MAGOWIE
AUTORKA : MattRix
Gdynia, 1998
HTML : ARGAIL
CZĘŚĆ I MAGIA PIERWSZEGO POKOLENIA
W ogromnej Bibliotece panował wszędobylski półmrok.
Wszystko wyglądało przez niego na bardziej tajemnicze niż w rzeczywistości. Wysokie
grube ściany podzielone były wąskimi balkonami na wiele pięter, podzielonych z kolei
na kilka półek. Każda z nich uginała się pod ciężarem opasłych tomów, a w
niektórych miejscach dodatkowo kilkuwiekowej warstwie kurzu. Nawet kamienna podłoga
niemal w całości była zajęta przez ciasno ustawione ciężkie masywne drewniane
konstrukcje, na których były poukładane najczęściej czytane księgi.
W całej Bibliotece było około 30 ludzi, ale choć była pewna ich obecności, niemal w
ogóle nie widziała ich, ani nie słyszała.
Wiedziała jednak, że ciężko pracują.
Ona sama, będąc szefem jednej z grup Departamentu Kontaktów Magicznych, miała
przywilej wydawania rozkazów innym i pracy jak chciała i gdzie chciała.
Dlatego też teraz siedziała przy ogromnym kamiennym stole z grubym drewnianym blatem,
pamiętającym zapewne czasy Pierwszego Pokolenia.
Przeglądała jedną z ksiąg - "Zaklęcia dla początkujących".
Pamiętała z jakim przejęciem wypożyczała ją pierwszy raz. Była najmłodszą
uczennicą w Wyższej Szkole Magów Pogodowych w Reptios. Jej kierunek był wąską
specjalnością, ale chciała zajrzeć do jakiegoś innego podręcznika.
To chyba wtedy, po lekturze księgi postanowiła przenieść się do Akademii
Wszechstronnego Kształcenia Magów w stolicy.
Nie obchodziło ją, że będzie musiała opuścić swoje strony i prawdopodobnie zerwać
już i tak niezbyt częste kontakty z rodziną.
Złożyła odpowiednie papiery i została przyjęta. Dostała nawet stypendium i przywilej
wyboru wykładowców. Była świadoma tego, że nie każdy może wybrać sobie mistrzów.
Oczywiście wybrała tych najznamienitszych. Choć pewnym zdziwieniem w rektoracie
przyjęto jej wybór wykładowcy kierunku psychomagicznego. Cieszył się on przydomkiem
"niesamowity" i nie miał zbyt wielu uczniów. Wtedy ona była jedyną.
Nie robiono jej jednak specjalnych problemów związanych z tym wyborem.
Pracowała ciężko przez pięć lat. Rokrocznie zdobywała tytuł najlepiej
zapowiadającego się maga.
Chyba już wtedy Mag-Biuro zwróciło na nią uwagę.
Chociaż aż do końca, do momentu otrzymania dyplomu i zaszczytnego tytułu "Atis
Adea", który otrzymuje garstka wybrańców, nie zdawała sobie z tego sprawy. Była
zatopiona w przeróżnych materiałach, nie zawsze oficjalnych i nie zwracała zbytniej
uwagi na to co dzieje się dookoła niej i nie ma związku z nauką.
"Zaklęcia dla początkujących" były pierwsze.
Wracała do nich często. Znała je więc na pamięć, mimo iż zajmowały prawie 10
tysięcy stron.
Ale ten egzemplarz wydawał się być inny.
Jasne, że wiedziała o kumulacji w niektórych księgach energii jej czytelników, nie
zawsze zresztą pozytywnej. Ale to nie było to.
Coś innego nie dawało jej spokoju.
Była jednak zmęczona. Trzy doby spędzone na dochodzeniu w większości w Bibliotece
Akademickiej, były limitem nawet dla Najwyższych Magów. Powinna pozwolić swojemu
organizmowi na kilka godzin snu. Albo chociaż na krótki trans odnawiający.
Nie miała jednak czasu na sen, więc pozostał trans.
Wstała od stołu i przechadzając się powoli wzdłuż jasnych plam promieni słońca
wpadających przez wysokie wąskie okna do środka Biblioteki, przeciągnęła się parę
razy. Doszła do zacienionego miejsca pod ścianą ozdobioną ogromnymi arrasami.
Przyjrzała się im z uśmiechem.
Chwilę potem usiadła na podłodze, krzyżując nogi, zamknęła oczy i opuściła
głowę. Parę głębokich oddechów i zaczęła powoli unosić się w powietrzu.
Zatrzymała się na wysokości około 2 metrów i znieruchomiała.
Nikt nie zwrócił na to uwagi. Wszyscy dalej wykonywali swoje zadania.
Cisza i półmrok sprzyjały odpoczynkowi. Kontrolowanemu, ale zawsze odpoczynkowi.
Jednak po paru minutach w jej umyśle zapaliła się czerwona lampka.
Mimo transu, ciągle rozmyślała nad tym co wydarzyło się w Akademii w ciągu paru
ostatnich tygodni.
Nagle, ciągle unosząc się w powietrzu, otworzyła oczy.
- Czy to możliwe? - zapytała cicho samą siebie.
Spojrzała na odległy kamienny stół. Księga, którą przeglądała uniosła się i
płynnym ruchem zaczęła zbliżać się do niej. W końcu chwyciła ją i zaczęła
ponownie przeglądać.
- A jednak ... - mruknęła.
Uśmiechnęła się szyderczo.
Rozwiązała część zagadki.
Miała już narzędzie zbrodni.
Teraz musiała znaleźć motyw i mordercę.
<<<>>>
- Szanowni panowie! - mówił podniesionym głosem Rektor,
starając się uciszyć szepczących między sobą Magów. - Panowie! Proszę! Rina Pler
chciałaby coś powiedzieć.
Rektor mógłby oczywiście rzucić jakieś zaklęcie, żeby wszystkich uspokoić, ale
wśród profesorów panowała niepisana zasada, że nie będą nawzajem rzucali na siebie
zaklęć.
Co innego ona - Rina Pler. Nie była profesorem, choć pewnie wielu z nich przewyższała
umiejętnościami. Poza tym była "Atis Adea", no i oczywiście
przedstawicielką Biura Federalnego.
Odczekała jednak jeszcze chwilę, a gdy sytuacja nie uległa zmianie, wyszeptała ciche
zaklęcie.
Szepty ucichły jak ucięte nożem.
Wszyscy spojrzeli na nią, nie mogąc wydobyć z siebie głosu.
Rina, stojąc na podwyższonej mównicy profesorskiej, uśmiechnęła się i powiedziała:
- Dziękuję.
Potem wykonała niewidoczny gest i wszyscy odzyskali swoje głosy.
Nie odezwali się już jednak. Patrzyli na młodą kobietę, czekając na to co powie.
Rina odczekała jeszcze chwilę i zaczęła:
- Przede wszystkim przepraszam za wszelkie utrudnienia jakich przyczyną byłam ja i moi
ludzie, a jakie spotkały panów w ciągu ostatnich dni. Zgodzimy się chyba jednak
wszyscy, że wyjaśnienie zajść w Akademii jest w tej chwili najważniejsze.
Urwała na chwilę, rozglądając się ukradkiem po sali.
