Powrót do części I
Nocny Śpiewak
autorka :Ewa Białołęcka
Opowiadanie zostało umieszczone za wiedzą i zgodą Autorki
Opowiadanie zostało uhonorowane nominacja do nagrody im Janusza Zajdla,
oraz wydane i przetlumaczone miedzy innymi w Czechach .
Inne opowiadanie Autorki - Tkacz Iluzji
Zdecydowanie POLECAM !
Zbliżał się
wieczór, Róża siedziała przed lustrem i nakładała szminkę na twarz. Miała już
na sobie sukienkę, która więcej odsłaniała, niż zasłaniała. Spieszyło jej się
i ostatnią rzeczą, na jaką miała ochotę, było wysłuchiwanie wyrzutów
małoletniego adoratora.
- Śpiewak, przestań. Tobie się całkiem rozum obsunął
!
- Spałaś z nim ?! - rzucił oskarzycielsko.
Siedział na brzegu fotela, skurczony i nastroszony jak rozgniewany borsuk.
- Spałam !!! Litości, wiesz, jak zarabiam na życie
!
- Przyniósł ci kwiat? Przyniósł. Powiedział
"róża dla Róży"? Powiedział !
- Wolno mu zrywać róże i wolno mu mówić ! Miałam go
zakneblować?!
- Tak !!
- Słuchaj, ty futrzasty...!
Niespodzianie Nocny Śpiewak złożył się wpół i gwałtawnie zwymiotował na dywan.
- Ja nie chciałem...! Nie chciałem ! - jęczał, gdy dziewczyna
wycierała mu buzię rogiem ręcznika.
- Jasne. Nie gniewam się. Zaraz powiem pokojowej, żeby tu
posprzątała. Śpiewak, rozpowiadają, że kradniesz resztki, jakbyś był bezpańskim
kundlem. Widzisz, jak to się kończy ! Wstyd ! Wracaj do siebie i połóż się. A
służąca niech ci zaparzy rumianku.
Odprowadziła zgnębionego chłopca w pobliże jego kwatery. Rozstali
się na rozwidleniu korytarzy. Róża spieszyła się. W planach na dzisiaj miała sporo
zajęć. Trzy "małżeństwa", kilka nieznośnych "witaj-żegnaj";
pospieszne mycie, poprawianie makijażu w biegu, a na koniec młody Obserwator i białe
wino w jej pokoju, wśród miękkich poduszek i bibelotów. Miała nadzieję, że pokojowa
porządnie wyczyści dywan i skropi go perfumami.
Gdy wreszcie z przylepionym do warg zawodowym uśmiechem odprowadziła
ostatniego klienta i z ulgą zamknęła za nim drzwi, oba księżyce - Gigant i Jabłko -
zdążyły przewędrować kawał nieba. Przypomniała sobie o Nocnym Śpiewaku.
Zastanawiała się nad całym zajściem. Mały zazdrośnik, złośnik i nerwus! Och,
jeszcze wiele krwi napsuje zanim zmądrzeje. Biedak, źle się czuł. Wiadomo, że chore
dzieci są marudne. Starła z twarzy szminkę i puder, przetarła policzki mokrym
ręcznikiem. Zdjęła z ramion lekką narzutkę, sięgnęła po zwykłą, codzienną
suknię. Jeszcze nie chce jej się spać. Zajrzy do Nocnego Śpiewaka. Pewnie już śpi,
więc nie będzie go budzić. Spojrzy tylko, czy wszystko w porządku.
Pospiesznie przebiegła dwie galerie i wilgotny od rosy ogród. Krótko
rzuciła ciętą odpowiedź na gruby żart nocnego patrolu.
Przesunęła gałkę znajomych drzwi i cichutko
wsunęła się do środka. Właściwie nigdy tu nie była. Na półeczce paliła się
gruba świeca-czuwajka. Nikłe światło ledwie rozjaśniało pomieszczenie.
- Kto to? - odezwał się zalękniony głosik.
- To tylko ja - odrzekła cicho. - Jeszcze nie śpisz o tej porze?
Zapaliła od świecy trzy inne tkwiące w lichtarzu. Pojaśniało.
Więc tak mieszka to dziecko? Puste ściany, ciężkie sprzęty z ciemnego drewna, każdy
nie do pary. Goła podłoga z desek. Trochę półek, kilka książek, dzbanek na
wodę...Właściwie żadnych zabawek. Istne więzienie.
Chłopiec leżał z brzegu wielkiego, podwójnego łóżka, zawinięty
w pled. I może to ogrom mebla sprawiał, że wydawał się jeszcze mniejszy niż w
rzeczywistości. Na stołeczku w zasięgu jego ręki stał kubek, na podłodze miednica.
- Znowu rzygałem - przyznał się żałośnie. - I ciągle mi
zimno.
- Coś cię boli?
- Brzuch.
Róża położyła mu rękę na głowie.
- Przecież ty jesteś cały mokry !
- Spociłem się - wyszeptał. - Nie wiem czemu, bo cały się
trzęsę.
- Gdzie pokojowa tej galerii?
- Nie wiem, wieczorem dała mi herbaty i poszła.
Był środek nocy. Róża zagryzła wargi, obiecując sobie, ze z rana
zrobi służącej taką awanturę, jakiej jeszcze tu nie słyszano.
- Ja chyba zachorowałem - odezwał się Śpiewak. - Ale to
nieprawda, że od śmietnikowego żarcia. Ja tego nie jem , Różo. Wierzysz mi, prawda?
Nie jestem psem... nie wolno szczekać... nie wolno szczekać... -..mruczał coraz
bardziej bezładnie.
Róża zorientowała się, że musi mieć potężną gorączkę.
- Zaczekaj tu, słoneczko - powiedziała łagodnie. - Ja pójdę
po pomoc.
Jeśli
w środku nocy młodego mężczyznę obudzi walenie do drzwi, a po otwarciu ich ujrzy na
progu piękną, młodą kobietę, może pomyśleć o dwóch rzeczach: Albo: "jaki
ładny sen"; albo: "szykuje się interesująca noc". Imbir Stworzyciel był tak
zaspany, że skłonił się ku pierwszej wersji. Z ostatnich oparów snu otrząsnął go
ostry ton przybyłej:
- Zawołaj pana Jastrzębia!
Imbir zdał sobie sprawę, że otworzył mając na sobie to, w czym
sypiał, czyli nic. W panice usiłował zatrzasnąć drzwi, przeszkodził mu pantofelek
wsunięty szybko między skrzydło a futrynę.
- Szukam Jastrzębia Stworzyciela!
- Nie ma go! - kwiknął Imbir, kryjąc się za drzwiami.
- Wiem, że tu mieszka. Nie kłam, łotrze, bo oberwę ci
klejnoty! - zagroziło kobiece zjawisko.
- Jastrząb wyjechał trzy dni temu do rodziny, bo córka jego
siostry wychodzi za mąż. Tylko ja tu jestem. Mam praktyki u Jastrzębia! - wytrajkotał
Imbir szybko.
- Praktykant Jastrzębia ? To znaczy Stworzyciel?
- Stworzyciel - Imbir wychylił zza drzwi górną część
tułowia, by korytarzowa latarnia oświetliła znak Kręgu i Płomienia, emblemat jego
kasty.
- I medyk? - upewniła się kobieta.
- I medyk. Prawie już kończę naukę - dodał uczciwie.
- Znaczy, że umiesz dość, by nie zabić chorego. Nadasz się -
zdecydowała, tonem nie znoszącym sprzeciwu. - Zbieraj manatki. Masz pracę.
Wymiotuje i ma gorączkę. Prawdopodobnie
czymś się zatruł - powiedziała Róża do młodego maga. Imbir, nie wierząc własnym
oczom, patrzył na pacjenta. Zrobił niezdecydowany ruch rękami, po czym dotknął nosa
chorego.
- To nie jest pies!! - syknęła dziewczyna z wściekłością.
Imbir podskoczył.
- Najmocniej przepraszam... - wymamrotał speszony.
Wsunął palce w spocone włosy na czole dziecka.
- Spora, dużo powyżej normy. Około dwudziestu ośmiu w skali -
zmartwił się. - Wymiotował? Mogę to zobaczyć?
Róża zafrasowała się.
- Przed wyjściem wypłukałam miskę.
- Nie szkodzi - Imbir ukrył ulgę, że nie będzie musiał robić
przykrej analizy resztek. - Jeśli to ostra niedyspozycja żołądka, powinna starczyć
ścisła dieta, lekarstwa ziołowe i środek zbijający gorączkę. Ale sprawdzę jeszcze
wnętrzności.
Położył rękę na brzuchu Nocnego Śpiewaka. .
- Boli cię? Gdzie? Tu nisko?
Palec Stworzyciela lekko nacisnął wgłębienie przy miednicy.
