Tkacz Iluzji
autorka : Ewa Białołęcka
wklepał ARGAIL
opowiadanie umieszczone za wiedzą i zgodą Autorki
Opowiadanie "Tkacz Iluzji" jest wstępnym opowiadaniem z książki o tym samym tytule,
która wciąż jest dostępna na rynku, w połowie tego roku zostanie natomiast wydana część druga pt. "Piołun i Miód"
Opowiadanie "Tkacz Iluzji" zostało uhonorowane nagrodą im. Janusza Zajdla
*******************************************
Moje najbardziej wyraźnie wspomnienie z
dzieciństwa dotyczy pewnego chłodnego dnia , gdy ponury i obrażony na cały świat ,
siedziałem pod płotem na skraju drogi . Wiejskie dzieci nie dopuściły mnie do jakiejś
zabawy i szczerze im życzyłem żeby pozamieniały się w żaby . Rozpamiętywałem
swoją krzywdę i strasznie sam siebie żałowałem . Wtedy zobaczyłem tamtą dwójkę .
Nadeszli od strony Pagórków . Wizerunek starca zatarł się w mojej pamięci . Wiem
tylko , że zdawał mi się szalenie wysoki . Podróżny płaszcz targany wiatrem
unosił się na jego ramionach jak wielkie skrzydło . Starzec podpierał się
kijem . Połowę twarzy od nosa do czoła zakrywała mu czarna przepaska . Trzymał
rękę na ramieniu dziecka które go prowadziło . Trudno powiedzieć czy był to
chłopiec czy dziewczynka . Ja jednak sądzę że dziewczynka , choć przeczyły
temu krótkie włosy . Mama ozdobiła wyszarzały płaszczyk skromną , zieloną
tasiemką , a z jej kaptura wyglądała garść polnych kwiatów . Gdy mnie mijali ,
dziewczynaka spojrzała ciekawie i uniosła ręce , by odgarnąć z czoła czarne
kosmyki . Długie rękawy osunęły się i ... zobaczyłem że przedramiona tego
dziecka kończą się gdzieś w połowie , a dłonie zostały zastąpione drewnianymi
pazurkami . Para wędrowców minęła mnie . Dziewczynka podskoczyła jak wesoły
królik . Jej ciężkie trepy uniosły kłąb kurzu , który niesiony wiatrem ,
zasypał mi oczy . Kiedy je przetarłem , starca i dziewczynki nie było już
widać . Znikneli pomiędzy chatami . Pamiętałem o tamtym dziecku przez długie
lata , gdyż było kimś , z kim los obszedł się równie bezwględnie jak ze mną .
Przestałem się nad sobą użalać , a jednocześnie poczułem ulgę . Może
powinienem się jej wstydzić .
Po awanturze z tobą
, kiedy godzinami siedziałem na podwórko , prześladował mnie widok tamtego
dziecka . . Ziarenka piasku , jakby bez mojegu udziału ułożyły się w wizerunek
buzi tak , jak ją zapamiętałem . Ciekawy rzut ciemnego oka i uśmiech
odsłaniający drobne zęby . I włosy odgarniane reką ... której nie było .
Burzyłem układ jednym ruchem a on odnawiał się od początku . I jeszcze raz , i
na nowo . Oczy starca . Dziecko . Ręce zamienione na rzeźbione drzewo .
Uśmiech kalekiej dziewczynki .
Co mogło by
zastąpić moje uszy ? Właśnie - jeśli nie wyleczyć , to zastąpić ? Czy
Stworzyciel da mi odpowiedź ? Dziecięcą twarzyczkę na piasku zastąpił Krąg i
Płomień - znak Kasty Stworzycieli .
Zrozumiałeś mnie , Płowy , i dlatego
pozwoliłeś mi odejść . Jeśli ma się niepłny talent , to tak jakby się było
kawałkiem maga . Na wieczny Krąg ! Tego nie chciałem !
Odnalezienie stworzyciela nie miało być rzeczą łątwą .
Przede wszystkim nie wiedziałem gdzie go szukać . Wiedziałem natomiast gdzie
znajdę wiadomość o nim . W każdym większym mieście stała kamienna wieża , w
której żył Mówca - żywa skarbnica wiedzy o całej Lengorii . Długo wędrowałem
zapylonymi gościńcami . Omijały mnie złe przygody . Chyba wyglądałem zbyt
ubogo żeby rzezimieszkom chciało się mnie rabować . Kilka srebrnych monet
które mi dałeś , schowałem na czarną godzinę . Wieśniacy nie żałowali jedzenia
po obejrzeniu kilku magicznych sztuczek . Wyjmowałem wiewiórki z rękawów ,
rozmnażałem drobne przedmioty . Proste sztuczki które ćwiczyłem już jako
dziecko . Nie chciałem odsłaniać swoich prawdziwych umiejętności . Wstydziłem
się że są niepełne . A jednak , pewnego razu ...
To był bogaty dom . Wielki , o wysokich białych
ścianach , z rzeźbionymi kolumnami , tarasami i kolorowymi szybami w oknach .
Równie bogato przedstawiały się pokoje dla służby , do których weszłem .
Ledwie jednak oczarowałem klucznicę bukietem kwiatów wyciągniętych spod jej
fartucha , poczułem szarpnięcie za rękę . Dziewczynka , mniejsza i dużo
młodsza ode mnie , pociągnęła mnie białymi korytarzami . Biegła , podskakując
jak źrebak i ledwie za nią nadążałem . Co chwila odwracała do mnie twarz , a
jej usta poruszały się bez przerwy . Wreszcie wciągnęła mnie do przestronnej
komnaty , również białej . Rozglądałem się chyba niezbyt przytomnie . Dookoła
stały ozdobne , drogie sprzęty , podłogę zasłano kolorowymi dywanami , do tej
pory oglądałem je tylko w warsztatach tkackich , na sprzedaż . Po chwili
dostrzegłem w tym natłoku czarnobrodego mężczyznę i kobietę w bardzo pięknej
ale chyba niewygodnej sukni . Dziewczynka pochylona ku mężczyźnie szeptała i
pokazywała ręką na mnie . Kiwnął głową , mierząc mnie wzrokiem , jakby chciał
zedrzeć ze mnie ubranie , skórę i obejrzeć kości . Za jego krzesłem wisiało
duże lustro . Odbijał się w nim fragment oparcia i głowy siedzącego , a przede
wszystkim wysoki , bardzo szczupły , strasznie zakurzony młodzieniec o nieco
dzikim wyrazie twarzy . Zawstydziłem się , w tym otoczeniu wyglądałem jak
drobny złodziejaszek albo żebrak . Pan domu znowu skinął głową . Zaczerpnąłem
powietrza i rozkazałem kwiatom wyobrażonym na kobiercu wzrosnąć i wznosić
barwne kwiaty . Lustro spłynęło ze ściany zamieniając się w strumień , nad
którym pochyliły głowy spragnione sarny . Kobieta otworzyła szeroko usta ,
szarpnęła naszyjnik , którym dotąd bawiła się od niechcenia . Rzeczne perły
posypały się gradem między wizerunki kwiatów , gdzie natychmiast zaczęły je
dziobać najbarwniejsze ptaki jakie tylko mogłem sobie wyobrazić . Dziewczynka
z radosną miną wyciągnęła ręce ku najbliższej sarnie , więc czym prędzej
nadałem obrazowi masę i sierść . Czarnobrody z niedowierzaniem nabrał w dłoń
wody , o którą zadbałem już wcześniej by była mokra . Kolorowe motyle latały
pomiędzy ścianami , siadały na twarzach i rękach , łaskocząc lekko . Dodawałem
coraz to nowe elementy do wizji sielskiej łąki . Królika kicającego przez
trawę . Wiatr , który chłodził twarze i rozwiewał lekki szal pani domu . Na
moment pojawił się błękitny jednorożec , zatańczył niespokojnie na tylnych
kopytach i zniknął w chmurze kwietnych płatków . Olśniona dziewczynka kręciła
się po całej komnacie i ledwo nadążałem podsuwać wrażenie dotyku pod jej
ciekawe dłonie . W końcu miałem dość . Czułem że zaraz pęknie mi głowa .