- Jestem już bliska rozwiązania sprawy i zakończenia dochodzenia. Chciałabym
przekazać panom wyniki dotychczasowych badań.
Jeden z jej asystentów podszedł do mównicy i podał jej grubą księgę.
- Ta księga jest panom doskonale znana. To "Zaklęcia dla początkujących",
jedna z najpopularniejszych pozycji w spisie każdego studenta. Jest tylko jednym z wielu
odkrytych przeze mnie przykładów świadczących o prowadzonej tu działalności
wywrotowej.
Urwała, pozwalając aby cichy szum zdziwienia przebiegł po sali.
Tym razem jednak szybko ucichł i Rina nie musiała używać zaklęcia.
Wszyscy ponownie spojrzeli na nią wyczekująco.
- Wszyscy trzej studenci, których śmierć badam, korzystali z tej i wielu innych ksiąg.
Nie wiem które zaklęcia spowodowały to co wstrząsnęło całym waszych środowiskiem,
ale jestem pewna, że były to zaklęcia. W dodatku nie były one rzucane przez osobę
drugą.
- Jak to? - przerwał Rektor.
- Zrobili to sami.
Ponowny szum połechtał mile jej ego. Lubiła czasami wzbudzać podziw, lub po prostu
szokować, szczególnie jeśli chodziło o mistrzów, którzy wiedząc kim jest, nie
zawsze traktowali ją z należytym szacunkiem.
- Wszyscy wiemy co się stanie gdy rzucimy na kogoś zaklęcie. Ale co się stanie gdy
zaklęcie, które wypowiadamy jest błędne? Nikt nie potrafi wtedy zareagować, bowiem
tylko ten, kto rzuci zaklęcie, może je zdjąć. Trudno jednak zrobić to, gdy dotyczy
ono poczynań ostatecznych. A do takich należy śmierć. W tej oto księdze znajduje się
conajmniej połowa błędnie podanych zaklęć. Są to tylko te, które znalazłam po
pobieżnym przejrzeniu podręcznika. Znalazłam też wiele innych równie popularnych
pozycji książkowych zawierających błędy tego samego typu. Pierwsza z ofiar zginęła
bezpośrednio po wypowiedzeniu jednego z zaklęć. Jak wiemy nie była to zbyt przyjemna
śmierć. Druga spowodowała swoim zaklęciem niezamierzoną śmierć blisko 60-ciu osób.
Kiedy młody adept sztuki magicznej zdał sobie sprawę ze swojego błędu, przyznał się
do niego, prosząc o przebaczenie. Takie są udokumentowane fakty. Faktem jest też to,
że nie uzyskał przebaczenia, lecz został zlinczowany, co skończyło się jego
śmiercią w męczarniach. Trzecia, jak do tej pory ostatnia z ofiar, najprawdopodobniej
popełniła podobny błąd. Tuż przed jego śmiercią zginęła w płomieniach cała
8-mio osobowa rodzina. Wyrzuty sumienia, trawiące młodego człowieka od wielu dni,
spowodowały, że targnął się na swoje życie. Taka właśnie była moc błędnych
zaklęć. Pytanie: jakim cudem w najpopularniejszych księgach pojawiły się złe
zaklęcia? Wszyscy wiemy, że kiedy po raz pierwszy używa się zaklęcia nie zna się go
dobrze. Dopiero długie ćwiczenia czynią nas biegłymi w ich użyciu, strukturze i
znaczeniu. Żadna z ofiar nie była wybitną jednostką jeśli chodzi o posługiwanie się
zaklęciami. Nie znali ich, nie potrafili więc powiedzieć czy są one prawidłowe czy
też nie. Zaufali księgom, bo nie mieli podstaw aby tego nie czynić. Były przecież
starsze niż ich rody. Dopiero dokładna analiza pozwoliła mi stwierdzić, że podejrzane
księgi znalezione przez nas pochodzą z początku ubiegłego stulecia.
Szmer w sali był efektem niedowierzania.
Wszyscy wiedzieli, że Biblioteka Akademii Wszechstronnego Kształcenia Magów im.
Pierwszego Pokolenia miała w swoich zbiorach najstarsze, nawet 2-tysiącletnie
egzemplarze ksiąg magicznych. Owszem, były pisane nowe, ale od ponad pięciuset lat
żadna z nich nie trafiła do Biblioteki. Z prostej przyczyny - od wieków nic nowego nie
działo się w magii.
- Skąd "to" się wzięło?! - zakrzyknął Rektor, zapewne w imieniu reszty
zgromadzonych.
- Na ten temat mam pewną hipotezę. Nie do końca zbadaną, ale sądzę, że to tylko
kwestia czasu.
- Słuchamy. - zachęcił ją Rektor.
- Od wielu lat, oczywiście w ukryciu, a więc nielegalnie, działa wiele grup przeciwnych
działalności podobnych instytucji do tej. Jak na razie ich działalność ograniczała
się do mniej lub bardziej utrudniających życie poczynań. Nigdy nie doszło do aktów
terroryzmu. Aż do tej pory.
Urwała rozglądając się po sali. Użyła zaklęcia, aby wyostrzyć swój wzrok i
słuch. Przeczucie podpowiadało jej, że być może na tej właśnie sali znajduje się
człowiek, który mógłby bardzo pomóc w zakończeniu śledztwa. Nie znalazła nic
podejrzanego w zachowaniu zgromadzonych.
- Jestem przekonana, że incydenty w Akademii były przejawem nowego rodzaju terroryzmu. I
jeśliby przyjrzeć się dokładnie ostatnim kilkudziesięcioleciom działalności
uczelni, być może znalazłoby się więcej przypadków niewyjaśnionych zjawisk i
śmierci studentów. Zleciłam już przeprowadzenie badań na innych uczelniach, nie
koniecznie tak dużych i znanych jak ta. Za parę dni będę miała obraz całości
zjawiska. Skoncentrujmy się jednak na razie na ostatnich ofiarach. Jak już wspomniałam,
mamy do czynienia z całkowicie nowym rodzajem terroryzmu. Bowiem to nie terrorysta jest
bezpośrednio odpowiedzialny za zaistniałe zdarzenia. Poza tym często nie tylko obiekt
terrorysty jest narażony na jego atak. Nie zapominajmy o wielu niewinnych ofiarach. Ale
bycie pośrednio odpowiedzialnym nie umniejsza winy. Proceder ten musiał zacząć się
wiele lat temu. Przepisanie nawet najmniejszej księgi trwa bardzo długo. Poza tym musi
ona być niemal identyczna z oryginałem. A kiedy podróbka jest gotowa, należy usunąć
oryginały z bibliotek. To też nie jest takim łatwym zadaniem. Trzeba przecież
zachować swoją działalność w tajemnicy. Tak więc albo mamy do czynienia ze
zorganizowaną grupą, albo ... co wydaje się bardziej bezpieczne, a co za tym idzie
prawdopodobne, z jedną osobą. Bardzo wiekową w tej chwili. - dodała.
Na sali panowało ogólne poruszenie. Swoim stwierdzeniem wywołała podejrzenia. W tej
chwili każdy mógł podejrzewać każdego.
Być może w ten sposób ujawni się poszukiwany człowiek, jeśli oczywiście był na
sali.