- Mm-m... - zaprzeczył chłopiec mruknięciem.
- Wyżej?
- Yhm...
Dłoń przesunęła się wyżej. Imbir użył talentu, badając tkanki.
Zamknął oczy. W przestrzeni jego wewnątrz widzenia przesuwały się dziesiątki
układów plam, smug i punkcików. Dalej, dalej...
- To nie zatrucie, ma opuchniętą wątrobę.
- To groźne? - zaniepokoiła się Róża.
- Raczej tak. Ale jeszcze nie znam powodu. Stworzyciel dalej
przeczesywał talentem ciało dziecka, znajdując rzeczy niepokojące. Blizny, zgrubienie
na jednym z żeber po zarośniętym złamaniu, pęknięty i niedbale nastawiony obojczyk,
który zrósł się nieco krzywo. Ślady po dawnych wypadkach. Poza tym powiększone
węzły chłonne - w pachwinach, pod pachami, przyszczękowe...praktycznie w każdym
możliwym miejscu.
- Trochę tu za ciemno - mruknął, usiłując obejrzeć oczy
Śpiewaka. Róża skwapliwie przysunęła lichtarz.
- Gałki oczne szkliste, źrenice w normie, przekrwienie wnętrza
powieki...- mamrotał w skupieniu, jakby miał za plecami wymagającego nauczyciela. -
Podejrzenie choroby zakaźnej. Dziąsła...w normie. Język...obłożony. Odczyn krwi...
muszę cię ukłuć, mały.
Stworzyciel wybrał ze swych narzędzi cienką igłę.
- Nie bój się...
- Nie boję się - szepnął chłopiec. - Ty jesteś
Stworzycielem?
- Tak - Imbir nakłuł opuszkę palca Śpiewaka i wycisnął
czerwoną kropelkę.
- To ty też masz gwiazdy...
- Jakie gwiazdy? - spytał Imbir z roztargnieniem: Dzieciakowi
chyba rosła gorączka.
- Gwiazdy w głowie - wyjaśnił Śpiewak cicho. - Czasem mówią,
a czasem tańczą...
Imbir spojrzał pytająco na Różę.
- Ma taki sam talent jak ty - rzekła poważnie. - To
zobowiązuje, prawda?
- Oczywiście - pokiwał głową. Następna niespodzianka. Co
jeszcze spotka go tej nocy? Roztarł próbkę krwi między palcami i skupił się. Po
chwili wytarł je w chustkę. Po raz pierwszy spojrzał Róży prosto w oczy. Bardzo
poważnie.
- Czy chłopca zaszczepiono przeciw bagnicy?
- Nie mam pojęcia - pokręciła bezradnie głową. - Ale nie
przypuszczam.
Przykrył dziecko na powrót kocem. Dał niezrozumiały znak Róży, a
po sekundzie nawiązał myślowy kontakt.
Nic nie mów, po prostu myśl do mnie. Nie chcę straszyć
dzieciaka, a musimy porozmawiać. Jest bardzo źle. To bagnica i przebieg będzie bardzo
ciężki, sądząc z początków. Nie był zaszczepiony. Szanse są pół na pół, że w
ogóle przeżyje.
Nie możesz tego zrobić teraz !?
Za późno. Choroba musiała rozwijać się od paru dni. Atak
nastąpił dziś. Szczepienie w tej chwili zabiłoby go na pewno.
Co to właściwie jest ta bagnica? Zaraźliwa?
Choroba doków, trzęsawisk, nie bagrowanych stawów...rodzaj pasożyta
krwi. Nie zaraźliwa. Można na to zapaść pijąc brudną wodę, jedząc niedogotowane
lub wręcz surowe ryby albo mięczaki.
Więc Śpiewak może umrzeć?!
Przejrzę lekarstwa Jastrzębia, zrobię wszystko... Przede wszystkim
musimy zbić mu temperaturę bliżej normalnego stanu. Reszta w ręku Bogini Matki.
Jastrząb
Stworzyciel wrócił po dalszych dwóch dniach. Wysłuchał relacji niewyspanego,
przemęczonego Imbira.
- Nie, nie zrobiłeś żadnych błędów. Prawidłowe rozpoznanie,
odpowiednia terapia. Nie będę sprawdzał.
- Terapia nie działa - jęknął praktykant. - Trudno temu
dziecku podać jakieś leki, torsje powtarzają się.
- Doodbytniczo - podsunął Jastrząb.
- Chyba trzeba będzie. Najgorzej, że temperatura utrzymuje się
ciągle dużo powyżej normy. Mały majaczy i...
- Służba nie chce przy nim czuwać. Boją się - dokończył
młody Stworzyciel ponuro. - I ja się nie dziwię. Meble przesuwają się same,
przedmioty lewitują albo zmieniają się w co innego...On nad tym nie panuje. Sam się
obawiam, czy wyjdę stamtąd w niezmienionym stanie. Popatrz.
Wyciągnął z kieszeni jakiś przedmiot. Prawdopodobnie przedtem była to metalowa łyżka.
Uchwyt wygiął się łukowato, a czerpaczek zmienił kształt na podobieństwo liścia
dziwacznej rośliny. Wrażenie potęgowały smugi metalu o różnych barwach.
- Przedtem była srebrna - rzekł markotnie Imbir. - Teraz to
srebro pomieszane z c2ymś, czegojak żyję nie widziałem. Całkiem nowy metal.
Zaintrygowany Jastrząb zabrał mu przetransformowaną łyżeczkę.
- Podsunę to komuś do analizy. Alę masz rację, że takie harce
mogą być niebezpieczne. Spróbuj zamoczyć chłopca w zimnej wodzie. Sposób drastyczny
i daje krótkotrwały efekt, ale obniży mu gorączkę na pewno. Powodzenia.
Jastrząb odprowadzał ucznia wzrokiem, z którego przezierało
współczucie. Dowiedział się o niespodziewanym pacjencie Imbira niemal natychmiast po
przekroczeniu Bramy: Zarządca zachodniej wieży wyraził niezadowolenie z samowolnego
podjęcia decyzji przez młodzieńca, a Jastrzębiowi dał wyraźnie do zrozumienia, że
lepiej by było dla wszystkich, gdyby Pani Strzał przywołała Nocnego Śpiewaka do
siebie. "Dokuczliwe dziecko, tępe i pozbawione zdolności. Ma trwale zablokowany
talent przetwarzania materii i nie widzę sensu trzymania go tutaj" - usłyszał
Jastrząb. - "Lepiej by było, gdyby sprawa rozwiązała się sama".
Oczywiście nie powtórzył Imbirowl tych sugestii. Chłopak był pełen zapału i
ideałów. Wystarczająco źle się stało, że jego pierwszy samodzielnie leczony pacjent
był w tak ciężkim stanie. Śmierć dziecka będzie szokiem dla młodego medyka.
Jastrząb obrócił w palcach metalową formę, zamyślony.
- Trwale zablokowany talent? - mruknął ironicznie. - Ktoś tu
powinien zmienić poglądy
Zanurzenie
skręcającego się dziecka w balii z lodowatą wodą podejrzanie przypominało torturę.
Jednak z ulgą Róża spostrzegła, że Nocny Śpiewak po chwili przestał się wyrywać i
zaczął patrzeć przytomniej .
- Ja jestem strasznie chory, no nie? - jęknął cicho. - Jak
jestem chory, to mnie zawsze moczą.
- Tak, kotku, jesteś bardzo chory, ale będzie lepiej. Nie zimno
ci?
- Nie, było mi za gorąco. Tak lepiej. Wszędzie jest dużo
gwiazd, Różyczko... wszędzie - mówił Nocny Śpiewak monotonnie. - Masz włosy z
gwiazd i ta woda jest z gwiazd... Gwiazdy. Niebo spadło mi na głowę...
- On znów bredzi - powiedziała Róża z niepokojem.
- Nie, wiem, o co mu chodzi - rzekł Imbir, po czym pochylił się
nad chłopcem. - Na razie zostaw te gwiazdy w spokoju, mały. Jak będziesz zdrowy,
pokażę ci, co można z nimi zrobić.
Po kąpieli Nocny Śpiewak zasnął. Imbir i Róża usiedli przy stole
i rozmawiali przyciszonymi głosami.
- To nie jest odpowiednie miejsce dla dziecka - mówiła
dziewczyna - O niego w ogóle nikt nie dba. Dzieciak włóczy się, gdzie chce, robi, co
mu się podoba, bez żadnej kontroli. Nikomu nie chce się sprawdzić, gdzie chodzi, co
jada i w ogóle, czy zjadł cokolwiek. O psa dba się lepiej! Chcieli sobie wychodować
Stworzyciela , a jak małemu nie szła nauka , to odstawili go do kąta . Spójrz , jak tu
wygląda ! To ma być pomieszczenie dla dziecka ?! Skład mebli .
