mi nie będzie. - powiedział.
Obejrzał swoje szwy, dotknął ich i zasyczał.
- Trzeci masz na czole. - powiedziała.
- Czuję go, nie musisz mi tego mówić.
- Przyjemny gość z ciebie, nie ma co. Wolałabym, żebyś jeszcze sobie pospał.
- Przykro mi, że cię rozczarowałem.
Nie odpowiedziała. Podała mu tylko szklankę zielonego napoju. Wziął ją do ręki,
powąchał, ale nie wypił. Spojrzał na dziewczynę.
- Możesz się nie obawiać, to nie mój eliksir. Ghost kazał ci go wypić. Pewnie
to on go przygotował. Jemu chyba wierzysz?
Bez słowa wypił. Kiedy połknął ostatni łyk, wzdrygnął się.
- Ohydne! - mruknął.
- Co to dla ciebie. - odparła. - Masz trochę odpocząć. To też zalecenie Ghosta,
nie moje.
- Czuję się świetnie! Czy mogę stąd zejść?
Nie czekając na odpowiedź, zeskoczył z wysokiego łóżka. Tym razem znowu dały mu
się we znaki rany, aż zatoczył się. Podtrzymała go i oparła o mebel, na którym
przez chwilą siedział.
- Rzeczywiście, czujesz się świetnie. Jest tylko jeden drobny problem, nie
możesz ustać na własnych nogach i trochę cię boli. Prawda?
Ironia w jej głosie była oczywista.
Spojrzał na nią, ale nic nie powiedział. Bo cóż miał powiedzieć?
Naprawdę nie mógł utrzymać pionu i piekielnie go bolało.
- Mogłabym ci pomóc. - odezwała się cicho.
Znowu spojrzał na nią. To nie był zły pomysł. Ale przecież poprzednio powiedział
jej, że nie chce jej cudów. Miałby teraz pozwolić, żeby je znowu robiła? Przyznałby
się tym samym do błędu. O nie! Woli trochę pocierpieć, ale nie będzie ...
- Nie unoś się dumą! - powiedziała. - Po co to robić? Chcę ci pomóc, bo
mogę. Dlaczego masz z tego nie skorzystać? Tylko dlatego, że poprzednio odrzuciłeś
to? Wszystko się zmienia, więc i twój pogląd na to może się zmienić. Nie sądzisz,
że to dobra zmiana?
Patrzyła na niego tymi swoimi boskimi oczami. Miała rację.
Do cholery, ona miała rację!
- W porządku. - skapitulował. - Nie powiem, żeby teraz to był zły pomysł.
Uśmiechnęła się. Podeszła do niego bardzo blisko. Czuł jej zapach i nie mógł się
powstrzymać od myśli, że podoba mu się. Położyła swoją dłoń na jego zranionym
ramieniu. Nie patrzyła mu w oczy, jakoś nie mogła. Za to on patrzył na nią. Jej
włosy musnęły jego usta, a on nie odsunął się. Zdał sobie sprawę, że dziewczyna
jest, jak na Diriankę, pociągająca.
Położyła dłoń na jego piersi.
Mimowolnie przeszył go dreszcz. Chciał ją objąć, ale nie był pewien jak zareaguje, a
nie chciał jej wystraszyć.
Kiedy dotknęła palcami rany na czole, musiała spojrzeć mu w oczy. I wtedy zobaczyła w
nich to, czego nie widziała przedtem.
Coś zupełnie przeciwnego do nienawiści. Nie potrafiła jednak powiedzieć co to było.
Nigdy przedtem tego nie widziała, ani nie czuła. Van Kist w porę zreflektował się.
Uśmiechnął się i powiedział:
- Dziękuję.
- Nie ma za co. - odparła. - Lubię pomagać. Nawet tym, którzy są uprzedzeni do
mojej mocy.
Jerica odsunęła się od niego. Podała mu bluzę.
- Teraz czuję się naprawdę świetnie. - powiedział.
- To dobrze.
Na chwilę zaległa cisza. Van Kistowi wydawało się, że trwa wiecznie. Poczuł się
trochę nieswojo. W końcu powiedział:
- Chyba pójdę już do Ghosta.
Skinęła głową i lekko uśmiechnęła się.
Kapitan wyszedł, a gdy oddzieliły go od niej stalowe drzwi, dotknął ręką ramienia w
miejscu gdzie przedtem była rana. Poczuł tylko lekkie mrowienie, które po paru
sekundach ustąpiło.
Tymczasem Jerica ciągle zastanawiała się co takiego zobaczyła w oczach Van Kista.
- Ravell! - zawołała stłumionym głosem. - Ravell! Wiem, że gdzieś tu jesteś.
- Jestem, jestem. - usłyszała głos, a chwilę potem zobaczyła jego
właściciela.
- Co to było, Ravell? - zapytała.
- Co? - zdziwił się.
- Zawsze wszystko widzisz, a teraz nic nie widziałeś? Jego oczy. To było coś ...
Nie wiem jak to nazwać. Było zupełnie przeciwstawne do nienawiści. Nigdy przedtem nie
czułam tego i nie widziałam. Na krótki moment jego oczy odzwierciedlały to co
wyczuwałam. Powiedz mi, co to było?