- Musi to być ktoś być może pamiętający czasy Pierwszego Pokolenia. Jak wszyscy
pamiętamy z lekcji historii, byli to Pierwsi Magowie, którzy zjednoczyli się i zaczęli
tworzyć Akademie Magiczne, aby udostępnić swoją wiedzę wybitnie uzdolnionym ludziom.
Mieli nadzieję, że w ten sposób rodzaj ludzki lepiej pokieruje swoim losem, a oni
będą mieli godnych następców. Ulepszanie to trwa po dziś dzień. Ale najwyraźniej
czasy zmieniły się tak bardzo, że nawet Pierwsi Magowie nie przewidzieli tego z czym
mamy do czynienia teraz. Pojawił się ktoś kto jest przeciwny kształceniu tak wielu
magów. Nie znam powodów jego buntu, ale być może tego właśnie sposobu chciał
użyć, aby urzeczywistnić swój plan. - Rina wskazała na leżącą przed nią księgę.
Czuła coś dziwnego.
Rozglądała się w poszukiwaniu źródła tego ...
Strach. Strach i gniew zarazem.
Emanowały na pewno od osoby, której poszukiwała. Wciąż jednak nie widziała jej. Być
może była Magiem, którego umiejętności nie doceniała.
I nagle zobaczyła go.
Siedział w jednym z ostatnich rzędów. Był rzeczywiście stary. Tak stary, że mógł
nawet należeć do Pierwszego Pokolenia.
Wiedział, że patrzy na niego. Nie było więc już sensu ukrywać się. Westchnął
ciężko i wstał z miejsca.
Wszyscy ucichli i spojrzeli na niego. Wielu z profesorów będących najbliżej niego,
odsunęło się jak najdalej.
Spojrzał na nich z drwiącym uśmiechem na twarzy.
Miała wrażenie, że był już zmęczony ciągłym ukrywaniem się. Patrząc na nią
prawie dziękował jej za ujawnienie go.
<<<>>>
Dała znak swoim ludziom, żeby wyszli z pokoju.
Była pewna, że starzec nie będzie próbował ucieczki.
- Nazywaj to jak chcesz Atis Adea. - zwrócił się do Agentki, siadając ciężko przy
drewnianym stole. - Sama powinnaś najlepiej rozumieć moje poczynania.
Spojrzała na niego.
- Jesteś "Atis Adea". - wyjaśnił. - Niewielu uzyskało ten tytuł. Szkoda
tylko, że wykorzystujesz swoje umiejętności w taki sposób.
- Ktoś musi to robić. Poza tym co złego jest w naprawianiu wyrządzonego zła?
- Niby nic, ale ... Zresztą może masz rację. Może lepiej, że robisz to ty, niż ci
przeciw którym walczyłem od lat.
- Kogo masz na myśli?
- Ludzi podobnych do tych w Akademii. Niby uczą się pilnie, ale potem łamią składane
przysięgi. Czy znasz choć jednego przestępcę, który nie ma wykształcenia magicznego?
Musiała mu przyznać rację. Większość z nich posiadała duże umiejętności i
wykorzystywała je dla swoich niecnych celów.
- Sama więc widzisz do czego doszło. Ci lepsi stają się przestępcami, pozostali ...
no cóż. Ich umiejętności i rozum pozostawiają wiele do życzenia. Jednych i drugich
jest coraz więcej.
- I uważałeś, że trzeba coś z tym zrobić?
- Tak.
- Ale dlaczego tym sposobem?
- Inne nie odniosły pożądanego skutku.
- Próbowałeś?
- Sądzisz, że nie wykorzystałem wszystkich możliwości?
- A zrobiłeś to?
Starzec uśmiechnął się.
- Może i nie, ale nie miałem zbyt wiele czasu. Jestem już stary. Nawet Pierwsi Magowi
muszą kiedyś odejść. Sądziłem, że to będzie najlepsze wyjście. Miałem nadzieję,
że ludzie i magowie sami dojdą do odpowiednich wniosków.
- Chciałeś, żeby szkoły zostały zamknięte?
- Tak. Jest nas zbyt wielu. Jeśli nadal będziemy szkolić kolejne pokolenia, niedługo
wszyscy zapomną o co tak naprawdę chodziło. Ty pamiętasz, prawda?
Nie musiała odpowiadać.
- Po wojnach prowadzonych przez klany, pozostało nas niewielu. Byliśmy jednak silniejsi
i mądrzejsi. Wiedzieliśmy jakie były nasze błędy i postanowiliśmy już nigdy ich nie
popełnić. Ale stało się inaczej. Moi bracia postanowili udostępnić swoją wiedzę
ludziom. Pewnie nie przypuszczali czym to się skończy.
A więc należał do Pierwszego Pokolenia.
- A ty? Czy już wtedy wiedziałeś co z tego wyniknie?
- Na początku nie. Ale kiedy po latach przyjrzałem się wszystkiemu, byłem przerażony.
- To wtedy postanowiłeś włączyć się do batalii przeciw Nowym Magom?
- Tak, zacząłem rozumieć tych, którzy podnosili głosy przeciw Akademiom.
- Czy nie prościej i szybciej było użyć magii? Twój sposób, choć pomysłowy, był
bardzo pracochłonny i czasochłonny.
- Gdybym wystąpił samotnie przeciw wszystkim Magom, a zdaje się, że byłem wtedy
jedyny, usunięto by mnie. Bez względu na to, że należę do Pierwszego Pokolenia.
Na chwilę zapadła cisza.
- Wiesz co muszę zrobić, prawda? - zapytała Rina.
- Wiem, ale nie pozwolę ci na to. - odparł.
Spojrzała na niego zdziwiona.
- Mój pobyt w więzieniu, mógłby zaszkodzić mojej sprawie. Wolę odejść. Choć moje
nazwisko nigdy nie zostanie wpisane do Wielkiej Księgi.
Rozumiała go.
- Nie bądź tego taki pewien.
Mag spojrzał na nią uważnie.
- Gdyby nie zaślepienie swoją misją, może zauważyłbyś, że głosy podobnych do
ciebie znajdują coraz więcej zwolenników. Gdybyś przyłączył się do nich ...
- Dla mnie za późno. Mam tylko nadzieję, że inni spojrzą na wszystko tak jak ja to
widziałem. Być może oni dokończą to co zacząłem.
- Tym samym sposobem?
Mag nie odpowiedział.
Siedział z zamkniętymi oczami.
Chciała interweniować, ale użył jakiegoś starożytnego zaklęcia, które znał tylko
on. Odpływał w niebyt. I nie mogła mu przeszkodzić. Zresztą może nawet nie chciała.
Rozumiała go, choć nie pochwalała metod.
Nagle starzec dotknął jej dłoni, chwytając ją mocno w swojej kościstej ręce.
Przeszył ją ból, a oczy zalała światłość.
Gdy na chwilę odzyskała przytomność, ciało starca było suche niczym chrust, a jej
umysł napełniony był wiedzą Pierwszego Pokolenia.