Imbir pokiwał głową
- Nie ma zabawek . To mnie zdziwiło pierwsze . Jak to jest ,
żeby mały chłopiec nie miał piłki albo drewnianych żołnierzyków ?
- Nie umie się bawić - szepnęła smutno Róża - Nie zależy mu
na takich drobiazgach . Mały staruszek . Puszcza trzcinowe łódki nad rzeką . Lepi
gliniane zwierzaki , ale nie widziałam żeby bawił się nimi . Robi je a potem je chowa
. To takie dziwne dziecko .
- Mam ochotę temu zaradzić . Poczekamy tylko parę dni aż
dojdzie do siebie .
Skośne promienie
słońca wpadały przez uchylone okiennice i rysowały złote pasma na kołdrze . Nocny
Śpiewak wpół siedział na łóżku , oparty na stercie poduszek i przyglądał się
drobinom kurzu , wirującym w słonecznej smudze . Ich ruch , niby bezwładny , a jednak
zachowujący pewne oznaki porządku , fascynował go . Zastanawiał się , czy te pyłki
nie są żywe , przynajmniej odrobinę i czy mogą go widzieć tak jak on je .
Wszedł Imbir .
- Jak tam dzisiaj ? Gdzie Trawka ? Znowu cię zostawiła samego ?
- Zwolniłem ją - odpowiedział Śpiewak poważnie -
Powiedziałem , że nie będę rzygał i że nie musi tu siedzieć . Dopiero co poszła
- Aha , i nic nie potrzebujesz ?
- Pić i ... siku . Ale nie chciałem żeba ta baba mnie dotykała
- przyznał się mały trochę zmieszany . Był tak osłabiony , że nie mógł wstać
samodzielnie i czuł się upokorzony , gdy nadęta służąca pomagała mu we wstydliwych
czynnościach .
- Rozumiem . To może najpierw siusiu . A potem pokażę ci co
przyniosłem - Imbir potrząsnął drewnianą skrzyneczką która zagrzechotała .
W pudełku były klocki , zrobione z wypolerowanego kamienia .
Pomieszane ze sobą tworzyły wesoły kolorowy melanż . Czerwony i biały granit , ciemny
bazalt , szkło wulkaniczne , brązowo żółte "tygrysie oczy" , zielony nefryt
, różowy marmur i wiele innych . Gdyby Nocny Śpiewak uczył się geometrii ,
rozpoznałby i nazwał kształty sześcianów , graniastosłupów , stożków i walców ,
w ogromnym wyborze . Dla niego były to jednak "kostki" , "kolumienki"
, "daszki" , "deseczki".
- Ale to ładne ! - osądził ze szczerym zachwytem , gdy Imbir
wysypał całe to bogactwo na przysunięty do łóżka stolik - Co się z tym robi ?
- Różności - powiedział Mag - Można na przykład popatrzeć
na gwiazdy w kropli wody , a potem ułożyć z tego taki sam wzór .
Imbir szybko wybrał ze stosu jeden duży , czerwony sześcian i dwa małe , czarne walce
. Położył je tak że się dotykały .
- Zgadza się , Śpiewak ?
- Nieee... - odpowiedziało dziecko - To jest inaczej . Patrzyłem
w wodę i tam tak nie jest .
Zaczął wybierać klocki i ustawiać je po swojemu . Trochę drżała
mu ręka .
Pracował w skupieniu , a zdumiony Imbir milczał , patrząc , jak na blacie powstaje
odwzorowanie bardziej skomplikowanego modelu , biorącego pod uwagę wzajemne układy
protonów i elektronów . Wreszcie chłopiec skończył .
- Ładny wzorek - osądził - dobry na dywanik .
- Hm... - mruknął młody Stworzyciel - Prawdę mówiąc z tego
można też budować domki .
Wkrótce na stole wyrosła do połowy spora wieża z przybudówkami u
podnóża . Nocny Śpiewak zmęczył się i odpoczywał , roziskrzonym wzrokiem wpatrując
się w swoje dzieło .
- Podobna do tego co mam za oknem . Ale tutaj brakuje kawałka .
Nie ma takiej części . Nic nie pasuje - pokazał palcem przerwę w konstrukcji .
Imbir wziął małą kostkę i na oczach zachwyconego dziecka
przekształcił ją odpowiednio , po czym wstawił w brakujące miejsce w konstrukcji .
- Twój Talent umie takie rzeczy ?
- Twój też .
- Mój jest leniwy . Dopiero teraz zaczął pokazywać różności
. Pewnie przestraszył się że umrę i że będzie musiał się wynieść z mojej głowy
gdzieś indziej .
- Powinieneś trochę go popędzić .
Nocny Śpiewak wziął ze stołu malachitową płytkę i zaczął się
w nią wpatrywać z natężeniem . Rozległ się cichy trzask i na dłoni chłopca
pozostała szczypta zielonkawego pyłu .
- O , zaraza ...
- Nie szkodzi , zrobię drugą - pocieszył go Imbir - Mnie też
na początku wszystko się rozsypywało .
Wzrok Nocnego Śpiewaka powrócił do budowli .
- Gdybym miał dużo , dużo takich kawałków , mógłbym
zbudować wielki zamek , a potem całe miasto dookoła . Jak się nazywa taki , co buduje
domy . ?
- Murarz albo budowniczy . A ten co wymyśla , jak mają
wyglądać , to architekt .
Nocny Śpiewak zamyślił się nad czymś głęboko .
- Architekt .. - powtórzył , wciąż patrząc na klocki - Nie
wolno szczekać ...
Imbir nie miał pojęcia , co mogły oznaczać te ostatnie słowa , ale
postanowił nie pytać . Róża miała rację - to było bardzo dziwne dziecko .
Nocny Śpiewak
siedział na ławeczce pod oknem i symulował głuchotę . Przychodziło mu to z coraz
większym trudem . Okno było otwarte i dokładnie słyszał każde słowo jakie padło w
izbie . Rozejrzał się jeszcze raz po otoczeniu . Podobało mu się tutaj . Wiejskie
podwórze było starannie zamiecione . Polana przy drwalni starannie poukładane . Na
płocie suszyły się do góry dnem ganki malowane w kolorowe wzory . Na trawie rosnącej
pod płotem pasła się pstrokata koza , a na dachu siedziało kilka niebieskawych
gołębi . Dach miał z czyściutkiej trzciny , ściany świeżo pobielone wapnem -
czyściutkie . Przez otwarte drzwi do sieni dostrzegł słomianą matę na podłodze . A
za domem widać było wysokie korony jabłoni , obwieszonych owocem . Zupełnie inaczej tu
było niż w zamku , ale też bardzo ładnie i spokojnie . I może nawet Nocny Śpiewak
zostałby tutaj chętnie , gdyby nie to że nie mógłby widywać Róży . Ale pewnie i
tak ta baba , co tak głośno mówi w środku , kłóci się z Imbirem i Wiatrem Na
Szczycie , nie zechce go wziąć . Więc wszystko będzie w porządku . Hajg nie będzie
miał Róży tylko dla siebie . Ale to i tak przykre że go tutaj nie chcą . Nocny
Śpiewak oparł łokcie na kolanach , a brodę podparł rękami . Nic dziwnego że
wszędzie woli się ładne dzieci , bez sierści . Ale to i tak smutne ...
- Nie , powtarzam jeszcze raz ! - dobiegło ze środka .
- Chłopiec był ciężko chory . Potrzebuje troskliwej opieki ,
świeżego powietrza , mleka...
- Niech mi pan tu mlekiem oczu nie zalewa ! Nie macie mleka w
mieście , czy co ?!
- Domagam się szacunku !
- Szacunku ?! Dwadzieścia lat z górą wycieram nosy magowskim
dzieciakom . I każdy jeden na człowieka wyszedł . Ja wiem co to sierota bez matki i
ojca , bo innych tu nie ma , ale nie wezmę tego szkraba ...
- Krąg płaci ...
- Jakby mi płacił , to co warta ta mordęga , to bym jak
królowa teraz żyła ! - przerwała pyskata kobieta . - Trzech mam teraz na głowie a
czwarty w pieluchach ! Trzy chłopaczyska a każdy z Talentem - rozum można stracić !
Jeden myszom pogrzeby urządza , drugi onegdaj w obrusie dziurę wypalił , a trzeci nie
dalej jak wczoraj wszystkie jaja kurom na złote pozamieniał . Skaranie Losu ! Prędzej
skrzydła krowom porosną , niż jeszcze jednego łobuza na kark sobie wezmę !