Wizerunki zniekształciły się i znikły . Szukałem ręką na oślep zbawczej ściany
, czując że zaraz przewrócę się na dywan i zostawię na nim część kurzu z drogi
. Przytomność przywrócił mi twardy uścisk męskich dłoni . Czarnobrody posadził
mnie we własnym krześle . Komnata wyglądała jak przedtem , z tym że już mniej
wspaniale . Dziewczynka kucała zbierając w garstkę rozsypane perełki . Szło
jej powoli , bo co rusz oglądała się na mnie . Jakby znikąd pojawili się
służący . Stanął przede mną stolik z dziesiątką różnych , smakowitych dań .
Zapachniało tak smakowicie , że mój żołądek , o którym usiłowałem zapomnieć od
poprzedniego wieczora , zawył jak oszalałe zwierzę . Przypomniałem sobie
jednak , Płowy , co przekazałeś mi o zachowaniu się przy stole . W pierwszej
kolejności sięgnąłem po miskę z wodą do mycia rąk . Pan domu usiłował mówić do
mnie , więc zdobyłem się na jeszce jeden wysiłek i na tle białego obrusa
wywołałem runy "ja" , "słyszeć" znak przeczenia i "pismo" . Przypuszczałem że
taki bogacz umie czytać . Umiał . Służąca przyniosła mu tabliczke woskową i
lampę .
To był wspaniały pokaz Tkaczu
Iluzji- wyskrobał na białym wosku .
Patrzyłem
nie przerywając jedzenia . Mięso , ciasto , jakieś krajanki w kwaśnych i
ostrych sosach . Niektóre potrawy jadłem po raz pierwszy w życiu , przyznaję
że były świetne .
Jak ci na imię , Tkaczu
Iluzji ?
Przywołałem obraz okrucha granitu .
Byłem zmęczony ale wciąż zdolny do takich drobiazgów . Brodacz skrobał i
skrobał . Wypytywał o mnóstwo rzeczy . Skąd jestem ? Czy zdałem już egzamin w
kręgu ? Dokąd wędruję ? Gdy brakowało mu miejsca , ogrzewał tabliczkę nad
lampą , czekał aż wosk znów zastygnie i skrobał od nowa . Wyciągnął ze mnie
nawet to że szukam Stworzyciela z powodu mojego kalectwa .
Nie przyjąłem propozycji noclegu , chociaż nalegał .
Nie chciałem też dłużej odpoczywać . Ten dom był dla mnie zbyt wspaniały .
Córka brodacza poprowadziła mnie znowu białymi korytarzami , pomiędzy drogimi
meblami i zasłonami haftowanymi w gryfy . Przy bramie wcisnęła mi coś do ręki
. Na pożegnanie przywołałem obraz puszystej wiewiórki , która siadła małej na
ramieniu i umyła sobie pyszczek . Dopiero na drodze obejrzałem podarunek . To
była sześciokątna złota moneta . Ten drobiazg mógł mi starczyć na całą drogę .
Czyżby ta łąkowa iluzja była dla nich aż tyle warta ? Sądzę , że nie , ale nie
potraktowałbym tego jako jałmużny . Po prostu ci ludzie dali mi to czego nie
posiadałem . Ja też podarowałem im coś , co było dla niech nieosiągalne . Dar
, który otrzymałem przechodząc przez Bramę Istnienia .
*****************************
Podczas wędrówki w niektórych osadach
spotykałem magów . Wiodły mnie do nich niebieskie wstęgi , zawieszone na żerdziach .
Przeważnie byli to obserwatorzy . Raz spotkałem Strażnika Słów , ale jego kroniki nie
na wiele mi się przydały . Każdy wzruszał ramionami , czytając moje pytanie o
Stworzycieli . Wszyscy Stworzyciele to samotnicy z włóczęgowską żyłką we krwi . Czy
to kto wie , gdzie się taki obraca .
Wreszcie dotarłem do stolicy . Okazała się miejscem nie dla
mnie . Szybko poczułem się znużony ciągłym potrącaniem przez przechodniów .
Komu przyszło do głowy zgromadzić w jednym miejscu tyle ludzi ? Zaczepiali
mnie przekupnie , to znowu obdarci żebracy , mielący bezsensownie ustami .
Jaskrawe kolory ścian domów i ubrań męczyły wzrok . Zatęskiłem do spokojnych ,
trawiastych wzgórz i gajów , gdzie mogłem godzinami obserwować drobne
zwierzątka zaprzątnięte swoimi sprawami . Miasto było za wielkie , za ruchliwe
. Natłok wszystkiego co usiłowałem zanalizować , przyprawiał o ból głowy .
Poza tym miasto śmierdziało . Przedzierałem się przez tłok głównych ulic ,
kurczowo ściskając pod pachą podróżną torbę . Na wieczny Krąg ! Trafiłem chyba
na dzień targowy , bo niemożliwe by szaleństwo trwało tu zawsze . W pewnej
chwili zagapiłem się na grupę wyjątkowo kolorowych kobiet . Ubranmne były
dziwnie . Wydekoltowane tak , że piersi nosiły prawie na wierzchu . Spódnice
porozcinane z boków aż do bioder , odsłaniały długie nogi . Zagapiony , omal
nie wpadłem pod lektykę . Od tej chwili bardziej uważałem .