CZĘŚĆ II MAGIA DRUGIEGO POKOLENIA
Nigdy jeszcze otwieranie oczu nie było dla niej takim
problemem. Bolało ją wszystko co tylko mogło boleć. Ale w końcu pokonała ból i
otworzyła oczy. Nie od razu spostrzegła otaczające ją kształty. W końcu jednak
domyśliła się gdzie jest. Nie rozumiała tylko dlaczego. Była jednak zbyt słaba aby
zrobić cokolwiek. Zmęczenie wzięło górę i znowu zamknęła oczy. Jeszcze przez
chwilę usiłowała przypomnieć sobie co się stało. Do niczego jednak nie doszła.
<<<>>>
Coś nieprzyjemnego kazało jej się obudzić. Otworzyła
oczy. Tym razem poszło jej to o wiele szybciej i bez specjalnych problemów.
Obok jej łóżka stała jakaś drobna postać. Nie znała jej, ale rozpoznała profesję
po charakterystycznym medalionie. Uzdrowicielka. Miała zamknięte oczy. Jedną dłonią
dotykała jej dłoni, drugą kreśliła w powietrzu jakieś znaki. Zdawała się nie
wiedzieć, że chora oprzytomniała. Rina w dalszym ciągu czuła nieprzyjemne kłucie.
Poruszyła ręką, ale okazała się cięższa niż zwykle.
Powiedziała więc cicho, ale stanowczo:
- Przestań!
Uzdrowicielka spojrzała na nią, lecz nie puściła jej dłoni. Kłucie nie ustąpiło.
- Powiedziałam przestań! - powiedziała Rina mocniejszym głosem.
- Och, przepraszam. - zreflektowała się Uzdrowicielka. - Czy zrobiłam coś nie tak?
- Nawet jeśli wszystko zrobiłaś dobrze, przestań już. Efekty twoich zaklęć nie są
przyjemne.
- Proszono mnie, abym zajęła się tobą ...
- Ale chyba nie żebyś mnie wykończyła?! - zapytała zniecierpliwiona.
Natychmiast zauważyła, że jej słowa zraniły ją.
- Przepraszam. - powiedziała spokojniej. - Po prostu jeszcze nikt nigdy ... nie leczył
mnie. Zawsze robiłam to sama. Twoje zaklęcia są być może skuteczne, ale ...
Dziękuję ci za pomoc. Czuję się już o wiele lepiej.
Chciała powiedzieć jej, że musi się jeszcze wiele nauczyć, ale zrezygnowała z tego w
ostatniej chwili.
- Lepiej powiedz mi gdzie jestem i dlaczego.
- O to powinnaś zapytać mojego mistrza, Naura. Zaraz go poproszę. - powiedziała, po
czym wyszła z pokoju.
Nie minęło zbyt wiele czasu, kiedy do pokoju wszedł wysoki mężczyzna w sile wielu.
Poznała go od razu.
Zamknął za sobą starannie i cicho drzwi.
Chciała coś powiedzieć, ale dał jej znak, żeby nic nie mówiła. Wypowiedział
bezgłośnie jakieś zaklęcie, zapewne blokadę podsłuchu, po czym uśmiechając się
przysunął sobie do jej łóżka krzesło.
- A więc znowu zmieniłeś imię? - zapytała.
- Nic na to nie poradzę, że moje imiona nudzą mi się po jakimś czasie. Najwyraźniej
nie trafiłem jeszcze na to właściwe.
- Możliwe.
- Lepiej powiedz mi jak się czujesz?
- Chyba lepiej. Poprzednim razem nie byłam w stanie pozostać przy świadomości. A
propos, ta twoja Uzdrowicielka ... Nie jest najlepsza.
- I tak jest najlepszą jaką udało mi się tu ściągnąć. Bardzo mi pomogła. Ci,
których przysłało twoje Biuro wyrzuciłem za drzwi.
- Biuro przysłało tu swoich Uzdrowicieli?
- Jesteś dla nich bardzo ważna. Nie pozwoliłem im nic zrobić, choć zostawili po sobie
parę zaklęć.
Miał na myśli podsłuch.
- Co się stało? Dlaczego tu jestem?
- Miałem nadzieję, że to ty mi powiesz co się stało. A jesteś tu dlatego, że
znaleziono cię w jednym z pokoi Akademii, nieprzytomną i bliską śmierci. A obok ciebie
leżały idealnie zmumifikowane ludzkie zwłoki. Zdaje się jednego z wykładowców
Akademii? Tyle wiem, choć Biuro nie chciało mi nic powiedzieć. Nie pamiętasz co się
stało?
Rina spojrzała w jakiś odległy punkt przed sobą.
Nie mogła sobie nic przypomnieć. Skrawki pamięci tamtego dnia migające gdzieś w
zakamarkach jej umysłu wydawały się nie mieć sensu.
- Nie, nic nie pamiętam.
- Szkoda. Sam jestem ciekawy co się tam stało. Tym bardziej, że bardzo cię to
zmieniło.
- Zmieniło? Co masz na myśli?
- Twój nowy image.
- ???
Naur podał jej lustro.
Rina spojrzała w nie i zamarła. Zmieniło się tylko jedno, ale była to tak radykalna
zmiana, że zaniemówiła. Jej ciemne do tej pory włosy były teraz ... białe. Nigdy nie
widziała takich białych włosów. Tym bardziej odnosiło się wrażenie niesamowitej
sztuczności.
- Do wszystkich demonów! Co to ma być?
- Zdaje się, że jeden z efektów tego co się tam stało. - odparł Naur. - Prawdę
mówiąc nie to niepokoiło mnie najbardziej, więc kiedy odzyskasz siły, sama spróbuj
coś z tym zrobić.
- Będę musiała. Wyglądam jak jakiś ... duch.
- To może mieć jeszcze bardziej piorunujące efekty niż twój tytuł.
- Żartujesz chyba! Wolę nie robić piorunujących efektów takim wyglądem.
Naur uśmiechnął się.
Rina odłożyła lustro.
- Mówiłeś, że nie moje włosy niepokoiły cię najbardziej. - powiedziała. - Więc
co?
- Choćby to, że przywieziono cię tu w stanie raczej wskazującym na śmierć. Gdyby nie
to, że twoi przełożeni uparli się, żeby cię mimo wszystko ratować, pewnie bym tego
nie zrobił.
- Nie rozumiem.
- Byłaś martwa. - powiedział wprost.
- ???
- Powiedziałbym nawet bardzo martwa. Właściwie do dziś nie wiem jakim cudem
powróciłaś do świata żywych. Pewnie miałem w tym swój udział, ale mimo wszystko
...
- Jak długo tu jestem?
- Prawie trzy tygodnie.
- Trzy tygodnie?! - niemal wykrzyknęła.
- I zostaniesz tu jeszcze trochę. Jesteś bardzo osłabiona. Chyba, że będą chcieli
cię stąd zabrać.
- Kto?
- Twoi przełożeni. Zablokowałem podsłuch, więc szybko zorientują się, że twój
stan zmienił się. Powinni pojawić się tu lada chwila.
- Nie pozwól, żeby mnie stąd zabrali. - powiedziała, patrząc na niego prosząco.
Naur spojrzał na nią zdziwiony.
- Proszę cię.