Zza węgła wyszedł mały chłopiec , dźwigający dużego tłustego
kota . Zwierze poddawało się temu z rezygnacją - łapy zwisały mu luźno jakby
przyszyte. Dziecko podeszło do ganeczku , opuściło swój ciężar na podłogę . Kot
natychmiast usiadł i zaczął się myć . Nocny Śpiewak i przybysz mierzyli się
wzrokiem w milczeniu . Chłopak był nieco młodszy do młodego Stworzyciela . Miał
podobnie skośne oczy , trójkątną twarzyczkę ze stanowczym podbródkiem i nastroszone
czarne włosy . Pierwszy nie wytrzymał Nocny Śpiewak .
- Co się tak gapisz ? - warknął .
- Masz świetne futerko - powiedział chłopiec grzecznie - Podoba
mi się . Zostaniesz tu ?
Nocny Śpiewak poczuł się zbity z tropu . Komuś podobał się jego
wygląd ?
- Chyba nie - odpowiedział po chwili - Ona mnie nie chce .
Mały spojrzał w okno .
- E tam , ona zawsze tak wrzeszczy a potem się zgadza . Nas jest
tu już czterech ,Iskra , Stworzyciel i Mówca Zwierząt - tu chłopiec puknął się w
pierś - Płatek to jeszcze dziecko i nie wiadomo jaki ma talent . A ty ?
- Stworzyciel .
- To choć pogadać z naszym Piaskiem . My tam pomagamy zbierać
siano - chłopiec machnął głową gdzieś w kierunku drwalni .
- Siano ? Po co ?
- No jak to , po co ? Dla krów i dla kozy . Jak w chłody rzeka
wylewa i woda aż na łąki podchodzi , to mamy jedzenie dla bydląt . Siana jest po sam
dach w stodole . Można na nim spać . Ładnie pachnie . I skaczemy w dół z belki , w to
siano .
Nocny Śpiewak słuchał jak urzeczony . To było bardzo interesujące
. Może iść ? Propozycja była kusząca Wahał się przez chwilę , po czym zrezygnował
. Imbir nie pozwolił mu się oddalać ( wyjątkowo postanowił być posłuszny ) a poza
tym należało być na miejscu , gdy ważyły się jego losy . Baba w izbie nadal gderała
, przywołując cały komplet bóstw na świadków swej krzywdy i niedoceniania swojej
pracy .
- To ja już pójdę - powiedział chłopczyk - jak ci pozwolą ,
to przyjdź na łąkę .
Odszedł , a Śpiewak natychmiast pożałował , że nie poszedł z nim
. Pokręcił się na ławce , ziewając nerwowo . Machał nogami . Kłótnia dorosłych
stawała się coraz bardziej niemiła , zwłaszcza że Wiatr Na Szczycie zaczął
wtrącać uszczypliwe uwagi . Nocny Śpiewak nudził się i czuł się coraz głupiej .
Sam już nie wiedział - chce tu zostać czy nie ?
Zdecydował . Niech tamci w środku żrą się dalej , a on pójdzie do
tamtego chłopaka . Wstał i ruszył w stronę w której zniknął mały Mówca Zwierząt
. Za drwalnią było jeszcze jedno podwórze i zabudowania gospodarskie . Tu również
panował wzorowy porządek , najwyraźniej kłótliwa gospodyni trzymała wszystko
żelazną ręką . Stadko kur tłoczyło się przy korytku z ziarnem . W klatce pod
ścianą ruszały nosami króliki . Dwóch wyrostków piłowało wzdłuż deskę
ułożoną na kołkach , a trzeci siedział na pieńku i skubał z pierza martwą kurę .
Na widok chłopca wszyscy parsknęli śmiechem . Zanim Nocny Śpiewak zdążył się
rozejrzeć , został otoczony .
- A cóż to takiego ?!
- Mały pies ? A może wydra ?
- Idę na łąkę ! - Nocny Śpiewak starał się by zabrzmiało
to stanowczo , ale nie bardzo mu wyszło .
- Nie tak prędko , kudłaty !
- Gdzie masz ogon ?!
Usiłował przemknąć pomiędzy ich rękami . Zatrzymywali go z
łatwością . Popychali , ciągnęli za ubranie . Śmiali się urągliwie , rzucali
wyzwiska .
- Powiem Imbirowi ! Puśćcie mnie !
- Powie ! On powie ! Słyszeliście ? Toto umie mówić ! Wilcze
szczenię gada !
- Wilcze szczenię ! Wilcze szczenię ! - podjęli z obłąkaną
radością pozostali .
- Wil - czy szcze - niak , Wil - czy szcze - niak , Wil - czy
szcze - niak - skandowali . Jeden z prześladowców złapał za łapy oskubaną do
połowy kurę z obciętym łbem i zaczął nią wymachiwać nad głową . Nocny Śpiewak
próbował wyrwać się z tego kręgu , lecz wszędzie trzymały do złe ręce .
Chłopcu latały przed oczyma plamy , w uszach dudniło jednostajnie "Wil -
czy szcze - niak , Wil - czy szcze - niak , Wil - czy szcze - niak" .
Kurzy zezwłok uderzył go w głowę . Poczuł mdlący zapach pierza i krwi .
Wil - czy szce - niak. Krew ... Kurczak ... Gorący piasek areny ...
Szczekaj !!! Dalej , ty cholerny szczeniaku , szczekaj !!! Zatłukę cię , ty
mały gówniarzu ! Krew ... Kurczak ...Byk ! Byk tu był ! Byk ze swoim batem ,
ciężką pięścią . Kij i łańcuch ! Byk go zabije ! Następne uderzenie , kurza
krew na twarzy ... Śmiech i wycie publiki . Byk !
Nocny Śpiewak wrzasnął . Przed jego oczami rozlała się ciemna plama , na
której natychmiast pojawiły się niezliczone roje świetlistych promyków .
Zwinęły się błyskawicznie w oślepiającą galaktykę , która wydęła się i
wybuchła mu prosto w twarz . Gwiazdy przepłynęły przez niego jak zimne igły ,
a potem wróciły i skupiły się w jeden punkt . Pchnął tą kulę , rzucił nią ,
wkładając w to całą swoją siłę . Upadł , coś go uderzyło . Słyszał krzyk i
zawodzenie . Obok niego krzyczał jakiś człowiek brodząc krwią .
Nocny Śpiewak zasłonił głowę
rękami . Nie chciał już nic widzieć , nie chciał już nic słyszeć ...
Uparta niewiasta dała się prawie
przekonać. Imbir czuł się jak po całym dniu ciężkiej pracy. Gdyby nie
wspierający go Hajg, nie był pewien, czy znalazłby w sobie tyle siły, by
stawić czoła wygadanej gospodyni. Pomyśleć, że wyobrażał sobie tę sprawę jako
miłą wycieczkę na wieś, gdzie wystarczyło pokazać dokument z pieczęcią i
zostawić dziecko pod czułą opieką doświadczonej wychowawczyni. Przypomniał
sobie o Nocnym Śpiewaku. Biedny dzieciak, siedzi na ganku, pewnie jest już
potężnie znudzony i głodny.
Imbir wyszedł na zewnątrz.
Jego podopiecznego nie było widać. Po chwili w pobliżu wybuchnął harmider, z
którego wybijał się straszliwy krzyk, jakby kogoś obdzierano żywcem ze skóry.
Imbir zbladł i rzucił się w tamtą stronę. Tuż za nim Wiatr Na Szczycie i
przerażona właścicielka gospodarstwa. Wiatr Na Szczycie biegał szybciej i
pierwszy dotarł na miejsce.
- Tutaj!! - usłyszał
Imbir głos Hajga. Na ziemi leżał młody człowiek, zalany czerwienią, jakby ktoś
chlusnął na niego krwią z wiadra. Żył jeszcze, gdyż jęczał przeraźliwie. Imbir
w szaleńczym pośpiechu tamował krew swym talentem.
Łatał poszarpane arterie i mięśnie. Ranny miał zmiażdżony bark i całe ramię. Z
piersi i brzucha zwisały płaty oderwanej skóry. Stworzyciel pracował, zmuszając
talent do coraz większego wysiłku. Od szybkości, wiedział o tym, zależało życie.
Gdy skończył wreszcie, był tak wyczerpany, że robiło mu się ciemno przed oczami.
- Co... tu się stało...? - wykrztusił.
Jakiś chłopak, dopiero wchodzący w wiek męski, blady jak kreda,
wskazał drżącym palcem na nieruchomy tłumoczek, leżący o dwa kroki dalej.
- To... to... - nic więcej nie był w stanie powiedzieć.
Może
się nie rozejdzie - rzekł Wiatr Na Szczycie. Imbir pokręcił głową.
- Zapomnij. Ta baba tak patrzyła, jakby chciała nas wszystkich
spalić na stosie. Jeszcze pożałujemy tej wyprawy.
- I to dlatego, że durnym parobkom zachciało się dokuczać
dzieciakowi.
Wiatr Na Szczycie popatrzał na Nocnego Śpiewaka, którego trzymał
przed sobą w siodle. Dziecko nadal było ciche i nie poruszało się.