- Nie wiem. - odparł Ravell, ale nie powiedział tego zbyt przekonująco.
- Wiesz, tylko nie chcesz powiedzieć. Dlaczego?
Wysłannik westchnął.
- To jest coś, do czego sama musisz dojść. Sama musisz dowiedzieć się co to
było. Nie mogę ci pomóc. Przykro mi.
Jerica patrzyła na niego zdziwiona. Nie mogła zrozumieć dlaczego Ravell nie chciał,
czy nie mógł powiedzieć jej co to było.
***************************************************
- Ty chyba majaczysz! - powiedział któryś raz Van
Kist. - To fizycznie niemożliwe! Jesteś pewien, że cały już się naprawiłeś?
- Mów co chcesz, ale co wiedziałem, to ci teraz mówię. Poza tym jestem gotów
uwierzyć we wszystko co jest z nią związane. A ty nie?
Ghost uważnie przyglądał się swojemu szefowi. Ten zauważył to i zapytał w końcu
zirytowany:
- Czego się tak na mnie gapisz?!
- Miałeś na czole paskudną ranę, a teraz jej nie masz. - powiedział i nagle
zrozumiał. - Skorzystałeś z niej!
- O czym ty mówisz do cholery?
- Skorzystałeś z jej mocy! A nie pamiętasz jak powiedziałeś, że nie jest ci to
potrzebne?! Pamiętasz?! A może masz zanik pamięci?
- Odczep się ode mnie! Sama się zaofiarowała!
- A ty nie mogłeś odmówić?!
- O co ci chodzi?
- Wkurzasz mnie! Żebyś ty wiedział jak czasami potrafisz kogoś wkurzyć. Nawet
mnie! A przecież jestem robotem i do cholery powinienem być na coś takiego uodporniony!
Ale ty potrafisz...
- Skończ już z tym! - krzyknął Van Kist.
- Dlaczego?! Dlatego, że mam rację? Od samego początku nienawidzisz jej nie
wiadomo za co, wydzierasz się na nią, a potem pozwalasz żeby cię uleczyła. Ale kiedy
okazuje się, że tak naprawdę uratowała ci życie, nie chcesz mi wierzyć i mówisz,
żebym się naprawił. Tobie by się to przydało, wiesz?!
Van Kist czuł się okropnie. Wszyscy byli przeciwko niemu. Nawet Ghost, jego własny
robot, z którym podróżował od lat. Ghost nigdy nie zrobił mu takiej sceny! Bo to
była prawdziwa scena! Czasami miał wrażenie, że android jest bardziej ludzki niż być
powinien. On widział co się działo z Van Kistem od czasu ostatniego spotkania z Mar'em.
Był jego głęboko ukrytym sumieniem, które chciał uciszyć. I nie mógł, nie
potrafił! Przez dziewczynę.
O Boże! Nienawidził jej, bo w jego mniemaniu miał powód. Ale gdzieś w głębi Ghost
odkrył w nim to cholerne sumienie, poczucie winy i niesprawiedliwości jaką komuś
zadał.
Tam w pokoju, kiedy byli we dwoje, niemal coś w nim pękło. Zdał sobie sprawę, że nie
może nienawidzić tak pięknej istoty. Ale przez całe życie stykał się z
nienawiścią, przemocą i kłamstwem. To było w nim zakorzenione o wiele głębiej niż
miłość, której nigdy nie zaznał. Cała ta sytuacja męczyła go. Nigdy przedtem nie
był tak wyczerpany psychicznie.
Bez słowa wstał i wyszedł. Ghost nawet nie zapytał dokąd idzie.
Kiedy stanął na progu jej pokoju, siedziała w fotelu. Na jego widok wstała. Patrzyła
na niego nieco zdziwiona. Przecież rozstali się niespełna kilkanaście minut temu.
- Przepraszam, że ci przeszkadzam. - powiedział jakby na swoje usprawiedliwienie.
- Nie szkodzi. Czy coś jest nie w porządku? - zapytała.
- Nie, wszystko jest w najlepszym porządku. - zapewnił ją. - Chciałem tylko ...
Ghost powiedział mi co zrobiłaś i wychodzi na to, że uratowałaś mi życie.
Chciałbym ci podziękować.
- Powiedział ci jak to zrobiłam?
- Tak. Ale chcę żebyś wiedziała, że to co dla mnie zrobiłaś raczej nie zmieni
mojego nastawienia do ...
- Do mnie?
Spojrzał na nią. O Boże! To co miał teraz powiedzieć, mogła potraktować jak wyrok.
A nie miało to tak zabrzmieć.
- Słuchaj, nie jestem z tych, którzy widząc czy odczuwając cud, natychmiast
nawracają się. Trudno, taki już jestem i nie sądzę abym kiedykolwiek się zmienił.
Spuściła głowę. Po raz pierwszy od lat nie udało jej się zdobyć serca człowieka.
Czuła, że górę w nim wzięła nienawiść. Nie myślała, że nienawiść może być
tak wielka.
- Ale nie zniechęcaj się. - powiedział. - Ja jestem jedyny w swoim rodzaju. Nie
powinnaś mieć takich trudności z innymi.