Nawet jeśli dziewczyna nie pamiętała co się stało, musiało się wtedy stać coś
ważnego. Być może niepokojącego. W każdym bądź razie coś co podpowiadało jej,
żeby była ostrożna. Jej reakcja była tym dziwniejsza, że przecież była jedną z
najważniejszych, najbardziej wpływowych pracowników Biura. Teraz najwyraźniej bała
się spotkania z nimi. Może bała się wypytywania o to co stało się w Akademii. Może
mimo wszystko pamiętała coś, o czym nie chciała mówić.
- Zrobię co będę mógł. - powiedział.
Rina wiedziała, że mówi prawdę.
- Dziękuję.
<<<>>>
Naur miał zupełną rację. Od ich pierwszej i jak na razie
ostatniej rozmowy nie upłynęła nawet godzina, kiedy pojawili się pracownicy Mag-Biura.
Jeden z wyższych urzędników skierował się wprost do jej pokoju. Inny szukał Naura.
- Witam, Atis Adea. - powiedział, zamykając na sobą drzwi. - Jestem agent specjalny Ish
Wlett. Działam z polecenia kierownictwa Mag-Biura.
Rina skinęła lekko głową.
Nie odzyskała jeszcze w pełni swoich magicznych zdolności, ale nawet bez nich
wiedziała, że agent Wlett jest najzwyklejszym urzędnikiem bez nawet szczątkowego
wykształcenia magicznego. Najwyraźniej należał do tej niewielkiej grupy
"twardogłowych", do których nie docierało nic z magii. Aż dziw, że Biuro
zatrudniło kogoś takiego.
- Jak się pani czuje? - zapytał, uśmiechając się podejrzanie miło.
- Nieźle. - odparła cicho, usiłując usiąść na łóżku.
- To dobrze. - agent przysunął sobie stojące przy ścianie krzesło. - Chciałbym
zadać pani parę pytań.
- Pytań? - zapytała, opadając na opartą o ramę łóżka poduszkę.
- Biuro jest bardzo zadowolone z efektów pani śledztwa. Odpowiednia pochwała znajdzie
się w pani aktach. Niewielu ludzi, bez względu na wykształcenie, wpadłaby na to.
Gratuluję.
- Chyba wypada podziękować. - powiedziała słabym głosem.
Wlett uśmiechnął się znowu.
- Ale mimo to jest coś o co chciałbym panią zapytać.
- Słucham.
- Co stało się w Akademii po tym jak odkryła pani osobę odpowiedzialną za te straszne
tragedie?
- Zdaje się, że rozmawiałam z nim.
- I to bez strażników. Dlaczego?
- Nie wiem. - odpowiedziała szczerze. - Może dlatego, że byłam pewna, że nie będzie
próbował uciekać.
- Rozumiem. W końcu jest pani "Atis Adea". Gdyby coś miało się stać,
użyłaby pani magii. Czyż nie tak?
- Zapewne.
- W wielu poprzednich przypadkach nie stosowała pani jednak tej nowatorskiej metody
przesłuchań. Zawsze, według regulaminu, trzymała się pani ustalonych zasad. Dlaczego
więc wtedy nie zastosowała się pani do nich?
- Nie odrobił pan lekcji, agencie Wlett. Trzeba było dokładniej przestudiować moje
akta, porozmawiać z moimi ludźmi. Nie zawsze trzymałam się waszego regulaminu.
Kierownictwo wiedziało o tym i nie interweniowało, uznając moje metody. Najwyraźniej
były one bardziej skuteczne.
Wlett lekko zaczerwienił się.
- Mniejsza o to. Chciałbym jednak wiedzieć o czym rozmawialiście. I co się stało
potem.
Nie lubił jej. Zresztą ze wzajemnością. Miała ochotę wpłynąć na jego umysł. Ale
ku swojemu zdziwieniu nie mogła tego zrobić. Nawet gdyby mogła, pewnie okazałoby się,
że choć sam nie posiada żadnych umiejętności, jest chroniony przez jakiś
długotrwały czar.
- Ja również chciałabym wiedzieć co się tam stało. - odparła, patrząc mu prosto w
oczy.
Agent spojrzał na nią lekko przekrzywiając głowę.
- Czy to znaczy, że nie pamięta pani co się stało?
- Właśnie to miałam na myśli.
- Jak to? - Wlett nie krył swojego rozczarowania podszytego lekką irytacją. - Jak może
pani niczego nie pamiętać?! Atis Adea niczego nie pamięta? To zakrawa na ...
- Proszę umrzeć, wrócić zza światów, leżeć nieprzytomny i bliski śmierci przez
trzy tygodnie to porozmawiamy. Skoro mówię, że nic nie pamiętam, to znaczy, że nic
nie pamiętam. Tak jak pan zauważył jestem Atis Adea i moje słowo jest najważniejszym
dowodem. Jeśli ma pan co do tego wątpliwości to już pana kłopot.
- Będę musiał porozmawiać o pani amnezji z Naurem.
- Proszę to zrobić.
- Może kiedy wróci pani do nas, przypomni sobie pani coś więcej.
Rina nie odpowiedziała.
Chciała, żeby zostawił ją w spokoju. Była zmęczona, kręciło jej się w głowie i
zaczęła odczuwać mdłości gdy tylko ciśnienie krwi w jej organizmie zwiększało
się. W dalszym ciągu jednak nie mogła wpłynąć na agenta. Zaczęło ją to trochę
niepokoić.
Na szczęście Wlett sam zakończył spotkanie, dodając na odchodnym:
- Chyba rozumie pani, że to jeszcze nie koniec naszej rozmowy? Pozostało jeszcze wiele
kwestii do wyjaśnienia. Ale możemy dokończyć to spotkanie później.
Rina nie odpowiedziała.
- Na razie proszę się kurować. Do zobaczenia. - powiedział Wlett i wyszedł z pokoju.
Dopiero kiedy drzwi zamknęły się za nim, odetchnęła.
Mdłości zaczęły narastać, wraz z coraz szybszymi obrotami pokoju. Zamknęła oczy
mając nadzieję, że wszystko przejdzie. Jednak pod jej powiekami również wszystko
szalało.
Wstała z łóżka, chcąc przejść do łazienki. Ale chodzenie również nie szło jej
najlepiej. Po paru krokach zatoczyła się i upadła. Nie miała dość sił, żeby
wstać. Próbowała, ale nic z tego nie wyszło. Po chwili zrezygnowała. Właściwie nie
tyle ona, co jej organizm.
Znowu straciła przytomność.
<<<>>>
Znajome kłucie wyrwało ją ze stanu błogiego niebytu. Tym
razem wszystkie siły jakimi dysponowała odrzuciła to kłucie, uwalniając od niego
swoje ciało. Kiedy otworzyła oczy zobaczyła jak znajoma Uzdrowicielka usiłuje
odzyskać równowagę. Pomógł jej w tym Naur, który podtrzymał ją w ostatniej chwili.
Rina rzeczywiście wykorzystała wszystkie swoje siły. Ponownie zamknęła oczy, ale nie
straciła przytomności.
- Nasza podopieczna chyba wraca do zdrowia. Dziękuję ci dziecko. Zostaw nas teraz
samych. - usłyszała głos Naura.
Po chwili usłyszała też trzaśnięcie drzwiami.