- Musiał być śmiertelnie przerażony - powiedział Stworzyciel.
- Użył talentu do obrony, instynktownie. Teraz jest w szoku. Tamten musiał nastraszyć
małego prawie do nieprzytomności - durny gówniarz , znęcający się nad słabszymi.
Sam jest sobie winien.
- Wyglądał, jakby napadł go niedźwiedź. Wyżyje?
- Wyżyje, ale ktoś będzie musiał popracować jeszcze nad nim.
Wykonałem straszną łataninę, jak najgorszy partacz. Trzeba będzie wypełnić ubytki,
zlikwidować blizny i poprawić to, co być może pomyliłem. Ale i tak chłopak nie
odzyska w ręku pełnej władzy.
- Za to zmądrzeje i już nigdy nie uderzy dziecka, zwłaszcza
jeśli ono będzie magiem - zauważył Wiatr Na Szczycie. - Słaniasz się w siodle,
Imbir. Musimy gdzieś odpocząć, bo zemrzesz po drodze.
Nocny Śpiewak poruszył się i zaczął cichutko płakać.
- Tam był Byk! - poskarżył się. - Walnął mnie, było dużo
ludzi...nie było jak uciekać.
Obaj magowie wymienili spojrzenia.
- Wcale nie było żadnego tłumu i nie było żadnego Byka -
rzekł stanowczo Imbir. - Wydawało ci się.
- Nie, tam był Byk! - upierał się Nocny Śpiewak. - Coś się
stało, pełno krwi...To ja, Imbir? To ja ...?
- Hmm...niestety. Źle się stało - mruknął
Stworzyciel niechętnie.
Nocny Śpiewak znów zaczął szlochać.
- Dostanę baty. Na pewno.
- Nie rycz, mężczyźnie nie wypada - powiedział Hajg.
- Ja jestem jeszcze mały! Wolno mi, odwal się!
- Jak ty się wyrażasz?!
- Odwal się , proszę.
- Dochodzi do siebie - podsumował Imbir.
Nocny
Śpiewak nie miał wątpliwości, że zrobił coś okropnego, chociaż wcale nie chciał,
i że kara go nie ominie.
Mijał już jednak drugi dzień i nic się nie działo. Bał się więc tym bardziej,
wyobrażając sobie, iż odwleczona kaźń będzie tym straszniejsza. Gdy wezwano go
wreszcie, nogi się pod nim trzęsły, ale prócz lęku czuł sporą ulgę, że wreszcie
skończy się męczarnia wyczekiwania. Przyprowadzono go do komnaty, gdzie jeszcze nigdy
nie był. Rozejrzał się niepewnie.
Wszystko tu było białe albo
czarne - białe ściany, czarne, rzeźbione sprzęty, czarno-białe ozdoby na ścianach.
Przy stole siedziało czterech magów i przyglądało mu się uważnie. Kazano mu
usiąść. Wdrapał się na wysokie krzesło. Wysoki, postawny mężczyzna wyszedł zza
stołu i stanął przed Nocnym Śpiewakiem.
- Czy możesz dokładnie opowiedzieć, co się stało tamtego
dnia, na wsi?
- Ja... dokładnie nie... pamiętam - wyjąkał chłopiec.
- Czy pamiętasz, że ktoś został ranny?
- Tak - potwierdził Śpiewak cichutko.
- Czy możesz powiedzieć, kto zranił tamtego człowieka?
- Chyba... ja.
- Rozumiem. Chciał cię skrzywdzić, a ty się broniłeś?
Nocny Śpiewak kiwnął głową.
- I jak to zrobiłeś, miałeś jakieś narzędzie? Może nóź
albo coś ciężkiego?
- To... talent - Nocny Śpiewak bezwiednie dotknął głowy. -
Mój talent go ugryzł.
Mag pochylił się tak, że jego oczy znalazły się na poziomie oczu
dziecka.
- Rozumiesz, że to jest bardzo ważne. Taki talent nie jest
dobry. Rani i zabija ludzi. Przez niego masz kłopoty.
Nocny Śpiewak słuchał. Tamten miał rację. Taki talent, raz leniwy
jak świnia w błocie, a za drugim razem wściekły jak pies, to nic przyjemnego.
- Czy nie byłoby lepiej, żebyś go nie miał? - zapytał
mężczyzna.
- Ale ja mam go w głowie, w środku - powiedział chłopiec. -
Jego nie da się wyciągnąć.
- My to potrafimy - zapewnił mag. - I to nawet nie boli. Po
prostu byś zasnął.
Nocnemu Śpiewakowi coś nie podobało się w głosie tamtego.
Słuchając miał wrażenie, jakby coś śliskiego przesuwało mu się przez uszy i
środek głowy. Postanowił na to nie zważać.
- Czy mogę dostać nowy talent zamiast starego? - spytał.
- Nie, to niemożliwe.
- A czy jak wyciągniecie mi z głowy ten zepsuty talent, to
pozbędę się tego? - Nocny Śpiewak pociągnął kosmyk sierści na twarzy.
- Oczywiście - rzekł mag słodkim głosem, a na chłopca
spłynęło olśnienie. Oszustwo! Niebezpiecznie !
- Kłamiesz ! - wrzasnął. - Kłamiesz!
Przez sekundę znów przed oczami zawirowały mu gwiazdy. Stłamsił je
z wysiłkiem. Mężczyzna chwycił się za pierś i gardło, przechylił do tyłu i upadł
na plecy. Nocny Śpiewak pognał do drzwi i uciekł, omal nie wyrywając ich z zawiasów.
Magowie stłoczyli się nad leżącym:
- Na Miłosierdzie, żyjesz?
- Żyję - stęknął.
- Jak się czujesz ?
- Jak przesiany przez sito. Mózg mi się obsunął do butów.
Podniósł się do pozycji siedzącej.
- No i mieliście popis mocy "dzikiego" talentu.
Dzieciak zdołał go zablokować w ostatniej chwili. Dostałem tylko echem. Inaczej
zeskrobywalibyście mnie ze ściany.
- Zrobiłeś błąd godny nowicjusza. Usiłowałeś go oszukać.
Można było się spodziewać, że to wyczuje. .
- Usiłowałem go przygotować. Usuwanie talentu to praktycznie
kastracja mózgu. Chciałeś to zrobić znienacka i przestraszyć go jeszcze bardziej?
Gwarantowałbym parę stosów pogrzebowych.
- Dziki talent, objawiający się tylko w chwilach zagrożenia i
to w sposób destrukcyjny. Niestały, rozchwiany, nie do wykorzystania użytkowo. Jeden
trup, jeden człowiek walczący ze śmiercią, jeden atak na mistrza. To chyba przesądza
sprawę?
Widziałem się z
Imbirem - powiedział Wiatr Na Szczycie do Róży. - Złe wieści. Chcą pozbawić magii
Nocnego Śpiewaka. Jak wyrwać psu zęby. Dziewczyno, jakby do mnie który z czymś takim
wyszedł, to bym go rozwalił na miejscu.
Róża jęknęła.
- Przecież to straszne! A już robił dobre początki. Imbir go
uczył, jak pracować talentem i mówił, że jest zdolny.
- Wytrzebią go jak wołu, a potem powiedzą, że jak nie mag, to
nie ma dla niego tu miejsca. Stawiam na to cały żołd. Dzieciak skończyłby na ulicy
albo w przytułku.
- Albo tam, gdzie zaczynał. W klatce, na łańcuchu jak
zwierzę...zagryzając kurczaki dla zabawy gapiów... - chlipnęła Róża.
Hajg starł palcem łzę, która potoczyła się po policzku
dziewczyny.
- Nie martw się, kwiatuszku. Prędzej zdechnę, niż na to
pozwolę. Dzieciak jest zmyślny. Dobry myśliwy z niego by był. Nie tu, to w górach
znajdzie się dom dla niego. Nie płacz. Imbir postara się ochronić małego. Ma
obrońców Śpiewak - ty, ja, Imbir , pewno jeszcze paru dobrych ludzi.
- Niewiele znaczymy... - powiedziała Róża drżącym z płaczu
głosem. - Prawie nas nie ma. Nie szanują cię, chociaż jesteś "błękitny".
Imbir jest jeszcze taki młody, a ja... dziewka na godziny. Co my możemy?
Co my
możemy? - powiedział do Imbira jego ojciec, zaskoczony, lecz jednocześnie ucieszony
nagłą wizytą syna w domu. - Synu, niewiele możemy, zaskoczyłeś mnie kompletnie.
Jestem prawnikiem, ale nie cudotwórcą. I mamy bardzo mało czasu.