Uśmiechnął się blado i wyszedł.
Było jej ciężko. Naprawdę niewiele brakowało, żeby zniechęciła się. Nie chciała
z niego zrezygnować. Był jej potrzebny. Ale nie wiedziała już co robić.
***************************************************
- Odpuść go sobie. - powiedział Ravell. - Niedługo
się rozstaniecie i zapomnisz o nim. Każde z was pójdzie własną drogą. Tak już jest.
- Nie potrafię, Ravell. - powiedziała, nie patrząc na niego.
Wysłannik spojrzał na nią uważnie.
- Jak to nie potrafisz? - zapytał zdziwiony.
- To jest silniejsze ode mnie. Nie potrafię już z niego zrezygnować. Może
dlatego, że wiem o jego walce.
- Walce?
- On walczy ze sobą. Nie wiem dlaczego i jak to się skończy, ale w jego duszy
trwa walka. Nie mogę go tak zostawić. Mimo wszystko stał mi się bliski.
Ravell westchnął. Tego nikt nie przewidział. Uczucie, które rozwinęło się w niej
mogło być czymś więcej. Miał tylko nadzieję, że jakimś cudem nie dojdzie do tego o
czym myślał.
Całe życie tej młodej dziewczyny upłynęło na ciągłej ucieczce. Nie było czasu na
uczenie jej o niektórych pojęciach. Nigdy nie zetknęła się ze wszystkimi ludzkimi
uczuciami. Nie wiedziała co to miłość do drugiej osoby. A jeśli podświadomie
właśnie to uczucie żywi do Van Kista? Nie było w tej chwili nikogo, kto mógłby jej
to wytłumaczyć. A on, Ravell, nie bardzo nadawał się do tego.
- Nie możesz mu pomóc. - powiedział Ravell.
- Dlaczego?
- Przecież odrzucił cię.
- Niezupełnie. A poza tym Mar nauczył mnie czegoś. Nie zawsze ten, który odrzuca
pomoc, chce ją odrzucić całkowicie. Czasami milczenie jest najgłośniejszym krzykiem.
- To prawda, ale nie zawsze jest tak jak nam się wydaje. Nawet ty możesz się
mylić.
- A jeżeli się nie mylę? - zapytała.
- A jeżeli się mylisz? - odpowiedział pytaniem.
Dziewczyna zamilkła. Ravell miał nadzieję, że to zakończyło całą sprawę, ale już
po chwili zorientował się, że tak nie jest.
- Mam dziwne wrażenie, że starasz się mnie odciągnąć od niego.
- Odciągnąć?
- Ja też tego nie rozumiem. Na początku twój stosunek do niego był ... nijaki.
Ale mimo to pomagałeś mi zrozumieć tego człowieka. Nie udało mi się to do końca.
Byłeś moim dobrym duchem.
- Teraz nim nie jestem?
- Sama nie wiem. W jednej chwili chcesz żebym odcięła się od niego, jak ty to
powiedziałeś "odpuściła go sobie". Nie rozumiem tego, Ravell.
Oboje znaleźli się w kłopotliwej sytuacji. Ravell nie wiedział co robić, jak jej to
wytłumaczyć.
- Jerico... - zaczął. - Nie wiem czy potrafię ci to wytłumaczyć.
- Postaraj się. - powiedziała.
Wysłannik usiadł na skraju stołu.
- Jesteś dla ludzi bogiem, ich ostatnią deską ratunku. Masz do spełnienia
trudną misję. Żeby wszystko się powiodło, musisz myśleć tylko o tym. Nic i nikt nie
może temu przeszkodzić. Nie możesz angażować się w nic innego.
- Kto mógłby mi w tym przeszkodzić? Ludzie? Przecież jestem ich nadzieją. W co
nie mogę się angażować?
- W uczucia.
Patrzyła na niego nic nie rozumiejąc.
- Ravell, jestem otoczona przez ludzi, mam duszę i serce. Nie mogę wyzbyć się
uczuć.
- Nie mówię o wyzbyciu się uczuć. Mówię o nieangażowaniu się w nie.
Właściwie mam na myśli jedno konkretne uczucie.
- Jakie?
- To uczucie, którego możesz nie znać.
- Wydawało mi się, że poznałam i doznałam wszystkich ludzkich uczuć.
- A jednak nie. To uczucie, które wywiązuje się między ... dwojgiem ludzi.
W dalszym ciągu nic nie rozumiała, a Ravell był coraz bardziej zakłopotany.
- To miłość.
- Znam to uczucie. - powiedziała.
- Nie taką miłość znasz. Ta, o której mówię, to miłość między kobietą i
mężczyzną.
Wiedziała teraz o czym mówił.
Znała to uczucie, choć ... rzeczywiście nigdy go nie zaznała. Ludzie opowiadali jej o
nim. Widziała zakochane pary.
- Ale co to ma wspólnego z Van Kistem? - zapytała.
- Bardzo dużo. Z nim i z twoją misją. Nie wolno ci się angażować w taką
miłość. To mogłoby być niebezpieczne.
- W jakim sensie?