Rażące fasady domów ustąpiły miejsca jasnym murom z
piaskowca . Znad krawędzi szorstkich ścian wyłaniały się tylko dachy i
fragmenty tarasów obwieszonych pnączem o bladych kwiatach . Ta część miasta
pachniała inaczej . Było tu też czyściej . A więc za tymi murami mieszkali
zadowoleni ludzie ze swymi pięknymi , obwieszonymi perłami żonami , ładnymi ,
zdrowymi dziećmi i workami pełnymi kanciastych monet . Ruch był coraz mniejszy
. Słońce stało w zenicie , nastała pora sjesty i ulice wyludniły się . Szedłem
wciąż dalej i dalej . Mury , ciągle mury . Skręcałem kilkakrotnie , a
właściwie nic się nie zmieniało . Stolica była naprawdę ogromna . A może mi
się zdawało ? Może po prostu kręciłem się w kółko ? W lesie z łatwością
odnajdywałem drogę , dobrze się orientowałem w kierunkach świata , ale tu
zatraciłem kompletnie poczucie kierunku . Zgubiłem się . Zrozumiałem że takie
chodzenie na chybił trafił nie przyniesie mi nic , prócz zmęczenia . Jak
dostrzec wieżę Mówcy w tym labiryncie wysokich ścian ? Stanąłem pod bramą
gęsto przetykaną żelaznymi listwami . Obojętnie patrzyłem na kołatkę
przedstawiającą łeb psa z wyszczerzonymi zębami . To przygnębiało .
Najwyraźniej goście nie byli mile widziani w tym domu . Południowe słońce
połyskiwało na wypukłościach kołatki , więc dopiero po chwili dostrzegłem
swoją pomyłkę . To wcale nie był pies . Szerokie jak u konia chrapy szerokie
ślepia przekreślone pionowymi źrenicami , łyżkowate uszy ...Do bramy
przymocowano wizerunek smoczej głowy .
Wziąłem to
za dobrą wróżbę . Przecież smoki mają tyle wspólnego z nami , magami . Każdy
smok jest jednocześnie Obserwatorem , Mówcą , Stworzycielem i Strażnikiem Słów
- przechowywującym wiedzę pokoleń . Wybrałem najprostszy sposób wydostania
się z plątaniny miejskich dróg . Używając żelastwa na bramie jako wsparcia dla
rąk i nóg , zacząłem piąć się w górę . Chociaż jestem zwinny , w każdy ruch
wkładałem dużo wysiłku . Omal nie trysnęła mi krew spod paznokci . Po co
mieszkańcom była potrzebna taka wysoka brama ? Nosili przez nią drabiny na
sztorc ? Zakończona była u góry kamiennym łukiem i to że zdołałem go sforsować
, uważam za cud . Wyprostowałem się na wąskim zwieńczeniu wrót i osłaniając
oczy przed słońcem zacząłem się rozglądać . Widziałem podwórce , płaskie dachy
zamienione na tarasy ocienione roślinami kapiącymi z kamiennych donic oraz
płóciennymi baldachimami . Fontanny w kształcie smoków ( ulubinego tu chyba
motywu) . Bez sensu zresztą , bo smoki nie cierpią wody . Jednego byłem pewien
- w tym otoczeniu nie mógł mieszkać żaden Mówca . Drugą stronę zasłaniał mi
taras . Przeszedłem po szczycie muru i uważnie balansując ciałem , przelazłem
na daszek zwieńczający alkierz . Lecz ledwie się na nim znalazłem , coś
złapało mnie za nogę i szarpnęło gwałtownie . Tylko refleks uratował mnie
przed runięciem na kamienne płyty chodnika . To "coś" ciągnęło powoli lecz
nieubłaganie i miałem do wyboru albo poddać się albo spaść . Wybrałem to
pierwsze . Tuż pod daszkiem znajdowało się małe okno . Akurat o rozmiarach aby
zmieścić kogoś tak chudego jak ja . Przeciągnięto mnie przez nie jak nić przez
igielne ucho . Z obu stron spadły na mnie ciężkie ręce . Unieruchomiony przez
dwóch wielkich , umięśnionych mężczyzn , mogłem najwyżej pokiwać palcami .
Sądząc po rozmieszczonej na ścianach broni , trafiłem do pomieszczenia
strażników . Dwóch mnie trzymało , trzeci wypchnął nogą na środek izby ławę ,
podszedł do ściany i zdjął z niej ciężki korbacz , zwinęty w kilka pętli .
Skóra mi ścierpła . Tylko tego brakowało ! Zostałem wzięty za złodzieja
!Głupcy ! Gdybym naprawdę chciał coś ukraść nie zobaczyli by nawet mojego
cienia !Ci dwaj ciągneli mnie już na miejsce kaźni . Mogłem zrobić tylko jedno
zanim strażnik mnie uderzy i zrobiłem to . Strażnicy którym więzień po prostu
w rękach zamienił się w smoka , odskoczyli jak oparzeni . Ten z batem również
. Byłem tak zdenerwowany że nie potrafiłem utrzymać iluzji dłużej niż przez
chwilę . Już we własnej postaci skoczyłem do drzwi . Szczęśliwie otwierały się
na zewnątrz . Kręte schody , znowu drzwi , dziedziniec ...brama ! Zamknięta na
ciężkie antaby . Szarpnąłem ją , a następnie obejrzałem się za siebie .
Strażnicy byli tuż za mną . Cofnąłem się w narożnik dziedzińca , zdecydowany
walczyć . Ku memu zdumieniu , żaden z męrzczyzn nie próbował już mnie łapać .
Strażnik z batem splunął na kamienne płyty . Zarszczywszy brwi , mówił coś
wskazując na mnie palcem . Podszedł do bramy , dwoma pociągnięciami odsunął
zasuwy i odchylił ciężkie skrzydło . Machnął zwiniętym biczem , zachęcając do
przejścia . Jeszcze mu nie ufałem . Cofnął się kilka kroków .
Opóściłem niegościnne progi szybciej niż strzała
wypuszczona z łuku i zatrzymałem się dopiero za zakrętem . Zebrałem
rozproszone myśli i wreszcie zrozumiałem co uchroniło mnie od ciężkiego
pobicia . Nie smocza iluzja . Coś o wiele prostszego i potężniejszego zarazem
- ogromny , niewyobrażalny wręcz prestiż Kręgu Magów , obejmujący swym wpływem
nawet tak niedorobionego adepta jak ja . W momencie rozpoznania maga strażnicy
nie mieli prawa tknąć go palcem . Może , gdyby sprawdzili że nie mam tatuażu ,
nie obyło by się bez paru sińców . To było gorzkie doświadczenie . Palił mnie
wstyd , że tak bezmyślnie wplątałem się w kłopoty . Jednak włażenie na mur
miało swoje dobre strony . Z dachu alkierza widziałem coś , co zaprowadzi mnie
do Mówcy - niebieskie pasemko na tle rozpalonego nieba .
* - * - * - * - *
Człowiek , który bez mrugnięcia okiem przyjmuje
pod swój dach brudnego , wymiętoszonego włóczęgę , musi być albo świętym albo
magiem . Mówca był krzepkim staruszkiem o zupełnie białych włosach i brodzie . Zrazu
pomyślałem że pochodzi z północy , gdyż miał niebieskie oczy , ale przeczyły
temu rysy przeciętnego Lengorchianina . Mimo pełni lata nosił wełnianą szatę ,
bo surowy bazalt , z którego zbudowano jego wieżę , zachowywał jeszcze chłód
pory deszczów . Musiałem wyglądać kiepsko . Ledwie mag ujrzał mnie na progu ,
natychmiast wprowadził do środka , bez żadnego nagabywania .