- Ojcze, na pewno coś znajdziesz. Kodeks Kręgu i prawa cesarskie
pokrywają się w ogromnej części. Publiczną tajemnicą jest, że cesarz biega do
magów z każdym zamierzonym edyktem, jak uczeń z wypracowaniem. Chcą trwale okaleczyć
dziecko! Nocny Śpiewak ma większy talent od mojego. Zostałby mistrzem bez wątpienia,
gdyby dać mu szansę, więcej czasu... Jesteś najlepszym prawnikiem w okręgu, wymyśl
coś!
- No cóż, skoro tak mówisz, to pewnie tak jest - mruknął
starszy mężczyzna, mile połechtany pochwałą. - Zobaczę, co da się zrobić.
Prowadzę akurat, co prawda, sprawę o spadek, ale rzucę tym szakalom jakiś ochłap do
rozszarpania. To ich zajmie, a ja pojadę z tobą. Przygotowałeś mi jakieś materiały?
Muszę wiedzieć jak najwięcej o tym chłopcu.
Ucieszony Imbir podał mu gęsto zapisany zwój.
Wiadomość o oskarżeniu Starszyzny Kręgu przez zwyczajnego
niezamożnego Mówcę rezydenta gdzieś z zapadłego kąta cesarstwa Lengorchii, niemal
równała się zstąpieniu Bogini Matki z niebios; a już na pewno piorunowi z
bezchmurnego nieba. Ze zrozumiałych względów argumentom oskarżyciela miał
przysłuchiwać się niezależny sąd przysięgłych złożony z co znaczniejszych wolnych
obywateli Podzamcza. I choć na salę rozprawy wyznaczono największą z komnat w całym
Zamku Magów, zgromadziło się w niej tyle ludzi, że stali jeden obok drugiego,
stłoczeni niczym wykałaczki w podstawce. Ale sensacja była warta tych niewygód.
Część sali odgrodzono metalowymi poręczami, wydzielając wolną przestrzeń kształtu
prostokąta. Wzdłuż dłuższego boku stało dziesięć krzeseł o rzeźbionych w
emblematy oparciach - po jednym dla każdego przedstawiciela wiodących kast. Naprzeciw
siedziska dla sześciu sędziów. Krótszy bok i krzesło ze znakiem "Usta"
zarezerwowano dla oskarżającego.
Naprzeciwko stało następne - znacznie mniej ozdobne, dla
świadków. Mistrzowie, którzy zajęli miejsca, mieli na sobie eleganckie tuniki z
symbolami kast na ramionach, przewiązane błękitnymi szarfami , jak nakazywała powaga
sytuacji, ale ich miny świadczyły o irytacji i zniecierpliwieniu. Wyraźnie uważali,
że marnuje się ich czas. Bukat Mówca sprawiał wrażenie całkiem spokojnego. Ubrał
się najskromniej, w czarne ubranie, od którego odcinała ostro jego szarfa w odcieniu
błękitu, zarezerwowanego dla członków Kręgu, jakby chciał w ten sposób
przypomnieć, kim jest. Przy przeciwnikach, kolorowych jak pawie, roztaczał aurę
rzetelności i zdecydowania. Naprzeciw siebie stanęli oponenci - obaj w czarno białych
szatach prawników , z tradycyjnie wygolonymi czaszkami, na których wytatuowano
uproszczone symbole szal.
- Bukat Mówca przeciwko Kręgowi o naruszenie jego praw
osobistych - powiedział Filar, ojciec Imbira .
- Krąg przyjmuje - odrzekł jego przeciwnik.
- Mówca zgłasza protest przeciw zamierzonemu okaleczeniu
chłopca imieniem Nocny Śpiewak, powierzonego przez niego Kręgowi przed dziesięcioma
miesiącami.
- Krąg oponuje przeciwko określeniu "okaleczenie".
Zaczęło się. Obaj rzecznicy będą chwytać się wzajemnie za słowa
i usiłować zbić z tropu.
- Podtrzymuję to określenie jako kluczowe dla sprawy. Talent
jest integralną częścią ciała, a pozbawienie ciała jego integralnej części jest
okaleczeniem.
- Częścią ciała są również włosy i paznokcie. Czy
strzyżenie także jest okaleczeniem?
- Zwracam uwagę, że talent nie odrasta - rąbnął Filar
brutalnie.
Rzecznik Kręgu nie znalazł przeciwnego argumentu.
Zwrócił się do Bukata.
- Czy chłopiec jest członkiem rodziny, synem, wnukiem lub twoim
krewnym innego rodzaju, panie Mówco?
- Nie - odpowiedział Bukat.
- Dlaczego więc tak bardzo uraziła cię decyzja Starszyzny, aż
postanowiłeś wytoczyć jej sprawę sądową o naruszenie praw osobistych?
Pytanie było oczekiwane, a odpowiedź na nie przygotowana od dawna.
- Chłopiec należy do mnie - rzekł Mówca. - Kupiłem go i jest
moim niewolnikiem.
W sali zawrzało. A więc o to chodziło?! Sprawa była
bezprecedensowa. Większe wrażenie Bukat zrobiłby chyba tylko zionąc ogniem.
Dziesiątka mistrzów wlepiła w niego zaokrąglone ze zdumienia oczy. Przedstawiciela
interesów Kręgu zatkało na moment. Rzucił Flarowi spojrzenie
pełne pretensji. Po czym wrócił do zadawania pytań.
- Jak doszło do...do transakcji?
- Odkupiłem dziecko od wędrownej grupy cyrkowej.
Prawnik uśmiechnął się nieszczerze.
- Czy można wiedzieć, za jaką sumę? - zapytał. .
- Można. Dwa srebrniki - odpowiedział Mówca.
- Nie można nazwać tego odpowiednią ceną. Raczej wymuszeniem.
- Raczej nie - odparował Bukat. - Chłopiec był w takim stanie,
że rokował nikłe nadzieje na przeżycie do dnia następnego. Poza tym wyłożyłem
znacznie większe sumy na jego wyleczenie i utrzymanie.
I tak ciągnęło się to dalej. Bukat opowiadał o swych staraniach,
podkreślając je jako inwestycje na przyszłość. Mówił o tymczasowej rezygnacji ze
sprawowania kontroli nad chłopcem ze względu na pogarszający się stan zdrowia i o
podjęciu decyzji przysłania go do siedziby Kręgu, gdzie mógłby otrzymać odpowiednie
wykształcenie, zgodnie z wolą właściciela. Był przy tym absolutnie zrównoważony.
Patrzył prosto w twarz pytającego, dając do zrozumienia obecnym:
"Niczego się nie boję, jestem pewien swych racji". Imbir, który obserwował
go ze swego miejsca, czuł podziw. Syn prawnika -jako chłopiec spędził na sali
sądowej niejedną godzinę - doceniał postawę Mówcy jako subtelny argument w grze.
- Wszystko to jednak rozbija się o jedno -. wypalił rzecznik
Kręgu, robiąc nonszalancki gest, dłonią. - Mag n i e m o ż e być
niewolnikiem! Argument naruszenia praw własności automatycznie upada.
- Protest! - sprzeciwił się natychmiast Filar. - Podtrzymuję
argument, gdyż chłopiec nie jest, powtarzam, nie jest magiem!
- Rozpoznanie talentu natychmiast...
Filar przerwał mu gestem.
- Rozpoznanie talentu nie stanowi o natychmiastowym przyznaniu
statusu maga i członka Kręgu. Powszechnie wiadomo, że ostateczna kwalifikacja może
się odbyć najwcześniej w wieku czternastu lat ze względu na występującą niekiedy
możliwość zaniku zdolności przy wkroczeniu w wiek dojrzewania. Nocny Śpiewak ma lat
osiem.
Rzecznik Kręgu zacisnął zęby. Jego przeciwnik był przygotowany aż
za dobrze. Kto wie, jakie jeszcze ostrze wyciągnie z rękawa?
- Chciałbym wezwać mistrza Klingę Stworzyciela jako świadka.
Dla wyjaśnienia motywów Starszyzny.
- Wysoki mag wstał ze swego miejsca i przeszedł na krzesło
świadków.
- Wstępne rozpoznanie talentu dziecka określiło je jako
Stworzyciela o dużej mocy - zaczął. - Kierowaliśmy się wynikami rutynowych testów
oraz raportem obecnego tu Bukata Mówcy. Jednak po dłuższej obserwacji okazało się,
że talent chłopca jest trwale zablokowany, prawdopodobnie pod wpływem silnego urazu
psychicznego: Ujawniał się jedynie w wypadkach zagrożenia, w sposób destrukcyjny.
Dziecko nie panowało nad nim w żadnym stopniu. Podjęliśmy tę bolesną decyzję,
kierując się dobrem chłopca i dla bezpieczeństwa jego otoczenia.
Filar gestem poprosił o pozwolenie zadawania pytań.
- Szerszemu Kręgu znane są dwa przypadki takich, nazwijmy,
niekontrolowanych wybuchów talentu. Ale w rzeczywistości było ich trzy. Co możesz,
mistrzu, powiedzieć na temat trzeciego?