- Miłość to uczucie, które opętuje ludzi niczym szaleństwo. To coś co w nich
dominuje i najczęściej nie da się okiełzać. A człowiek, który nie panuje nad
uczuciami, popełnia błędy, czasami ogromne i nieodwracalne. Dirianie zawsze byli
spontaniczni. Jesteś Dirianką, a w dodatku masz do spełnienia trudne i ważne zadanie.
To mogłoby je zakłócić.
- I myślisz, że ja coś takiego czuję do...Van Kista? - zapytała.
- Czuję, że przekroczyłaś pewną granicę. Może podświadomie, ale zrobiłaś
to. I mam nadzieję, że się mylę.
- Oczywiście, że się mylisz. Jedyne uczucie jakim go darzę, to... współczucie
i coś na kształt przyjaźni. To wszystko.
- Jesteś tego pewna? To bardzo ważne. Nie wolno ci kochać. Nie teraz.
Po chwili ciszy odparła:
- To nie jest to o czym myślisz. To nie jest miłość.
- "Mam nadzieję" - pomyślał. -"Spraw Najwyższy, aby i w nim
zgasła ta iskierka, którą widziałem. Dla dobra wszystkich, niech zwycięży w nim
nienawiść."
Ravell zdawał sobie sprawę, że to o co prosił było złe. Ale wiedział też, że od
tego mogło zależeć wszystko.
***************************************************
Od tej rozmowy Jerica była ciągle zamyślona. Nawet Van
Kist i Ghost zauważyli to. Ale nie odpowiadała na ich pytania. Zrozumieli w końcu, że
nie chce żeby o cokolwiek ją pytali. Uszanowali więc to.
Ożywiła się dopiero, kiedy dotarli w pobliże galaktyki Latrix.
- Jeżeli nic nie stanie nam na przeszkodzie, dotrzemy do Ankea jeszcze dziś. -
powiedział kapitan, gdy znalazł ją w sali widokowej.
Siedziała na kamieniu, patrząc przed siebie. Była zamyślona. Podszedł więc do niej
ostrożnie i chrząknął na znak, że jest tam. Spojrzała na wtedy na niego jakoś tak
dziwnie.
Przekazał jej wiadomość i wtedy lekko poruszyła się.
- Wiesz jak ich odnaleźć? - zapytała.
- Tak, Mar powiedział mi dokładnie co i jak należy zrobić.
- To dobrze. - powiedziała cicho. - A kiedy ich znajdziemy, rozstaniemy się.
Nie patrzyła na niego, ale on spojrzał.
Tak, tak będzie lepiej dla nich obojga. Rozstanie to najlepsze co może się stać.
- Będziesz wśród przyjaciół, - powiedział. - a ja wrócę tam skąd
przybyłem.
Nagle zapytała:
- Możesz coś dla mnie zrobić?
- Jasne, a co?
Wtedy spojrzała na niego i poprosiła:
- Odpowiedz na jedno pytanie. Jaki jest powód twojej nienawiści do mnie?
Chciała to wiedzieć, a on przecież nie raz miał ochotę jej to wykrzyczeć.
Ale zapytała w taki sposób, że zatkało go.
- Wiem, że jest coś takiego. To tkwi w tobie bardzo głęboko. Przez to nie
potrafię cię zrozumieć.
- A musisz?
- Chciałabym bardzo. Nawet nie wiesz jakie to dla mnie ważne. Proszę...
- Nie chcę tego kończyć awanturą, rozumiesz?! - jego głos nie był już taki
spokojny.
Jej też przestał taki być, bo poczuła, że to jedyny sposób poznania prawdy.
- Nie rozumiem! Zrobię wszystko, włącznie z awanturą, żeby w końcu to wyszło
z ciebie!
- Po co ci to?! - krzyknął niemal.
- Nie wiem! Skąd mam wiedzieć?! Po prostu wewnętrznie czuję, że to dla mnie
ważne!
- Dla ciebie?
- Tak! W pewnym sensie to również dotyczy mnie!
- Posłuchaj mnie uważnie! To moja prywatna sprawa i nieważne w jakim stopniu
ciebie dotyczy. Nie mam ochoty mówić ci o tym. Ale wiedz jedno: to jedyna rzecz jaka mi
została i niezmiennie od lat czuję to do ciebie!
- Od lat? - zdziwiła się.
- Tak, od dnia w którym zabrałaś mi to co należało do mnie, a czego najbardziej
w życiu pragnąłem. I nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi, bo nie wierzę ci!
Nie powiedział nic więcej. Był wypełniony nienawiścią. Nienawiścią do niej.
Niewątpliwie mówił prawdę, ale nie wiedziała co ona oznacza.
Zabrała mu coś? Co, na boga? O czym miała wiedzieć?
Chciała krzyczeć z całej siły. Chciała, żeby powiedział jej to o czym według niego
powinna wiedzieć.
Zamiast tego jednak poczuła, że słabnie. Zupełnie nagle, tak jakby zadziałały
jakieś siły.
Niemal w tej samej chwili Van Kist odwrócił się i chciał odejść.
Kątem oka zauważył, że z dziewczyną dzieje się coś złego. Spojrzał na nią z
wrogością i uznał, że robi to specjalnie.