Na wieczny Krąg ! Jak rozkoszna jest ciepła woda , gorące
jedzenie i miękkie łóżko doceni tylko ten , kto był ich pozbawiony przez dłuższy
czas .
Mówca "zajrzał" mi do głowy . Siedział naprzeciwko ,
uśmiechał się i mrużył niebieskie oczy a ja wyczuwałem jego myśli jak swoje własne
. Przekazywał mi zrozumiałe obrazy i uczucia . W zapisie runicznym wygląda to w ten
sposób :
"Wiem już , po co przyszedłeś . Z początku miałem
kłopoty ze znalezieniem twojego kodu . Myślisz trochę inaczej niż zwykli ludzie"
"Czy Stworzyciel może sprawić , że będę słyszał i
mówił ?"
"Nie wiem . Może tak , może nie"
"Przecież Stworzyciele to najwięksi z nas ."
"Odtwarzanie zniszczonych nerwów to nie proste składanie
złamania czy leczenie infekcji"
"Stworzyciele są najpotężniejsi w Kręgu" -
upierałem się .
"Są potężni , ale wobec potęgi natury są tak skromni
jak twoje imię , Kamyku"
"Kamyk pchnięty ze szczytu góry powoduje lawinę"
Znów się uśmiechnął .
"Jak na głuchoniemego jesteś bardzo pyskaty"
"Szukam Stworzyciela , a ty , Mówco możesz mi powiedzieć
gdzie żyje najbliższy"
"To się ciągle zmienia . Włóczą się po całym
królestwie ."
Mówca wstał z wyściełanego karła i podszedł do wielkiej mapy
Lendgorii , wiszącej na ścianie . Prawie cała była pokryta szpilkami o niebieskich
główkach . W centrum poupinane były gęściej , ku brzegom coraz rzadziej , a na jednej
z wysp Smoczego Archipelagu tkwiła tylko jedna .
"To wszystko moi bracia , Mówcy . Zbierają informacje ze
swych rewirów , przekazują najbliższemu sąsiadowi , a on podaje ją dalej dodając
własne . Wiadomości znad granic wędrują kilka godzin ."
"Krótko . A ten na wyspach ?"
"To słony . Zbiera informacje o pracy o smokach"
"Nie boi się ?"
"Smoki nie są złe"
"Są dobre ?"
"Neutralne , a to znaczy , że można się z nimi
porozumieć"
"Czy stworzyciel ..."
"Ty znów to samo . Będziesz miał swojego Stworzyciela za
niecałą godzinę" Tu mówca wskazał zegar wodny , który spokojnie przeciekał na
półce . "Niedługo pora łączności . Najbliższy Stworzyciel mieszkał w osadzie
Grobla , dzień drogi stąd . Będę wiedział już niedługo czy nie wyniósł się z
tamtąd do ostatniej pełni ."
Gdy nadeszła pora łączenia umysłu , mag usadowił się na
starym miejscu . Zamknął oczy , głowę opuścił na piersi i wydawało się że śpi
. Krople z wodnego zegara spadały jedna za drugą , a Mówca nie poruszał się .
Oczywiście nie przeszkadzałem mu . Czytałem ze smakiem opracowanie anatomii centaura .
Studiowałem uważnie ryciny , a w głowie powstawał mi szkic następnej iluzji .
"Głód wiedzy , to jest dobre dla młodego maga ."Nie
zauważyłem kiedy Mówca skończył sój seans . Jedną ręką masował ścierpnięty
kark , drugą przecierał oczy i przekazywał mi następną myśl . "Ucz się ,
czytaj , obserwuj jak najwięcej . Ludzie chcą oglądać dobre , mądre i ciekawe
wizerunki . Jesteś żywą księga , a to duża odpowiedzialność ."
Zmieszałem się . Jakoś do tej pory nie spojrzałem na swój dar
z tej strony . Traktowałem go , owszem , jako dobrą i pożyteczną i czasami opłacalną
, ale ... rozrywkę .
"Stworzyciel jeszcze się nigdzie nie wyniósł , ale
może to zrobić w każdej chwili . Ich kasta to wędrowne ptaki . Choć , pokażę
ci na mapie , jak dojść do Grobli"
Trafiłem do tej wsi z dziecinną łatwością . Gościniec
prowadził jakby zrobiono go z myślą o mnie . Grobla rozchodziła się po obu
stronach rzeki , na wzgórzach schodzących w dół jak ogromne schody . Domy
najbliższe rzece stały na palach , zabezpieczone przed jesiennymi i wiosennymi
wylewami . To była duża kwitnąca osada , z mnóstwem manfaktur i małą świątynią
poświęconą bóstwom urodzajów . Nic dziwnego , że Stworzyciel postanowił tu
trochę pomieszkać . Grobla , z jej tarasowatymi polami i sadami , wyglądała
jak skrawek Ogrodu Szczęścia . Nauczony poprzednimi doświadczeniami ,
wypatrywałem niebieskiej wstęgi nad dachami . Kiedy wreszcie ujrzałem skrawek
błękitu zwisający bezwładnie w nieruchomym powietrzu , ulga zalałą mi duszę
jak kojący balsam . Dom Stworzyciela na pierwszy rzut oka wyglądał normalnie .
Na drugi różnił się od reszty w sposób bardzo charakterystyczny . Drewno i
kamienie nie zostały spojone zaprawą , lecz zlały się w jedno zmuszone wolą
właściciela . Na zagraconym podwórku nie było nikogo . Zajrzałem do ogrodu .
Chwasty pleniły się tam bujnie , za to na grządkach pod ścianą rosły równe
rządki ziół . Rozpoznałem kilka leczniczych gatunków i kilka śmiertelnie
trujących . Stworzyciel musiał być interesującą postacią . To wrażenie
upewniło kolejne odkrycie . Oto przy oknach przymocowano autentyczne ludzkie
czaszki . Przyjrzałem się jednej z nich . Była pomalowana . Zeskrobałem
paznokciem cienką warstewkę farby i na palcu zbliżyłem do nosa . Pachniało
fosforem . Bardzo śmieszne . Szczególnie w nocy . Nad drzwiami chaty wisiały
przybite : trochę wyleniały nietoperz , ususzona żmija , naszyjnik z ludzkich
żeber i jeszcze jedna czaszka . Stworzyciel chyba bardzo cenił samotność .
Uderzyłem dwa razy w drzwi . Nikt się nie pojawił . Walnąłem jeszcze
parokrotnie i już miałem odejść , gdy drzwi otworzyły się gwałtownie . Blade ,
rozczochrane widmo z oczami zaczerwienionymi jak u smoka podsunęło mi kułak
pod nos i drzwi znów się zamknęły . Może jednak źle trafiłem . W następnej
chwili uświadomiłem sobie , że rozchełstana koszula zaniedbanego mężczyzny
odsłaniała piersi . Nad lewą widniał znak Kręgu i Płomienia .
"Może i jesteś Stworzycielem , ale ja jestem Tkaczem
Iluzji i nie pozwolę się traktować w ten sposób " - pomyślałem . Skierowałem
się do najbliższego okna , przycisnąłem oko do szyby i , osłaniając oczy
dłońmi , zajrzałem do wnętrza . Stworzyciel siedział przodem do mnie , przy
wielkim stole zawalonym pergaminami i księgami . Trzymał w ręku pióro ,
pocierał policzek dłonią i dumał głęboko . Twarz pokrywał mu kilkudniowy
zarost .