- Zostałem... hm... uderzony.
- Mocą ?
- Tak - odpowiedział mag krótko, przeklinając w myślach
źródła przecieku, jakiekolwiek by były. W obecności tylu zgromadzonych na sali
Obserwatorów i innych magów czytających w myślach nie mógł mijać się z prawdą.
- Czy ucierpiałeś w jakiś sposób, mistrzu?
- Wrażenie było bardzo nieprzyjemne...
- Czy pozostały trwałe ślady użycia talentu na tobie? Blizny,
obrażenia wewnętrzne czy choćby sińce?
- Nie.
- Czy można uznać, że chłopiec skierował na ciebie jedynie
niewielką część energii lub zwyczajnie chciał cię tylko przestraszyć?
- Nie wiem.
- Czy można uznać, że brak obrażeń jest wynikiem kontroli
sprawowanej nad talentem?
- Uważam że można - rzekł mag z wysiłkiem i kwaśną miną.
Oskarżyciel na razie wygrywał.
- Dziękuję - powiedział Filar, kłaniając się uprzejmie. - To
wszystko. Jak widać, talent chłopca jest jednak w jakiś sposób pod kontrolą. Proszę
jako świadka oskarżenia Imbira Stworzyciela.
Imbir podniósł się z niemiłym uciskiem w dołku. Był przygotowany
na wezwanie. Spodziewał się go, lecz denerwował się mimo to. Jego drobiazgowo
opracowane zeznania miały dać najsolidniejszą podstawę do wykazania złej woli i
zaniedbań "góry" Kręgu Magów. Zajął miejsce zwolnione przez mistrza.
- Kiedy po raz pierwszy zetknąłeś się z Nocnym Śpiewakiem? .
- Półtora miesiąca temu. Leczyłem to dziecko na bagnicę.
- Co możesz powiedzieć o przebiegu choroby?
- Ciężki i zagrażający życiu, ze względu na zaniedbanie
szczepień przeciwko chorobom najczęściej występującym tutaj, w delcie rzeki.
- Czy odwiedzałeś chłopca również później, w okresie
dochodzenia do zdrowia? -
- Tak , przychodziłem do niego, gdy tylko pozwalał mi czas
wolny. Przynosiłem mu zabawki. Rozmawialiśmy.
- Jakimi słowami możesz opisać to dziecko?
Rzecznik Kręgu patrzył na Imbira nieżyczliwie, lecz nie przerywał.
Imbir był niewygodnym świadkiem. Jego młodość, jego uczciwa twarz zjednywała mu
sympatię sędziów. Filar grał na uczuciach publiczności bez żadnych skrupułów. A
jemu wynik tej sprawy wydawał się oczywisty! Cóż za ironia!
- Nieufny, spłoszony, niepewny, uparty, ciekawy, inteligentny,
myślący, cierpliwy, ale także dziwaczny - wyliczał młody Stworzyciel.
- Czy możesz dodać do tego słowo "agresywny"?
- Nie! - rzekł Imbir z całą stanowczością, na jaką było go
stać.
Rzecznik poprosił o turę głosu.
- Nauczyciel tego chłopca ma o tym inne zdanie. Spotykał się z
lekceważeniem i obraźliwymi słowami. Ocenił Nocnego Śpiewaka jako dziecko leniwe i
mało zdolne. Jest wielu, którzy się z tym zgadzają. Nie poproszę nikogo na świadka,
gdyż wyliczenie wszystkich występków trwałoby zbyt długo i poważnie nadszarpnęłoby
cierpliwość obecnych. W każdym razie ugryzienie służącej jest czynem wysoce
agresywnym. Faworyt pana Bukata ma wyjątkowo brzydki charakter. Był też wielokrotnie
karany za drobne kradzieże .
Filar skłonił głowę przed oponentem, jakby tamten sprawił mu
wyjątkową przyjemność swoim wystąpieniem.
- Bardzo dziękuję. Istotnie chciałem poruszyć ten temat i
powrócimy do niego, gdy przyjdzie kolej wezwania samego chłopca. Teraz jednak chciałbym
kontynuować składanie zeznań przez Imbira Stworzyciela.
- Jak oceniasz wykorzystanie talentu przez chłopca?
- Jest silny, lecz jeszcze niewprawny. Do ćwiczeń potrzebuje
absolutnego spokoju. Łatwo się rozprasza. Uczyłem go typowych technik medytacyjnych, na
poziomie stosownym do jego wieku. Wyniki mnie zadowalały.
Przez salę przeszła fala podnieconego mamrotania. Imbir był pewien,
że gdyby zagłębił się w przestrzeń mentalną; znalazłby się w wirze wściekłego
myślowego hałasu. Ze swego miejsca poderwał się Hlinga, protestując ze
złością.
- Bajdy! Jakiś praktykant uzyskuje to, co
nie udałó się "błękitnym"? Kłamstwa, brednie! Szczeniak nie umie nic...
- Spokój! - ryknął sąsiad maga i pociągnął go w dół.
- Przypominam, mistrzu, że nie udzielono ci głosu jako
świadkowi - rzekł zimno Filar. - A także to, iż są tu obecni magowie będący w
stanie sprawdzić prawdomówność mówiącego.
Na nowo zwrócił się ku synowi.
- Z całą pewnością możesz powiedzieć, że chłopiec używał
przy tobie talentu w sposób kontrolowany?
- Tak, z całą pewnością i z pełną świadomością wagi tego,
co mówię.
- Czy jesteś w stanie przedstawić konkretne dowody?
Imbir wstał i zaczął opróżniać wypchane kieszenie, mówiąc
jednocześnie:
- To są przedmioty, które zebrałem w jego pokoju. Próby,
wyniki sprawdzania możliwości. Niektóre są bardzo dziwaczne. Czasem nie całkiem
udane, bo on się jednak dopiero uczy...
Rozdawał wytwory dziecięcej wyobraźni oficjalnym przedstawicielom
Kręgu, sędziom i najbliżej stojącym widzom. Oglądali kawałki ołowiu częściowo
błyszczące złotym kruszcem, poprzekształcane przedmioty, odcisk małych palców w
płaskim kamieniu, nadgryzione jabłko zatopione w kawale kwarcu i inne, równie
,zdumiewające rzeczy.
W obliczu namacalnych dowodów, argumenty "góry" odeszły w
niebyt. Filar jednak chciał doprowadzić rzecz do końca. Należało potwierdzić prawa
Bukata do chłopca i przykrócić apetyty Kręgu na władzę.
- Czas na podsumowanie. Proszę wprowadzić chłopca.
Imbir prowadził Nocnego Śpiewaka wzrokiem. W przeddzień byli tutaj
wszyscy, by przygotować się do rozprawy, oswoić dziecko z otoczeniem i układem mebli.
Lecz dzisiaj był tu tłum ludzi. Imbir bał się, czy chłopiec nie straci pewności
siebie, czy będzie w stanie mówić? Byle tylko nie przestraszył się i nie zechciał
uciec. Imbir zdążył poznać go bliżej i zorientować się, że pozorna krnąbrność
pokrywa kruchą równowagę psychiki. To dziecko łatwo było przerazić.
Chłopczyk przemaszerował między strażą. O jego zdenerwowaniu
świadczyły mocno zaciśnięte pięści. Imbir wiedział, że w jednej kryje się mały,
szklany przycisk. Dał go Śpiewakowi w ostatniej chwili. Wiedział od ojca, że lepiej,
by nerwowy świadek miał coś w ręku. Czuje się wtedy pewniejszy.. Poza tym zaciskanie
palców, skubanie paznokci i tym podobne niekontrolowane ruchy robiły złe wrażenie,
jakby przepytywany miał coś na sumieniu.
Chłopiec wdrapał się na wskazane miejsce. Imbir z trudem ukrył
uśmiech satysfakcji. Ojciec był jednak geniuszem. Dzisiejszego ranka wymienili
poprzednie siedzisko na inne, o wyższych nogach. Nocny Śpiewak, by wejść na nie,
musiał podskoczyć. W ten sposób, z nogami nie sięgającymi ziemi, wydawał się
sędziom mniejszy i bardziej bezradny.
- Odpowiadaj na pytania zgodnie z prawdą. Jeśli czegoś nie
wiesz lub nie jesteś pewien, powiedz to. Zrozumiałeś?
Nocny Śpiewak pokiwał głową.
- Tak.
Imbir z ulgą usłyszał, że chłopiec mówi cicho, lecz wyraźnie.
- Powiedz, czy jesteś magiem?
- Nie - zaprzeczył chłopiec: - Mag ma szarfę i obrazek na
skórze.
Imbir odetchnął. Nocny Śpiewak nie uważał się za maga i mówił
szczerze.
- Czy wiesz, czemu tutaj jesteś?