- Daj spokój! To stary sposób. - powiedział.
Ale dziewczyna nie słyszała go. Wsparta o kamień czekała, aż wszystko minie.
Przeliczyła się. Chwilę potem straciła przytomność. Gdy znowu ją odzyskała,
leżała na ziemi z głową opartą o pierś Van Kista. Był przerażony.
- Co się stało? - zapytał, pomagając jej usiąść.
Tak samo nagle jak się pojawiło, osłabienie znikło. Wiedziała już co się stało.
Mar ostrzegał ją przed tym.
- "Musisz umieć chronić się przed nienawiścią i innymi złymi uczuciami.
Jeśli ktoś nienawidzi wystarczająco mocno, może tym skrzywdzić cię." -
przypomniała sobie jego słowa.
Spojrzała na Van Kista. Nienawidził jej, ale nie zdawała sobie sprawy, że tak bardzo.
Ciekawe czy wiedział o jej słabym punkcie? Ciekawe czy zrobił to specjalnie?
- Co się stało? - zapytał znowu. - Dlaczego tak na mnie patrzysz?
- Nic mi nie jest. - powiedziała, wstając.
- Jesteś pewna?
- Dziwny z ciebie człowiek. Pałasz do mnie nienawiścią, ranisz mnie nią, a
zaraz potem stajesz się opiekuńczy.
- To dlatego, że muszę dowieźć cię żywą i zdrową.
- Więc nie rań mnie. - powiedziała i wyszła z sali.
Przez chwilę zastanawiał się co mogła mieć na myśli. Do niczego jednak nie doszedł.
***************************************************
Bez większych przeszkód dotarli do Ankea. Teraz tylko
należało znaleźć odpowiednich ludzi.
Upewniwszy się, że w pobliżu nie ma żadnych jednostek Barona, Van Kist zaczął
nadawać niezrozumiały dla siebie kod, który podał mu Mar.
- Nie wydaje mi się, żeby orbita była najlepszym pomysłem. - zauważył Ghost.
- Masz rację. Zejdziemy jak najniżej nad równik. - powiedział kapitan.
- Zawiadomić ją? Może powinna tu być?
- Jak chcesz. - odparł Van Kist obojętnie.
Ghost spojrzał na niego.
- Znowu pokłóciliście się?
Ten rzucił mu tylko jedno spojrzenie.
- W porządku! Przecież nic nie mówiłem!
Za pomocą komputera odszukał dziewczynę i przekazał jej wiadomość. Chwilę potem
zjawiła się na mostku. Bez słowa usiadła obok androida i wpatrzyła się w główny
ekran, na którym widniała Ankea. Lecieli już jakiś czas nad równikiem wysyłając
sygnały, ale nie było żadnej odpowiedzi. Van Kist jak zwykle w takich sytuacjach,
zaczął się irytować.
- Pięknie! Jeszcze się okaże, że ich tu wcale nie ma! - powiedział.
- Są. - odparła, siedząc nieruchomo.
- Możesz mi powiedzieć gdzie?
- Po prostu są i już.
- Ale gdzie, do cholery?! W porządku, przepraszam. To nie twoja wina, że nie
wiesz.
- Masz rację, to nie moja wina.
Zaległa cisza, którą mogła wypełnić nowa awantura. Na szczęście dla nich
wszystkich Ghost odezwał się nagle:
- Dwa myśliwce za nami i trzy z północy. Zbliżają się raczej szybko. Co
robimy?
Van Kist znowu zajął się pilotażem.
- Zobaczymy co to za jedni i czego chcą.
- Odczyty radarowe są niepełne. Wiadomo tylko, że to jednoosobowe pojazdy.
- Jakieś dane techniczne?
- Z pewnością to nie maszyny Barona.
- Więc to może ten oczekiwany komitet powitalny.
- Są coraz bliżej. Jeszcze kilka sekund i zrównają się z nami. Nadają coś.
- Przejdź na pełny odbiór.
Sygnały były dziwne nawet dla Ghosta, ale Van Kist pokiwał z zadowoleniem głową.
- To jest odpowiedź, na którą czekaliśmy. Jesteśmy prawie w domu. -
powiedział.
Nagle na mostku rozległ się głos jednego z pilotów myśliwca:
- Tu kapitan Whitaker, dowódca estakady. Czy mnie słyszycie?
- Bardzo dobrze. - odpowiedział Van Kist.
- Kim jesteście, skąd znacie kod i jaki jest cel waszej podróży?
- Jestem Peter Van Kist. Kod, zresztą cholernie idiotyczny, znam od waszego kumpla,
Mar'a Nygh'a. Prosił mnie o dostarczenie tu kogoś ważnego.
- Kogo?
- Mówi wam coś nazwisko Ansen? Jerica Ansen?
- Jest razem z tobą? - w głosie Whitakera było słychać nutkę radosnego
zdziwienia.
- Jasne. I chciałbym ją wam oddać jak najszybciej.
- W porządku, leć za nami i stosuj się do poleceń.
Zmienili kurs i podążyli za dwoma myśliwcami Rebeliantów. Trzy inne pozostawały z
tyłu.