"Uważaj , nadchodzę" - pomyślałem .
Przed Stworzycielem , na pokreślonej karcie pojawiła
się wielka , rozdęta , bardzo pryszczata żaba . Brwi maga podjechały do połowy
czoła . Dotknął żaby piórem . Żaba podskoczyła . Nic więcej nie zdążyłem
wymyślić . Zobaczyłem wpatrzone we mnie przekrwione , wściekłe oczy
Stworzyciela , a w następnej chwili kolana ugięły się pode mną . Walnąłembrodą
w parapet , przeszorowałem twarzą po belkach ściany i skulony , próbowałem
dojść do siebie . Czułem się jakby ktoś potraktował mój umysł niczym worek
napchany różnościami - najpierw potrząsnął nim , a potem przewrócił wszystko
do góry nogami , wysypał wszystko na stos i zamaszyście rozgrzebał . To było p
o t w o r n e .
Straszna siła uniosła mnie za
włosy i stanąłem twarzą w twarz ze Stworzycielem . Patrzył spode łba ,
wysunąwszy szczękę . Robił wszystko by nie być miłym . Wytrzymałem jego
spojrzenie długą chwilę . Puścił mą czuprynę , a w głowie pojawiła się mi na
chwilę wizja uchylonych drzwi . Wszedłem więc do jego sanktuarium . W środku
panował nieopisany bałagan . Pod ścianami ciągnęły się długie stoły zastawione
setkami butelek , dziwnymi modelami z gliny i patyków , sprzętem do
chemicznych doświadczeń , narzędziami , słojami z wypreparowanymi narządami i
jeszcze tysiącem rzeczy ; miałem mgliste pojęcie do czego służą . Różniło się
to wszystko od schludnego wnętrza naszej chaty , a przecież poczułem się jak w
domu . Stworzyciel usiadł za stołem , a mnie wskazał miejsce naprzeciwko .
Przez chwilę grzebał w stosie notatek , szukając czystej karty , ale żadnej
nie znalazł . Wysypał więc piasek do suszenia atramentu na blat i palcem
wyrysował runy . Widziałem je do góry nogami , ale mag , zamiast je zmazać ,
zrobił coś innego . Spłacheć piasku scalił na moment , przekręcił , cały i
równy jak nakrochmalona chustka . Pod napisem "Czego chcesz ?" pojawiło się :
"Zdziwiony ?"
Wzruszyłem ramionami i przywołałem
iluzję pisma .
"Wiesz już że jestem głuchy . Chcę
abyś mnie wyleczył"
Runy na piasku zmieniły się
pod jego spojrzeniem .
"Masz pieniądze ?"
"Magowie nie płacą magom" - odparłem .
Kąciki jego warg drżały gdy patrzył na mnie spod
przymkniętych powiek , pocierając zarośniętą brodę . Poczułem nawiązującą się
między nami cieniutką nić porozumienia . Spostrzegłem też , że Stworzyciel
jest młody , nie ma nawet trzydziestu lat .
"Czy
warto marnować na ciebie energię ? Żabę potrafi zrobić każdy"
Skupiłem się . Przed Stworzycielem pojawiła się
pomarańcza . Miała odpowiedni kształt , kolor , zapach , fakturę i ciężar .
Stworzyciel sprawdził to wszystko i kiwnął głową , ale minę miał pobłażliwą .
Uniosłem pomarańczę w powietrze , obrałem ją ze skórki , która spłynęła na
stół cienką spiralą . Owoc rosdzielił się na cząstki . Mag włożył jedną do ust
. Zaczekałem na pierwszy ruch jego szczęk . Stworzyciel Skrzywił się okropnie
i wypluł na stół ...kamyk . Zwykły kamyczek , trochę wygładzony . Taki , jaki
można znaleźć na dnie każdej rzeki . W następnej chwili kamień przekształcił
się w dwie runy odlane z ołowiu , pytające "Zdziwiony ?"
Stworzyciel zaczął się śmiać . Wiedziałem że wygrałem
. Wciąż śmiejąc się napisał na piasku " Mały demon" a potem :"Jestem zmęczony
. Przyjdź jutro ."Kiwnąłem głową na znak zgody i odszedłem . Mniejsza z tym
jak spędziłem noc . W każdym razie niewiele spałem , podniecony bliskim
rozwiązaniem swego problemu .
* - * - * - * - *
Rano drzwi domu maga zastałem zachęcająco
otwarte . Wewnątrz panował mniejszy bałagan niż poprzednio . Stworzyciel miał na
sobie czystą , starannie zasznurowaną koszulę i golił się stojąc przed
srebrnym lustrem w fantazyjnych ramach . Zauważyłem , że większość przedmiotów
w tym domu , choć porozrzucanych niedbale , wykonano bardzo starannie z
drogich materiałów . Czerpak zawieszony na brzegu cebrzyka zrobiono z jednej
bryły bursztynu . Kotara zasłaniająca niszę z łóżkiem przetykana była złotą
nitką . Naczynia poustawiane tu i tam , wykonano kunsztownie z porcelany ,
srebra , a nawet złota .
"Zdziwiony ? " - tym
razem Stworzyciel nawiązał kontakt na sposób Mówców . "Pomyśl sam w co ja
właściwie mam ładować pieniądze ? Mogę mieć , co tylko zechcę , to mój talent
, a klienci jeszcze płacą i to sporo . Nie uwierzyłbyś ilu możnowładców
przywozi swoje brzydkie córki , by poprawić im nos albo wyprostować zęby .
Podoba ci się coś z tych rzeczy ? Weź jeśli chcesz "
Nie chciałem . Nie po to tu przyszłem . W ogóle wolałbym aby
przestał traktować mnie protekcjonalnie .
"Jadłeś ?" Stworzyciel kończył golenie krótkimi
pociągnięciami ostrza . widział mnie w lustrze , więc przecząco pokręciłem głową
. Wytarł twarz ręcznikiem , nabrał wody z cebrzyka i patrzył w czerpak zmarszczywszy
brwi . Podał mi go , wypełniony białym płynem . Trzymałem naczynie w obu dłoniach
nie mogąc się zdecydować na pierwszy łyk .
"Pij , jest prawdziwe . To jedna z praktycznych stron mojej
profesji"
Było nie tylko prawdziwe . Było świetne . Spróbowawszy , nie
mogłem się powstrzymać i wypiłem wszystko duszkiem . Tymczasem skądś się
pojawiły gotowane jajka i placuszki .
"Czym to wszystko wcześniej było ?" - pomyślałem .
Stworzyciel wyszczerzył zęby w uśmiechu - "Lepiej nie
wiedzieć . Teraz jest tym czym jest . Jedz , czekają cię ciężkie godziny"
.
Więc mialo boleć ? Trudno , spodziewałem się
tego .