- Nie powinnaś tego robić. Ona naprawdę ci pomogła. - powiedział Naur.
- Wiem. To był odruch. Nie sądziłam, że tym razem mi się uda. - powiedziała cicho,
otwierają oczy. - Przepraszam. Chyba rzeczywiście mi pomogła, bo wracają mi siły.
Znowu mogę czerpać z magii.
- Przedtem nie mogłaś? - zapytał zdziwiony.
- Też się tym zaniepokoiłam. Ale widać to przejściowe problemy.
- Mam nadzieję. Nie byłoby chyba wskazanie, gdyby twoje zdrowie nie wróciło do normy.
- Raczej nie.
Naur pomógł jej usiąść.
- Ciągle tu jestem. Więc udało ci się. - powiedziała.
- Nie było łatwo. Twoja utrata przytomności bardzo mi pomogła. Uwierzyli, że jesteś
jeszcze zbyt słaba. Pytali mnie o twoją amnezję.
- Co im powiedziałeś?
- Że to się zdarza. Ale tak naprawdę spotykam się z tym pierwszy raz. Skłamałem.
- Dziękuję.
- Byli tym zaniepokojeni.
- Czy ten drugi też był twardogłowy?
Naur znał to określenie. Było zupełnie nieoficjalne, lecz pospolite wśród
wykształconych magów.
- Tak. Swoją drogą dziwne, że to właśnie ich przysłali.
- Może wiedzą więcej niż sądzimy.
- Co mianowicie?
- Na przykład to z kim rozmawiałam.
- Tego też nie pamiętasz?
- Nie o to chodzi. Może oni wiedzą kim był ten starzec.
- Masz jakieś przypuszczenia?
- Sama nie wiem. To wszystko jest zbyt ... zawikłane. Potrzebuję czasu i odpoczynku.
- Na pewno. Nie wiem tylko czy dadzą ci odpocząć.
- Coś wymyślę.
<<<>>>
Kiedy opuszczała posiadłość Naura była pewna, że jest
już gotowa. Najprawdopodobniej jednak miała po prostu dość leżenia i Uzdrowicielki.
Dlatego teraz, mimo iż przebywała w swoim górskim domu, żałowała że jest tu sama.
Choć wolała to, niż obecność w pobliżu przedstawicieli Mag-Biura.
Z niewyjaśnionych powodów kierownictwo interesowało się nią bardziej niż
kiedykolwiek. Ciągle miała wrażenie, że wiedzieli więcej niż ona.
Niestety ze względu na amnezję jej przypuszczenia pozostawały tylko przypuszczeniami.
Nie to było dla niej teraz najważniejsze.
Całą swoją energię i umiejętności poświęcała na przywróceniu sprawności swojemu
ciału i umysłowi.
Magia powracała do niej po wielu dniach niemocy. Nigdy przedtem nie straciła jej. Teraz
powoli lecz nie bez bólu i wysiłku odzyskiwała nad nią kontrolę. Codzienne ćwiczenia
wycieńczały ją. Była jednak konsekwentna. Miała nadzieję, że kiedy znów tytuł
"Adis Adea" będzie adekwatny do jej umiejętności, reszta problemów
rozwiąże się sama.
Podświadomie wiedziała, że wiedza będzie jej wkrótce potrzebna.
<<<>>>
Poranna mgła otaczająca wszystko dookoła zaczynała już
opadać. Pierwsze promienie słońca przebijały się przez chmury i mgłę i zaczęły
ogrzewać zziębniętą ziemię.
Rina miała zamknięte oczy. Twarz zwróciła w stronę ciepłych promieni. Czuła
wilgotną mgłę na swojej skórze.
Była odprężona. Po raz pierwszy od długiego czasu.
Lewitowała spokojnie parę metrów nad ziemią.
Ptaki szczebiotały wśród gałęzi drzew poruszanych delikatnie przez wiatr.
Brakowało jej tego. Powinna już dawno przyjechać tu. Dawno temu.
Nagle poczuła zawirowanie magii. Gdzieś blisko. Zbyt blisko.
Zachwiała się lecz nie straciła równowagi. Otworzyła oczy i wciąż lewitując
obróciła się w stronę, z której poczuła zawirowanie. Przez chwilę wpatrywała się
w punkt przed sobą. Aż zobaczyła to, co oczekiwała zobaczyć.
Powietrze przed nią zaczęło lekko falować. Usłyszała charakterystyczny cichy świst.
W chwilę potem kilkanaście metrów przed nią otworzył się świetlisty wir, który po
chwili przestał wirować. Wtedy zobaczyła pojawiającą się w świetle sylwetkę.
Znajomą sylwetkę.
Uśmiechnęła się i opadła powoli na ziemię.
Zanim dotknęła nogami gruntu, wir znowu zaczął wirować, by po chwili zniknąć. Ale
postać stała tam, gdzie wyszła z wiru.
Wysoka, szczupła długowłosa blondynka, odziana w oliwkowo-zieloną zwiewną szatę.
- Nic się tu nie zmieniło. - powiedziała kobieta postępując parę kroków przed
siebie.
Nie widziała jeszcze Riny, lecz zapewne czuła jej obecność.
- Witaj, Wasza Wysokość. - odezwała się Rina, wychodząc zza grubego pnia drzewa.
Kobieta zwróciła się w jej stronę i zaniemówiła.
- Za to ty ... zmieniłaś się bardzo. - powiedziała niezdecydowanie.
- Lepiej nic nie mów. Wiem o tym.
- Są bielsze od moich. - powiedziała Jej Wysokość, zbliżając się do Riny.
Obie kobiety padły sobie w ramiona.
- Dobrze cię widzieć, Nirvo. - powiedziała Rina.
- Cieszę się, że nic ci nie jest. No, może prawie nic. - dodała dotykając włosów
Riny.
- Chyba będę musiała się do nich przyzwyczaić. Próbowałam już wszystkiego.
Kiedy obie kobiety ochłonęły nieco po wylewnym powitaniu, Rina zapytała:
- Masz ochotę zjeść coś, może napić się czegoś?
- Mam ochotę ogrzać się przy ogniu. Wybacz, ale nigdy nie przepadałam za górskim
powietrzem. Może i jest zdrowe, rześkie i krystaliczno czyste, choć może nie w tej
chwili, ale ja jestem ciepłolubnym stworzeniem. Zdecydowanie ciepłolubnym.
- W porządku, zapraszam cię do środka. Zaraz rozpalę ogień.
- Nie mów mi, że nie palisz w kominku!
- Po co? Jest całkiem ciepło.
- To właśnie nazywam szaleństwem, na które zapadają wszyscy miłośnicy dzikiej
przyrody.
Rina gestem zaprosiła gościa do wejścia do domku.
Kiedy były już w środku, zamknęła drzwi i podeszła do kominka. Leżące w nim kłody
drewna aż prosiły się o ogień, więc bez zbędnych ceregieli wypowiedziała ciche
zaklęcie.
Ogień jednak nie pojawił się.
Miała nadzieję, że jej przyjaciółka nie zauważyła tego.
Przymknęła oczy i ponownie wypowiedziała zaklęcie.
Tym razem między gałęziami pojawił się mały płomyk, który po chwili łapczywie
zaczął połykać drewno.