- Chcą mi zabrać talent.
- Dlaczego?
- Za karę.
- Co zrobiłeś?
- Pogryzłem talentem tamtego człowieka.
- Czy potrafisz zrobić coś podobnego teraz, w tej chwili?
- Nie wiem. Wtedy bardzo... się bałem - głos dziecka załamał
się.
Filar odczekał chwilę.
- Twój nauczyciel nie jest z ciebie zadowolony. Skarży się na
ciebie. Mówi, że jesteś nieposłuszny. Mówił też, że kradniesz. Czy to prawda?
- Taaak - bąknął Nocny Śpiewak, spuszczając oczy.
- Jakie rzeczy zabierałeś?
- Mięso, chleb i jabłka... i nóż... i papier do pisania...-
Nocny Śpiewak posłusznie odgrzebywał w pamięci swoje przewinienia. - ...cukierki...
- Pieniądze? - przerwał mu Filar.
- Nie. Tego nie wolno - odparł Śpiewak kategorycznie.
- A wiec bywałeś niegrzeczny. Czy karano cię za to cieleśnie?
- Co...? - spytał chłopiec niepewnie.
- Czy dostawałeś bicie, jeśli na to zasłużyłeś?
- Tak - potwierdził malec. Zaciskał ręce, aż zbielały mu
kostki. Nie było tego widać pod sierścią, ale musiał być czerwony ze wstydu.
- Dobrze. Może wyjaśnisz dokładnie, na czym to polegało.
- Rózgą... -jęknął chłopiec, zgnębiony. - ...albo
rzemieniem. W tyłek. A czasem przy ścianie.
- O tym opowiedz dokładniej.
Bukat zaciskał wargi i wybijał palcami nerwowy rytm na
podłokietniku.
- Musiałem zdejmować koszulę - mówił chłopiec. - Oprzeć
się rękami o ścianę, schylić się i on mnie bił w plecy.
- Wystarczy. Czy mój oponent ma jakieś pytania? - Filar
zwrócił się do stojącego obok mężczyzny. Ten pokazał znak, że rezygnuje z tury
głosu na rzecz przeciwnika. Wiedział już do czego doprowadził prawnik Bukata i czuł
zniechęcenie. Zwolniony Nocny Śpiewak zniknął za drzwiami, prawie biegnąc.
- Dziękuję - rzekł ojciec Imbira. - Pozwolę sobie dla
przypomnienia odczytać fragment cesarskiego edyktu, dotyczącego niewolnictwa. Otóż: W
niewolę może być oddany jedynie człowiek mający długi pieniężne, których nie
może spłacić. Może być oddany jako niewolnik tylko swemu wierzycielowi lub jego
spadkobiercom. Tak samo niewolnikiem może zostać syn lub córka dłużnika. A w niewoli
oni mogą pozostać jedynie tak długo, aż pracą wyrównają dług. Posiadacz niewolnika
może uczynić z nim, co zechce ,jako ze swoją własnością, z wyjątkiem odebrania
życia lub trwałego skaleczenia, gdyż niewolny człowiek może na powrót zostać wolnym
obywatelem. Póki jednak pozostaje w niewoli, właściciel powinien mieć nad nim pieczę
i odpowiedzialność.
Kontynuował:
- Dziecko nie uważa się za maga - to pierwsze. Drugie - zostało
kupione w sposób legalny i nigdy nikomu innemu nie odsprzedane. Przedstawiciele Kręgu
twierdzą, że nie wiedziano tu o tej zależności między Bukatem Mówcą a chłopcem.
Lecz mimo to karano go niewolniczą chłostą.
Prawnik Kręgu machał wściekle ręką, domagając się głosu.
- Od kiedy słońce świeci na niebie, zawsze karano nieposłuszne
dzieci, i to zwykle za pomocą rózgi! Nie ma w tym nic nadzwyczajnego ! Na tej sali nie
ma mężczyzny, który by jako dziecko nie dostał choć raz w skórę! To niedorzeczne,
by wysuwać ten argument...
- Pan ma kłopoty ze słuchem lub uważa sędziów za bezrozumnych
- przerwał mu Filar bezwzględnie. - Nocny Śpiewak opisał typową niewolniczą pozycję
pokory. Nie słyszałem jeszcze, by jakiś rodzic karał swe dziecko przy ścianie.
"Ściana" jest karą uwłaczającą godności i ma na celu podkreślenie
wyższej pozycji karającego . Powszechnie stosuje się ją wobec niewolnych. Wszystko
więc wskazuje, że to dziecko mimo wszystko jest niewolnikiem i tak było traktowane. W
takim wypadku obejmuje je edykt cesarski, zabraniający trwałego okaleczenia. A że
dziecko jednak kontroluje swoją siłę, nie może być mowy o zastosowaniu środków
nadzwyczajnych. Dziękuję. Oddaję głos.
Imbir postanowił opuścić salę. Był zadowolony i dumny. Opłaciła
się nieprzespana noc, spędzona wraz z Różą na szczegółowym spisywaniu wszystkiego,
co wiedzieli o Nocnym Śpiewaku. Na tych notatkach ojciec Imbira wyostrzył nóż wymowy i
pokroił sprawę, jak tylko chciał. Teraz oczywiście oponent jeszcze nieco poprotestuje
, by zachować twarz. Potem sędziowie pójdą się naradzić, choć wiadomo z góry, jaki
będzie wyrok. Argumenty Filara były nie do podważenia. Można to było zrobić jedynie
odszukując matkę Nocnego Śpiewaka i udowadniając, że sprzedała syna dla chęci
zysku. A to, po upływie ośmiu lat,było niewykonalne.
Imbir postanowił odszukać chłopca. Pewnie zaszył się w jednej ze
swych licznych kryjówek. Z pewnością boi się i potrzebuje pociechy.
Ale nie. Gdy Imbir wydostał się z trudem z przepełnionej sali,
zobaczył Nocnego Śpiewaka czekającego na galerii. Siedział okrakiem na balustradzie,
opierając się plecami o kolumnę i obracał w dłoniach przycisk.
- Wszystko w porządku - powiedział Imbir.
- Wiem. Podsłuchiwałem. Czy teraz Bukat zabierze mnie z
powrotem?
Imbir usiadł obok chłopca.
- Myślę, że nie. Bukat jest Mówcą, a ciebie powinien uczyć
Stworzyciel. Za to ani zarządca, ani nauczyciel, ani nikt inny nie będzie cię już
mógł skrzywdzić. Sędziowie uznają, że należysz do Bukata.
Nocny Śpiewak ożywił się.
- To znaczy że już nigdy nie dostanę rózgą?
- Nie miałbym takiej nadziei. Musisz się po prostu bardziej
starać. Nie podkradać niczego, nie przeklinać i lepiej się uczyć. Bukat powie ci to
samo. Jemu bardzo na tym zależy, żebyś został magiem. Talentem można zrobić
tyle pięknych i pożytecznych rzeczy...
Nocny Śpiewak milczał i bawił się nadal kawałkiem szkła.
- Mogę to sobie wziąć? - spytał wreszcie i pokazał małą
półsferę.
- Jasne, zrobię sobie drugi. Co tam jest?
Mag wziął przedmiot z ręki chłopca. W szkle była wygrawerowana
róża - trochę niezgrabna, ale nie było wątpliwości co do gatunku kwiatu.
Szkło wybierano od spodu, tak że rysunek wydawał się wypukły. U dołu, przy
łodyżce umieszczono trzy nieforemne znaki. Imbir w pierwszej chwili nie mógł
ich odczytać, potem olśniło go i odwrócił przycisk płaską stroną do góry.
Napis był omyłkowo odwrócony. "Róża dla Róży" .
- Sam to zrobiłeś?!
Nocny Śpiewak kiwnął głową.
- Ciągle czekałem i czekałem. I martwiłem się, i martwiłem.
I tak zacząłem dłubać. Starałem się, bo to dla Różyczki. Wiatr Na Szczycie nie
umie takich rzeczy.
- Myślisz, że jak dam jej to i powiem, że ją kocham, to
odstawi tego tłumoka? - dodał nieśmiało.
- Nie wiem, ale możesz spróbować. Róża jest na sali. Trochę
potrwa, zanim się wydostanie z tego tłumu.
Nocny Śpiewak zeskoczył z poręczy.
- Poczekam na nią w jej pokoju.
Imbir patrzył, jak malec oddala się wzdłuż galerii. Jego brązowa
głowa lśniła w słońcu. Czy nie było znamienne, że pierwszy w pełni świadomie i
starannie wykonany twór tego chłopca był podarunkiem miłości? Imbir miał nadzieję,
że tak pozostanie.
Kiedyś mały wilk śpiewał gwiazdom:
Tak długo, aż odpowiedziały.
Gdańsk, październik 1998 r.
Ewa Białołęcka