Nie bolało , ale nie jestem pewien , czy
nie wolałbym operacji od tego psychicznego magla , przez który przepuścił mnie
Stworzyciel . Egzamin w Kręgu w porównaniu z tym to błachostka . Pływak ( w
końcu raczył się przedstawić ) kazał mi tworzyć iluzje . Zaczął od łatwych ,
ale następne były trudniejsze . Przywoływałem przedmioty , rośliny i zwierzęta
. Pływak dokładnie sprawdzał ich właściwości .
Kazał mi utrzymywać kilkanaście wizji w pełnym wymiarze .
Animować wszystkie naraz i dodawać nowe . Tworzyłem symetryczne bliźniaki , pozorne
przekroje , sztuczne źródła światła i fałszywe światłocienie . Stworzyciel
gryzł przywołane przeze mnie owoce , każąc zajmować się czterema pająkami , z
których każdy plótł swą nieprawdziwą sieć , a każda była o innym wzorze .
Musiałem tkać iluzje za swoimi plecami patrząc w lustro , z zawiązanymi oczami
, spoglądając przez płomień świecy ...
Dał mi spokój gdy dostałem gwałtownego krwotoku z nosa .
Padłem bezwładnie na ławę , opierając czoło o ścianę i kryjąc twarz w mokrej
chuście , którą podał mi Pływak . Skłamałbym , twierdząc że boli mnie głowa .
Ja wcale nie miałem głowy . Stworzyciel położył mi chłodną dłoń na karku .
Krew przestała płynąć równie nagle , jak zaczęła . Poczułem się lepiej .
Pływak wziął ćwiartkę pergaminu i napisał : "Zrobiliśmy dobry początek"
To był dopiero początek ? Wyjąłem mu pióro z ręki i
naktreśliłem pod spodem :"Po co to wszystko ?"
Znalazł drugie pióro .
"Musiałem znać pułap twoich możliwości . Przyznaję ,
że jest bardzo wysoki . Podejrzewam , że właśnie dlatego nie słyszysz ."
Nie rozumiałem . Co ma talent maga do tego czy słyszę
czy nie ?
Stworzyciel znów umoczył pióro w
atramencie .
"Kto był największym Tkaczem Iluzji
?"
"Biały Róg ze Wzgórz Iluzyjnych"
"Miał bezwładne nogi . Za wielkie talenty płaci się
wielkie ceny"
Coś zaczęło mi chodzić po głowie . Zastanawiałem się nad
tą myślą ledwie zauważając , że obgryzam paznokcie . Wreszcie odważyłem się
napisać " Czy myślisz że mam zdolności zbliżone do Białego Roga ?"
Tym razem to Stworzyciel zastanawiał się długo . Wstał ,
przechadzał się . Zaplatał ręce na karku i pocierał brodę . Na koniec napisał
u dołu pergaminu tylko jedną runę " Większe"
Opadła mi szczęka . Większe ?! . Przecież Biały Róg to
legenda . Najwybitniejszy Tkacz Iluzji od czasów Rozproszenia . Kroniki Kręgu
twierdziły podobno , że sam utrzymywał przez trzy dni iluzję miasta , które oblegli
barbarzyńcy z północy , gdy tymczasem nadeszły nasze siły i rozbiły wroga w puch .
Przewróciłem kartę na drugą stronę i nabazgrałem , rozmazując atrament :
"Jeśli nie nauczą się tworzyć dżwięku , cały mój
wielki talent będzie wart tyle , co kurz na wietrze"
Stworzyciel stawiał równe zdania pod spodem .
"Zobaczymy co da się zrobić . Gdyby się udało , świat
krzyknąłby z podziwu głośniej niż wytrzymałoby to jego gardło ".
Chyba niedokładnie zrozumiałem ostatnie runy . Znak
"krzyczeć" znałem . Oznaczał szybkie wydychanie powietrza przy jednoczesnym
drganiu gardła . Zestawienie go z runą " podziw" wyglądało głupio .
Stworzyciel przyniósł napełnione wodą pucharki , cały zestaw
szklanych butelek i miseczkę miodu . Odmierzył po dwie , trzy kropelki każdej mikstury
i wpuszczał je do wody . Na koniec dodał miodu .
"Jest wstrętne w smaku" - tym razem wszedł mi wprost
do głowy . "Wypijemy to razem"
"I co ? "
"Zobaczysz"
Wypiłem mały łyczek i skrzywiłem się . Nie , miód niewiele
pomógł .
"Do dna , mały" - przekazał Pływak , wytrząsając
ostatnie krople na język . " I najlepiej od razu się połóż . Nieprzywykłych
ścina z nóg błyskawicznie"
Miał rację . Reszta wydawała się snem . Czy sam doszłem na
wskazane posłanie , czy Stworzyciel mnie zaniósł ? Któż to wie ... I może
rzeczywiście snem był obnażony do pasa mag , z setkami srebrnych igieł wbitych w
ciało . Czy wydawało mi się tylko , że całe moje ciało pulsuje , jakby było
jednym ogromnym sercem ? Miałem płuca wielkie jak jaskinie , a napełnianie ich
trwało całe godziny . Pływak pochylał się nade mną . Coraz niżej i niżej .
Jego oczy ogromniały . Nie było już nic , tylko te oczy , w które wpadłem .
Przestrzeń wypełniona światłami ciągnęła się w każdym kierunku . Nie miałem
ciała , ale zdawałem sobie sprawę z własnego istnienia i własnej tożsamości .
Pływak był ze mną i we mnie . Światła zwinęły się w jeden punkt , a potem
rozwinęły w niesamowitą , lśniącą drogę prowadzącą z jednej nieskończoności do
drugiej . Nieznana siła pchnęła mnie tą drogą z niesamowitą prędkością .
Światła zlewały się w błyszczące smugi , wirowały wokół , aż nagle rosprysnęły
się , uderzone potworną mocą . I jeszcze raz i jeszcze raz i znowu ...Jasność
nikła rozbijana wstrząsami , aż pozostały tylko dwie iskierki , lśniące w
ciemnych oczach Pływaka , który klepał mnie po policzkach .
"Ocknij się mały , jesteś tu ?"
"Jestem . Przestań"
Podniosłem się . Na twarzy Stworzyciela widniały
ślady ukłuć .
"Stymulacja nerwów" - wyjaśnił z roztargnieniem .
"Nie udało się ?"
Potrząśnął głową
"Zajrzałem do twojego organizmu . Obejrzałem sobie mózg .
Interesujący . Ośrodek słuchu został całkowicie zajęty przez to , co my nazywamy
magiczną plamą"
"Jednym słowem - mój talent zjadł mi słuch ?"
"Dokładnie"
"Nie możesz nic zrobić ?"
"Mogę . Mogę próbować grzebać ci w mózgu i przy okazji
zmienić cię w roślinę . Wybacz , ale nie będę ryzykował . "
Wstałem i poszedłem do drzwi
"Dokąd idziesz"
"Muszę się przejść"
Poszedłem za dom i waliłem głową w ścianę . W pewien
przewrotny sposób przyniosło mi to ulgę .