Tak, teraz było lepiej.
- Więc czego się napijesz? - zwróciła się do gościa.
- Obcowanie z naturą ma jednak swoje dobre strony. Na przykład twoją tajemną herbatę.
Nie będę pytała co w niej jest, ale gdybym mogła dostać choć parę łyków ...
Rina uśmiechnęła się.
- Oczywiście.
<<<>>>
- No więc co u ciebie słychać? - zapytała Rina, kiedy
obie siedziały na ławie ustawionej naprzeciwko kominka.
- Po staremu. Wciąż nie rozmawiam z moim bratem - jaśnie wielmożnym księciem Ambly.
Rzadko widuję jego dzieci, częściej zaniedbywaną żonę. Jak widzisz nic nowego. A co
u ciebie? - zapytała od niechcenia.
- To wszystko? - zdziwiła się Rina. - Myślałam, że powiesz mi coś więcej. W końcu
nie często przybywasz do mojej skromnej chatki ...
- ... położonej w chronicznie zimnym i niegościnnym miejscu. - dokończyła Nirva,
dając za wygraną. - W porządku, masz rację. Mam powód, żeby tu być. Chciałam się
po prostu z tobą zobaczyć.
- To miłe. A był jakiś konkretny powód?
- Ty.
- Ja?
- Słyszałam o twoim ... wypadku.
- Wypadku?
- Tak to nazwało Biuro. Mniejsza z nazwą. Chciałam cię odwiedzić, sprawdzić czy
wszystko w porządku. W końcu kiedy Adis Adea ulega wypadkowi ... Nie słyszałam, żeby
kiedykolwiek któremukolwiek Adis Adei zdarzył się jakikolwiek wypadek. Trochę się
martwiłam. Tym bardziej, że nie chcieli mnie do ciebie dopuścić.
- O czym ty mówisz?
- Najpierw powiedzieli, że jesteś nieprzytomna i że tylko Naur i jego Uzdrowicielka
mają do ciebie dostęp. Pomyślałam - w porządku. W końcu istnieją jakieś procedury,
czy jak to nazwać. Ale kiedy wiedziałam już, że wracasz do sił, a oni w dalszym
ciągu nie chcieli mnie do ciebie dopuścić, zaczęłam podejrzewać, że ten twój
"wypadek" to wcale nie wypadek. Nie chciałam jednak pakować ani siebie ani
ciebie w kłopoty. Już i tak od dawna jestem pod lupą twoich kumpli po fachu z powodu
naszej przyjaźni. Mogłam oczywiście przebić do ciebie bramę, ale postanowiłam
poczekać. Jakoś przeczuwałam, że w końcu znajdę cię tu.
- Jestem tu od paru dni. Nie spieszyłaś się.
- Wiesz doskonale, że jestem zajętą osobą. Poza tym nie mogłam tak po prostu
zostawić mojego ucznia.
- Ucznia? Znowu masz ucznia? Jesteś nienasycona, księżniczko. Sama nie wiem czy cię
podziwiać, czy ...
- Jestem tylko kobietą! - zaprotestowała Nirva. - Ty podobno też. Zresztą tytuł nie
ma tu nic do rzeczy. Ale tym razem możesz sobie darować.
- A to dlaczego?
- Nie sądziłam, że kiedykolwiek do tego dojdzie, ale ... łączą nas stosunki czysto
zawodowe.
- Jest aż tak obleśny?
- Wręcz przeciwnie. Nie uwierzysz jak kobiety wodzą za nim wzrokiem, jak wzdychają na
jego widok. Kiedy pomyślałam, że i ja kiedyś ... Ciarki mnie przechodzą.
- Więc co? Dał ci kosza?
- Nie! Zresztą nawet nie próbowałam go uwieść.
- Byłaś chora? - zaśmiała się Rina.
- Śmiej się, śmiej. Póki możesz. Zobaczymy co powiesz, jak go poznasz.
- Dlaczego mam go poznać?
- Atis Adea powinna poznać jednego z najzdolniejszych budowniczych bram.
- Zdolniejszy od ciebie?
- Nie aż tak. Ale posiada pewną umiejętność, której nie musi pogłębiać.
- Jaką?
- Pamiętasz z czym miałam najwięcej problemów na początku mojej nauki?
- Jak mogłabym zapomnieć! Do dziś mam pamiątkę na plecach. Po raz pierwszy i ostatni
byłam uwięziona w niestabilnym przejściu. Sądzisz, że skąd mam tą niechęć do
korzystania z bram? To prezent od ciebie.
- Przepraszałam tysiące razy.
- To chyba nigdy nie zwróci mi mojej pewności siebie. Brama i przejście to moje słabe
miejsca. Dobrze, że niewielu ludzi o tym wie.
- W końcu jednak nauczyłam się! I wychodzi mi to śpiewająco.
- Nie wiem, nigdy nie powtórzyłyśmy tamtego "spaceru". I nie mam zamiaru tego
sprawdzać.
- Dobrze, niech ci będzie, choć mam nadzieję, że zmienisz zdanie. Chodzi jednak o to,
że musiałam się tego uczyć i włożyć w to wiele ciężkiej pracy. Mój uczeń jest
inny. Uczy się budować bramy, ale posiada naturalną umiejętność podtrzymywania
przejść. Nawet tych najbardziej niestabilnych. Nigdy jeszcze nie spotkałam się z
niczym takim. A wiesz, że poznałam wielu tak zwanych "specjalistów". Oni
podług niego są tylko czeladnikami.
- Jesteś tego pewna?
- Jak tego ilu miałam kochanków.
Rina spojrzała na nią uważniej.
- No dobrze, przestałam ich liczyć kilka lat temu. Ale jestem pewna jego zdolności.
Sądzę, że nasze kontakty mogą mieć dobroczynny wpływ na mnie. Mogę się od niego
wiele nauczyć.
- Rzeczywiście brzmi to niecodziennie.
- Wiem. Na początku byłam tym cholernie zaskoczona, ale potem ... Jest moim
najzdolniejszym uczniem, Rino. Jestem z niego dumna. Ale nie chciałabym, żeby jego
umiejętności zostały odkryte.
- Teraz rozumiem jeszcze mniej.
- Jest młody, podatny na wpływy. Sama wiesz jak to jest. Nie chcę, żeby Federalni
zwerbowali go.
- I mówisz o tym właśnie mnie??
- Ty to co innego. Już dawno chciałam ci o nim powiedzieć.
- Co cię powstrzymywało?
- Moje obowiązki i twoja praca. Jak ja miałam chwilę czasu, ty gdzieś znikałaś.
Kiedy jednak dowiedziałam się o ... wiesz o czym, postanowiłam odłożyć wszystko.
Chciałam sprawdzić czy jesteś cała i czy mogę teraz do ciebie "uderzyć" ze
swoją sprawą.
- I co? Jak ci się wydaje? Możesz?
- Nie wiem. - powiedziała Nirva, odstawiając pusty kubek po herbacie.
Rina spojrzała na przyjaciółkę.
Znały się od tak dawna, że nikt już nie pamiętał czy spotkały się w dzieciństwie,
czy znacznie później. Faktem było, że znały się od tak zwanych "wieków".