Van Kist oczekiwał ze strony dziewczyny jakiejś reakcji, kiedy powiedział, że
chciałby ją jak najszybciej oddać. Dziewczyna jednak nie zareagowała. Nawet nie
spojrzała w jego stronę. Zrobiło mu się trochę głupio, gdy jego oczekiwania nie
spełniły się, ale nie dał po sobie tego poznać.
Wkrótce dotarli do górzystych terenów północy. Ghost tak samo jak Van Kist, sądził
że baza znajduje się w głębi jakiejś ogromnej góry, jakich wokoło nie brakowało.
Dlatego też zdziwili się, gdy pierwszy z dwóch myśliwców skierował się do ogromnej
dziury w kamiennym podłożu.
- W dziurze? - zdziwił się kapitan.
Ale posłusznie zagłębili się w bardzo szeroki podziemny korytarz.
Po kilku minutach kluczenia ze zwolnioną szybkością w poziomie i niemal w pionie,
wlecieli do bardzo jasnej ogromnej hali, która była jednocześnie lądowiskiem.
- A niech mnie! - szepnął Van Kist.
Wylądowali w oznaczonym miejscu.
Ghost otworzył właz i wstał.
- Czekają już na nas. - powiedział.
- Nie na nas, durniu. Na nią. - sprostował Van Kist.
Spojrzała na niego i również wstała. Bez słowa wyszła z pomieszczenia. Kapitan
dogonił ją chwilę potem.
- Zrób dobre wrażenie, uśmiechnij się. - powiedział.
- Po co? Żeby myśleli, że jesteśmy przyjaciółmi?
- Nie. Jak zobaczą ponurego boga, wszystkiego im się odechce. A poza tym
rzeczywiście mogliby to źle zrozumieć. - dodał.
- Nie bój się, dostaniesz to, czego tak bardzo chcesz.
- I na tym to właśnie polega. Oboje będziemy mieli to, czego chcemy.
Weszli właśnie na trap. Na płycie lotniska oczekiwał na nich starszy mężczyzna.
Wokół stali uzbrojeni ludzie. Wszyscy czekali na moment, kiedy żywa legenda, czyli
Jerica, stanie na płycie lotniska. Gdy stało się to, oczy wszystkich skierowały się
na nią i zaległa cisza.
W tym momencie pewnie większość z nich oceniało ją.
Czego mogli się po niej spodziewać? Była niepozorna jak na kogoś kto był półbogiem.
O wiele niższa od Van Kista i Ghosta, ubrana w zwiewną błękitną szatę z ciemnymi
rozpuszczonymi lekko kręconymi włosami do ramion. Była prawie dzieckiem. Dzieckiem,
które mogło wyzwolić ludzkość i dać jej nowe życie.
Starszy mężczyzna, widocznie ktoś ważny, podszedł kilka kroków i zaczekał aż
przybysze podejdą do niego. Uśmiechnął się kiedy zobaczył ją. Pewnie czekał na tą
chwilę od lat.
- Witam w naszej bazie. - powiedział. - Jestem Komandor Craigh.
Podała mu rękę na powitanie, tak jak ludzie robią to między sobą. Komandor podał
jej również swoją dłoń i nagle nieoczekiwanie ... przyklęknął na jedno kolano.
Reszta zrobiła to samo.
Zdarzyło jej się to po raz pierwszy i była tym wstrząśnięta. W pierwszej chwili nie
wiedziała co robić. Spojrzała speszona na Van Kista, ale ten wydawał się być
zirytowany i wcale nie zamierzał przyjść jej z pomocą. Jednak już po chwili
dziewczyna dotknęła ramienia komandora, nakazując mu tym samym aby wstał. Inni
również wstali.
- Proszę tego nigdy nie robić. - powiedziała.
- Czego? - zdziwił się komandor.
- Proszę nigdy więcej nie klękać przede mną. Może jestem niezwykła dla was,
ale nie do tego stopnia, żeby klękać przede mną.
Craigh skinął lekko głową.
Poprowadził dziewczynę dalej.
- Sprawdź jak nasz prom. Jeżeli wymaga napraw, zajmij się tym. - powiedział Van
Kist do Ghosta i podążył za dziewczyną.
Dopiero kiedy cała trójka znalazła się w jakimś jasnym i wygodnym pomieszczeniu, Van
Kist wręczył komandorowi list Mar'a.
- Jak to się stało, że zginął taki wspaniały człowiek? -zapytał.
- Kiedy tam wylądowałem, był już umierający. - powiedział. - Zdążył
powiedzieć mi kilka słów i wręczyć ten list. Nie wiem co tam się stało.
- Kilka dni wcześniej mieliśmy starcie z ludźmi Barona. Mar był poważnie ranny,
a ja nie mogłam mu pomóc. - powiedziała cicho.
- Rozumiem. - odparł Craigh. - To był wspaniały i ofiarny człowiek.
Van Kist nie mógł tego słuchać. Drażniło go to, że komandor wychwalał tak Nygha.
- Mam do pana prośbę, komandorze. - powiedziała Jerica.
- Słucham.
- Statek kapitana Van Kista wymaga pewnych napraw. Mieliśmy spotkanie z myśliwcami
Barona.