* - * - * - * - *
Pływak był bardzo miłym gospodarzem , jeśli
poznało się go bliżej , ale szybko go opuściłem . Nie wiedziałem co dalej ze
sobą począć . Wracać do domu ? I co dalej ? Chciałem się uczyć , chciałem
rozwijać zdolności tak wysoko ocenione przez Stworzyciela . Niemożność
tworzenia iluzji dźwięku była jak mur na drodze do doskonałości . Przestało mi
się spieszyć . Lato kończyło się i właściwie powinienem wracać , aby zdążyć do
domu przed porą ulew i powodzi . Zamiast tego włóczyłem się to tu to tam .
Zatrzymywałem się po kilka dni w jednym miejscu . Duszę miałem chorą z
rozczarowania
Zachciało mi się powałęsać w okolicy
opuszczonych kamieniołomów . Jasne , niebotycznie wysokie ściany ,
podziurawione starymi wyrobiskami miały w sobie coś tajemniczego i pełnego
godności . W ich obliczu czułem się bardzo mały . Były tu zanim się urodziłem
i będą długo po mojej śmierci . Tu niewiele się zmieniło . Usiadłem na skraju
gigantycznego jaru i rzucałem kamykami w przeciwległą ścianę . Wiatr dmuchał
mi w tył głowy . Wybierałem kamyki , rzucałem , dolatywały do jasnej ściany i
spadały dalej . Zamyślony , dopiero po paru minutach zorientowałem się że
podmuch zrobił się ciepły . Nie spodziewając się niczego szczególnego ,
obejrzałem się ... i mało nie spadłem kilkanaście metrów w dół . Ciepły
podmuch był oddechem monstrualnego stworzenia czającego się tuż za mną .
Ogromny smok rozkładał skrzydła , wyciągał łeb ze ślepiami jak dwie krwawe
plamy i potworną ilością zębów . Instynkt podsunął mi najkrótszą i najszybszą
drogę ucieczki - w dół , strasznie stromą , wąską ścieżyną , dobrą może dla
kóz , ale nie dla człowieka . Przewróciłem się . Strach przygłuszył ból
porozbijanych kolan i łokci . Biegłem ile sił , pewien że bestia mnie goni .
Czułem wciąż na plecach jej oddech . Kamieniołom kończył się ślepym zaułkiem .
Wciśnięty weń spojrzałem śmierci w oczy . Smok zbliżał się leniwym krokiem ,
wiedząc , że już nigdzie nie umknę . Mimo przerażenia spostrzegłem , że jest
piękny . Bielutki jak cukier , z gładkim futrem i błoniastymi skrzydłami ,
lekko rozłożonymi jak u łabędzia . Był coraz bliżej . Stąpał z gracją kota .
Zamknąłem oczy i modliłem się do bogów , żeby zabił mnie szybko , a nie bawił
się mną tak jak kot .
Wtedy stał się cud . Smocze
"ja" bez żadnych ceregieli weszło w mój umysł .
"Nie jadam ludzi . Są niesmaczni ."
To był inny niż u Mówców rodzaj kontaktu . Prawie
widziałem jak nasze myśłi idą do siebie po niematerialnej drodze i spotykają
się po środku . Smok odsłonił przedemną moje wnętrze , tak że i ja mogłem
zorientować się w jego myślach i zamiarach . Ogarnęło mnie uczucie ulgi tak
wielkie , że osłabłem i musiałem usiąść . Całe wydarzenie było tylko żartem .
Według mnie bardzo miernym . Żartem , który się nie udał . Młody , skłonny do
psot smok miał zamiar podkraść się do zadumanego chłopca i przestraszyć go .
Tymczasem zdzierał sobie gardło , a ofiara ani drgnęła .
"Ale i tak cię nastraszyłem" - myśli smoka nacechowane
były satysfakcją .
"Niewielka sztuka" - wytknąłem
mu . "Jesteś większy i silniejszy"
Był naprawdę duży . Nie jestem pewien czy dałbym radę
sięgnąć jego barków , nawet gdybym stanął na palcach .
"Nadal rosnę" - pochwalił się .
Chciałem wiedzieć ile ma lat , skoro nadal rósł . Ja też
rosłem , a zacząłem piętnasty rok . Polizał łapę , machnął ogonem zwlekając z
odpowiedzią .
"Dopiero osiemdziesiąt" - przyznał zawstydzony .
Faktycznie , smarkacz . Skoro smoki żyją kilkaset lat , a może
i dłużej ...
"Trochę się włóczę . W domu jest nudno , a ja lubię
podrażnić ludzi . Są tacy śmieszni gdy uciekają na łeb , na szyję . "
Trochę się zezłościłem i postanowiłem dać mu małą lekcję
. Tuż nad nim uformowałem wielką kulę lodowato zimnej wody , która w chwilę
później efektownym wodospadem chlusnęła na wymusanego żartownisia . Wyprysnął w
górę jakby miał sprężyny we wszyskich czterech łapach . Zaczął miotać się w
prawo i wlewo , a po psychicznym moście , wciąż nas łączącym , pędziły wrażenia
najwyższego zaskoczenia , obrzydzenia i odrazy . Smok otrząsał się raz po raz
. Zdjąłem iluzję . Raptem stwierdził , że znów jest suchy . Obejrzał się
podejrzliwie i jeszcze raz otrząsnął . Fala przeszła przez białe futro od głowy aż
do koniuszka ogona jak tchnienie wiatru przez łan zboża .
"To ty !!!" - jego myśl wybuchła mi w głowie .
Sprężył się do skoku . Uniesiony w górę ogon kreślił w powietrzu spirale .
Nagle wyschło mi w gardle . Wargi smoka drżały ,
uszy przyległy płasko do łba , a źrenice zwęziły się w cienkie kreski .
Myśleliśmy do siebie beztrosko i zapomniałem , że to jednak smok . I że w
każdej chwili może mi zrobić krzywdę , powodowany zwykłym kaprysem . Wtem smok
podskoczył , przewrócił się na grzbiet i zaczął wymachiwać łapami , całkiem
jak rozbawione szczenię .
"Świetny dowcip !
Bardzo śmieszne ! Jak to zrobiłeś ?"
Obrócił się na brzuch , nie wstając wlepił we mnie ślepia .
Uszy sterczały mu znów do góry .
"Wiem . Jesteś magiem . Ale myślałem że magowie są
wielcy i potężni . "
Tak , on naprawdę był dzieckiem .
"Co jeszcze umiesz zrobić ?"
Stworzyłem obraz gołębia , a wtedy łeb smoka błyskawicznie
wyprysnął do przodu , szczęki jednym , ledwo zauważalnym ruchem zwarły się na
iluzyjnym ptaku . Strasznie to mną wstrząsneło . Nie zdawałem sobie sprawy jak szybki
może być smok . Atak trwał ułamek sekundy . Biały smok poruszył nosem i rozwarł
paszczę .
"Nie ma go . Nie zjadłem go , a zniknął"
"Głuptas jesteś . To tylko obraz . Nie można go
zjeść"
Był naprawdę bardzo zainteresowany moim talentem . Dla zabawy
przywołałem jego bliźniaka . Fałszywy smok powtarzał każdy ruch prawdziwego . Smoczy
szczeniak bawił się znakomicie , pozując niby przed lustrem , toteż zdziwiłem się ,
gdy nagle porzucił te igraszki . Usiadł , prosto składając skrzydła i wysłał myśł
bez żadnych ogródek :
"Ty nie słyszysz . Od razu to zauważyłem"
Odwróciłem głowę , ale myśli smoka wciąż do niej docierały
.
"To dla ciebie duży kłopot , prawda ?"
"Duży"
"Jak duży ? "
W ten sposób krok po kroczku wyciągnął ze mnie całą
historię . Siedząc tak , spokojnie , z długą szyją wygiętą we wdzięczny łuk , z
łapami owiniętymi ogonem , zadając inteligigentne pytania , wydał mi się starszy ,
poważniejszy , zupełnie dorosły . Gdy dowiedział się wszystkiego , zerwał kontakt .
Poczułem się jakby coś mi odebrano . Porozumienie przez psychiczny most było tak
proste i przyjemne . Zastanowiłem się , czu po prostu nie odejść . Może znudził się
mną ? Co ja właściwie wiem o smokach ? Wstałem z przykrością stwierdzając że
ubranie przyschło do skaleczeń . Smok rozmyślał o czymś głęboko .
"Zaczekaj !" - polecenie było tak gwałtowne , że
zatrzymało mnie lepiej niż arkan zarzucony na szyję .
"Lubię cię . Chcę coś dla ciebie zrobić , coś ci
dać"
Podartunek ? To prawda , istnieją plotki o smoczych skarbach ,
ale sam wiesz , Płowy , ile w nich prawdy .
Kiedyś , jako mały chłopiec , zapadłem się po pas w muł na
brzegu rzeki . Kiedy wyciągano mnie z tej pułapki , miałem przez moment wrażenie , że
rozciągam się jak mokry rzemień . Głowa i nogi tkwiące w zdradliwej mazi oddalały
się od siebie w dziwny , niebezpieczny sposób . Teraz ogarnęło mnie to samo uczucie .
Wrażenie że część mojego "ja" jest gdzieś niemiłosiernie ciągnięta . Z
umysłem napiętym jak struna pomiędzy moim ciałem a jakimś nieokreślonym punktem ,
czułem , że jesłi potrwa to jeszcze chwilę , zwariuję na pewno . Uczucie
"rozciągnięcia" ustąpiło wrażeniu "rozdwojenia" . Wpółleżałem
, oparty o zimny kamień i czułem dokładnie wszystkie jego kanty , a jednocześnie
byłem ...gdzie ? Widziałem sam siebie z wysoka .
"Jesteś we mnie" - dotknęła mnie myśl smoka .
"Widzisz moimi oczami . A teraz uważaj"
Nie potrafie dokładnie przekazać co się stało . Powietrze
...drżało ... wibrowało i wpadało do wnętrza mojej czaszki , gdzie ...
Widziałem wciąż swoje ciało . Twarz bladą jak płótno ,
kurczowo splecione palce . I wciąż to niesamowite uczucie ...
"Co to jest ?"
"Słyszysz wiatr . Podmuchy odbijają się o skalne nawisy
."
Słyszałem wiatr ... Niespodziewanie inne drgnienie przeszyło mi
uszy jak igła
"Co to ? "
"Jastrząb . Jest wysoko ."
Słyszałem uszami smoka ! Zaprosił mnie , wciągnął do swojego
wnętrza , w jakiś niepojęty sposób , nieznany nawet Stworzycielom . Słyszałem , po
raz pierwszy w życiu słyszałem . To był wspaniały dar . Smocze uszy łowiły coraz to
nowe dźwięki , a on objaśniał .
"Łopot skrzydeł skalnego gołębia"
"To była mysz"
"Tam kamień osunął się ze zbocza"
"A teraz zaryczę" - uprzedził , choć ja nie miałem
zielonego pojęcia co to znaczy . Potężny , przeciągły dzwięk był jak uderzenie na
odlew . Ledwo przeminął , w mych płucach , gardle powstał i wybuchł następny .
Usłyszałem go , nie taki wspaniały , słaby , ale równie przejmujący . Zupełnie
jakbym narodził się powtórnie .
Znowu miałem jedno ciało . Leżałem zwinięty w kłębek ,
rozdygotany , kryjąc głowę w kamieniach . Otaczała mnie zwykła cisza .
"Musiałem przerwać . Za bardzo to przeżywałeś" -
poinformował mnie smok . "To było wspaniałe , ale
krótkie" "I nie rozwiązuje twojego problemu ? "
"Nie wiem" Wciąż miałem w
głowie odgłos ptacich skrzydeł . Wstałem i uformowałem gołębia , każąc mu
pofrunąć .
"Całkiem dobrze" - pochwalił smok
Udało się ?"
"Nieźle , ale to był bardzo chory gołąb . A więc umiesz
robić to na pamięć ? "
"Najwyraźniej"
Wtedy smok rzucił lekko , jakby mówił o aktualnej pogodzie .
"W takim razie zostanę z tobą jakiś czas , żebyś mógł
nauczyć się wszystkiego co ci potrzebne . Niedługo , parę lat , żeby moi rodzice się
nie martwili ."
Sądzę że powinienem zrobić kilka dziwnych rzeczy . Na
przykład zemdleć . Zamiast tego zmartwiłem się , że podróż z tak ogromnym
stworzeniem mogła by byc kłopotliwa . Smok przechwycił tę myśl i natychmiast znalazł
na to radę .
"Mam parę wzorców genetycznych . Bawołu , orła , psa ...
Nada się chyba ? Tylko nie wolno ci patrzyć , jak będę się transformował . To brudne
zajęcie i trochę krępujące .
Tak więc smok poszedł zamienić się w psa , a ja czekałem na
niego , nie wierząc we własne szczęście . Parę lat to znaczyło co najmniej dwa ! A
przez dwa lata można zrobić naprawdę dużo !
***********************************
W tym miejscu Kamyk przerwał , bo omdlały mu
ręce . Zresztą wszystko , co było najważniejsze zostało przekazane .
Imię psa-smoka przełożone ze smoczej mowy na lengorchiański
brzmiało mniej więcej "Dobry Biały Fruwacz . Unoszący się Wysoko i Zjadający
Obłoki Takiej Samej Barwy Jak On Sam" . Kamyk więc skrócił to do "Pożeracza
Chmur". Wspomagany przez swojego niezwykłego towarzysza , mój Tkacz Iluzji
nauczy się wszystkiego , czego mu brakło do tej pory . Jestem o tym
przekonany . Teraz odkładam już pióro . Mam czas na pisanie . Ta opowieść nie
skończy się ani jutro , ani pojutrze . Będę pisał o Kręgu w którym stanie
Kamyk za kilka lat , by poddać się surowej ocenie Mistrzów . O Mistrzu Tatuażu
i jego igłach ...Czekam na to . Czekam niecierpliwie , aż świat krzyknie z
podziwu głośniej niż będzie w stanie wytrzymać to jego gardło .