- Oczywiście, nasi ludzie zajmą się tym.
- Poza tym ... sądzę, że w liście jest wzmianka o nagrodzie dla kapitana. To
było z jego strony wielkie poświęcenie i moim zdaniem należy mu się coś w zamian.
- Rozumiem. Każę wszystko przygotować. Na razie proszę rozgościć się tutaj.
Za chwilę wskażę wam wasze pokoje.
- Komandorze, - zaczął Van Kist. - nie zamierzam tu długo zostać, czy można
więc byłoby wszystko przyspieszyć?
- Ależ oczywiście. Będzie pan na bieżąco informowany o postępach prac na
pańskim statku. - odparł Craigh.
- Wolałbym sam je nadzorować. Pan rozumie, to mój statek i nie chciałbym ...
- W porządku. Za kilka minut poślę tam techników i zawiadomię pana o tym. A
teraz proszę mi wybaczyć, że zostawię was na chwilę samych. - powiedział komandor i
wyszedł.
Dziewczyna usiadła na szerokim obrotowym krześle.
- Nawet im nie ufasz? - zapytała.
- O co tym razem chodzi?
- Starają się jak mogą, ale ty nawet im nie ufasz. Czy naprawdę myślisz, że
mogliby zrobić coś nie tak na twoim "drogocennym" statku?
- A więc o to idzie. - uśmiechnął się. - Posłuchaj uważnie: to mój statek i
muszę tam być, kiedy obcy będą w nim grzebali. Nie lubię korzystać z niczyjej
pomocy. Tym razem muszę i nie obchodzi mnie jak to odbiorą, ale będę tam i
przypilnuję wszystkiego.
- Chyba rozumiem. - westchnęła cicho. - Chociaż nie do końca.
- Trudno. Jesteśmy zupełnie różnymi ludźmi i trudno żebyśmy wzajemnie
potrafili się zrozumieć. Ale musisz się z tym pogodzić i nie możesz ode mnie wymagać
jakichkolwiek zmian.
- Nie wymagam.
- To dobrze. Chyba się zrozumieliśmy, przynajmniej jeśli chodzi o tą sprawę.
Możesz się pocieszyć, już niedługo zniknę z twojego życia i nie będziesz musiała
usiłować zrozumieć mnie.
Spojrzała na niego uważnie.
- Naprawdę tak szybko chcesz się stąd wyrwać?
- Szczerze?
- Oczywiście.
- Tak, chcę. To będzie najlepsze wyjście dla nas obojga. Nie jesteśmy już sobie
do niczego potrzebni. Jedyne co nas łączyło to podróż. I to wszystko.
- Zapomniałeś o nagrodzie.
- A tak, jasne! Nagroda. Moja zapłata.
Van Kist nagle zdenerwował się.
- Czy ty do cholery myślisz, że te pieniądze są dla mnie aż tak ważne?!
- Wybacz, ale takie odniosłam wrażenie. Zresztą nie zrobiłeś nic, żeby
udowodnić mi, że tak nie jest.
- A po co? Przecież i tak miałaś o mnie wyrobione zdanie. Forsa to ważna rzecz.
Duża forsa to jeszcze ważniejsza rzecz. Ale wiedz jedno: gdyby Mar poprosił mnie,
zrobiłbym to dla niego nawet bez tej nagrody. Tylko nie myśl, że zrezygnuję z niej
teraz.
Zapadła cisza. Van Kist odwrócił się od niej nie chcąc patrzeć w jej oczy.
- Nigdy nie miałam o tobie wyrobionego zdania. - powiedziała cicho, ale tak żeby
usłyszał to.
- Co powiedziałaś? - zapytał.
Ale właśnie w tej chwili wszedł komandor.
- Wasze pokoje są już przygotowane. - powiedział. - Jeżeli pozwolicie, wskażę
je wam.
***************************************************
Przez kilka następnych godzin nie widzieli się. Van Kist i
Ghost pracowali na swoim statku razem z grupą techników. Jerica tym czasem rozmawiała z
Craighem.
- Nawet nie wiesz jak bardzo cieszę się, że jesteś z nami. Wszyscy czekaliśmy
na to od bardzo dawna. Niektórzy przez całe życie.
- Samo moje przybycie nic nikomu nie da, komandorze. Przede mną jeszcze długa
droga. Upłynie wiele czasu, zanim będę gotowa.
- Wiem, wszyscy o tym wiemy. Ale teraz będzie nam łatwiej czekać. - powiedział.
- Nie wiem jak mają wyglądać twoje przygotowania, ale jeśli czegokolwiek będziesz
potrzebowała, powiedz otwarcie.
- Jeśli już o tym mówimy ... Jest coś czego potrzebuję, komandorze.
- Co to takiego?
- Jaskinia.
- Jaskinia? - zdziwił się Craigh.
- Tak. Miejsce gdzie mogłabym bez obaw ćwiczyć.
- A nie może to być pomieszczenie tu, w bazie?
- Raczej nie. Nie potrafię jeszcze do końca kontrolować mojej mocy. Mogłabym
nawet nieświadomie uszkodzić jakieś urządzenie. W jaskini nie będę musiała się o
to martwić. Kiedy nabiorę już wprawy, przeniosę się do bazy. Dobrze?
- Niech i tak będzie. Poszukamy czegoś odpowiedniego i bezpiecznego. Czy coś
jeszcze?
- Nie komandorze, to moja jedyna prośba.
Spostrzegła jednak, że Craigh chciałby jeszcze o czymś porozmawiać.
- Czy jest coś o co chciałby pan zapytać? - zapytała.
- Właściwie tak ... Ale doprawdy nie wiem ...
- Proszę pytać. Ma pan prawo.
- Chodzi o tego ... Van Kista, czy jak mu tam. - zaczął. - Jesteś dla nas
bezcenna. Każdy z nas oddałby za ciebie życie. Od wielu lat znana jest przepowiednia,
której ty jesteś spełnieniem. Kiedy tylko było wiadomo, że jeden z naszych ludzi
odnalazł cię i uratował z kataklizmu, wstąpił w nas nowy duch. Potem zupełnie nagle
straciliśmy kontakt z Mar'em, bo to on był tym człowiekiem. Mijały lata, a my nie
mieliśmy pewności czy żyjecie. Docierały do nas bardzo sprzeczne doniesienia. W tym
czasie wiele się zmieniło. Wielu zginęło, stworzyliśmy nową bazę. Jakiś czas temu
dostaliśmy wiadomość, że znaleziono zwłoki Mar'a. Byliśmy przerażeni, bo choć nie
było tam ciebie, nie wiedzieliśmy co się z tobą stało. Na szczęście wszystko się
wyjaśniło i jesteś tu z nami. Ale nie rozumiem jednej rzeczy. Jak Mar mógł powierzyć
cię takiemu człowiekowi jak ten Van Kist? Po pierwsze dlatego, że jest poszukiwany
przez sprzymierzeńców Barona, a po drugie dlatego, że to ... bardzo dziwny człowiek.
Odniosłem wrażenie, że delikatnie mówiąc, nie jest ci przychylny. Mar co prawda
napisał, że można na niego liczyć, ale on liczy na nagrodę. Wszystko wskazuje na to,
że dla pieniędzy zrobi wszystko. Jeżeli tak, to jest niebezpiecznym człowiekiem.
- Nie ufa mu pan?
- Nie. Wiem że to może nie w porządku, ale nie wierzę mu. Nawet list Mar'a nie
uspokaja mnie. Powiedz mi, czy on w jakikolwiek sposób pokazał, że mógłby zrobić
coś tobie, albo ...
- Komandorze! - przerwała mu. - Przez cały ten czas spędzony z kapitanem Van
Kistem byłam bezpieczna. I choć dochodziło między nami do nieporozumień, to wynikało
to jedynie z różnic ... charakteru. Nie sądzę, żeby z jego strony cokolwiek nam
groziło. Może jest porywczy i nieokrzesany, ale to nie znaczy, że niebezpieczny.
Komandor odetchnął jakby z ulgą.
- W porządku, przepraszam. Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało. Ale zrozum
mnie, jestem odpowiedzialny za wszystko i wszystkich w tej bazie. Teraz, kiedy ty tu
jesteś, odpowiedzialność jest jeszcze większa i muszę o wszystko zadbać.
- Rozumiem. - uśmiechnęła się. - Proszę się nie martwić, Van Kist już
wkrótce opuści tą planetę i w ogóle ten rejon galaktyki. Nie będzie panu
przysparzał kłopotów.
Craihg zaczął się zastanawiać.
- A może ... jeżeli jest taki dobry ... może zatrzymać go tu? W końcu zrobił
coś niewiarygodnego. Odbył taką podróż, oboje ją przeżyliście i szczęśliwie
dotarliście do celu. To duży wyczyn.
- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł, komandorze. - powiedziała Jerica. -
Skoro Van Kist chce się stąd jak najszybciej wydostać, nie byłoby dobrze zatrzymywać
go tu. Poza tym to typ ciągłego podróżnika i... jak to się mówi? ... awanturnika.
Sam sobie jest panem i nie znosi nad sobą przełożonych. Nie wytrzymałby tu.
Chciała przekonać Craigha, że Van Kist nie może tu zostać. Uważała, że
rzeczywiście byłoby lepiej gdyby w końcu rozstali się. Skończyłyby się te ciągłe
kłótnie, które stały się już dla niej uciążliwe. A i on nie męczyłby się,
będąc daleko od niej. Co prawda gdzieś podświadomie, głęboko w niej było zakodowane
coś, co mówiło że byłoby dobrze gdyby Van Kist został. Ale pamiętała co
powiedział Ravell: nie angażować się w uczucia.
Ona sądziła, że nic takiego się nie stało. Ale jeżeli Ravell miał rację? Jeżeli
to coś ... Nie! Na pewno nie doszło do tego o czym myślał Wysłannik. Po prostu Van
Kist intrygował ją, współczuła mu i trochę lubiła. To wszystko. Ale on nie mógł
tu zostać. Nie nadawał się na Rebelianta.
Ze względu na wielkośc dokumentu został on podzielony na cztery części . Tu jest część I tu część III , a tu część IV