Rina potrafiła usłyszeć w głosie Nirvy radość, smutek, żal, złość i
niepewność. Teraz czuła to ostatnie.
- Dlaczego nie wiesz? - zapytała Rina.
- Zanim jeszcze wyszłam z przejścia, wszystko było dla mnie jasne. Ale kiedy
zobaczyłam cię ...
- Nie mów mi tylko, że cię przestraszyłam.
- Nie, to nie to. To ma związek z czymś, co przydarzyło mi się wiele miesięcy temu.
Teraz i Rina była zaniepokojona, ale i zaintrygowana.
Nie mówiła jednak nic, wiedząc że Nirva sama powie jej o co chodzi bez zbędnych
ponagleń.
- Byłam wtedy u mojej bratowej. Mieszkałam w jej rodzinnym zamku. To tam pewnego
wieczoru zdarzyło się coś, co przeraziło mnie nie na żarty. Miałam już się
kłaść, kiedy w mojej komnacie pojawiła się jakaś postać. Wystraszyłam się, bo
legendy opowiadały dziwne rzeczy o tym zamku. Nigdy w nie nie wierzyłam, ale kiedy
dzieją się takie rzeczy, wyobraźnia nie próżnuje. Okazało się, że to nie żaden
duch, lecz człowiek z krwi i kości. Nie widziałam jego twarzy, osłonięty był grubym
płaszczem i czarem, którego nie mogłam przeniknąć. Wiem tylko, że był stary, na to
wskazywała barwa jego głosu, choć to potrafi zmienić każdy uczniak. Ale był lekko
przygarbiony, jakby zmęczony.
- Czego chciał?
- Przekazał mi informacje o położeniu Bramy do Wielkiej Biblioteki. - powiedziała.
- Do tej legendarnej Bramy Pierwszego Pokolenia? - nie wierzyła Rina.
Nirva skinęła głową.
- Wybacz, ale dlaczego tobie?
- Też byłam zdziwiona. Mówił coś o prawości ducha, o naturalności mojej aury. Coś
w tym rodzaju. Wiedział kim jestem. Twierdził, że jeśli ktokolwiek spoza Pierwszego
Pokolenia jest w stanie odbudować Bramę, to jestem to właśnie ja.
- I co? Znalazłaś ją?
- Prawie. Jest tylko jeden problem.
- Jaki?
- Nie mogę do niej wejść. Nawet jeśli ją odnajdę.
- Dlaczego?
- Nie znam zaklęć otwierających wewnętrzne drzwi.
- Nie podał ci go?
- Powiedział, że może tam wejść tylko mag posiadający wiedzę Pierwszego Pokolenia.
- Ale o ile wiem, żaden z magów już nie żyje.
- Mam dziwne wrażenie, że on był ostatni.
- Dlaczego więc sam nie otworzył Bramy?
- Wspominał coś o tym, że nie ma wśród swoich uczniów nikogo zaufanego. Powiedział,
że znajdzie kogoś takiego, a wtedy ja pomogę mu odbudować Bramę.
- Wiesz kto to?
- Opisał mi go.
- Choć sam nie wiedział kim on jest?
- Wiem, że to dziwne. Nic na to nie poradzę. Nie ja wymyśliłam całą tą historię.
Chcesz wiedzieć jak mi go opisał?
- Jasne.
- Powiedział, że "choć młodość bić będzie z oczu jego i serca, białe włosy
mieć będzie i wiedzę Pierwszego Pokolenia; znać zaklęcie będzie i dane mu będzie
wejść do Wielkiej Biblioteki; władzę nad wszystkim posiądzie i zwycięży zło,
któremu pozwolono się rozplenić". Tak go opisał. - dodała, patrząc na Rinę.
- Jakbym słyszała nawiedzonego. - powiedziała, lekko uśmiechając się i popijając
swoją herbatę.
Nirva nic nie mówiła.
Rina nagle zrozumiała. Jakby usłyszała raz jeszcze te słowa.
Powoli odwróciła głowę w stronę księżniczki. Ona patrzyła na nią, najwyraźniej
czekając na reakcję Riny.
- Nie mówisz chyba, że ...
- Nic nie mówię. Czy muszę?
- To jakaś pomyłka! - Rina wstała gwałtownie z ławy.
- A jeśli nie?
- To bzdura! Ten cholerny starzec ukartował wszystko! Chciał dać mi nauczkę! Nie
podobało mu się to co robię. Chciał ... zniszczyć mnie!
- A jeśli jednak nie? Jeśli dał ci to ... Rina!
Nirva podbiegła do przyjaciółki.
- Rina! Co ci jest?!
Ale ona jej nie słyszała.
Świat wirował wokół niej. Nudności przypominały o niedoskonałej ludzkiej powłoce.
Ból.
Światłość.
I znowu ból.
Upadła na kolana i zwinęła się w kłębek.
Chciała pozbyć się bólu! Natychmiast!
Magia! Jej magia! Dlaczego nie mogła użyć swojej magii?!
<<<>>>
Każdy ruch gałek ocznych wywoływał nieznośny ból
głowy.
Powoli otworzyła oczy starając się nimi nie ruszać.
Ale i to nie przerwało fali denerwującego bólu.
- Nareszcie. Już się przestraszyłam, że ...
- Nirva ... - przerwała jej.
- Tak? Jestem tu.
- On wszystko sobie wyliczył. Wiedział, że się spotkamy. Pewnie tego właśnie
chciał. Nawet nie zapytał mnie czy chcę ...
- Ich też nikt nie pytał czy chcą zostać wielkimi magami. Po prostu nimi zostali.
Kimkolwiek był i jakąkolwiek otrzymałaś wiedzę, sądzę, że dokonał właściwego
wyboru.
Rina spojrzała na Nirvę. Jak mogła być tak pewna tego co mówiła?
- Uwierz w siebie. - odparła Nirva, jakby czytała w jej myślach. - Będę przy tobie.
Jeśli tylko tego zechcesz.
- Oni też o tym wiedzą. - szepnęła.
- Kto?
- Biuro. Wiedzieli kim był ten profesor. Wiedzieli jakie są jego poglądy. Wiedzieli,
że coś się wtedy stało. Aż dziw, że jeszcze żyję.
- To pewnie przez twoją amnezję. Po tylu tygodniach utwierdziłaś ich w przekonaniu,
że ...
- W końcu się dowiedzą.
- Wtedy będziesz już w Bibliotece.
- I co dalej?
- Nie patrz tak na mnie. To ty jesteś Pierwsza z Drugiego Pokolenia. Będziesz
wiedziała.
CZĘŚĆ III WIELKA BIBLIOTEKA
Rina wciąż nie mogła dojść do siebie.
Jej umysł odkrywał przed nią wciąż nowe rzeczy.
Światy, zaklęcia, doznania, których nie znała.
Czuła się tak jakby odbywała podróż do innego wymiaru.
Z początku działo się to bezwiednie, bez jej woli. Potem nauczyła się to
kontrolować. Mogła w każdej chwili zagłębiać się w świecie Pierwszego Pokolenia. I
choć było to cudowne doznanie, choć wiele rzeczy zobaczyła w innym, lepszym świetle,
jej spokój mąciła obawa.
O bezpieczeństwo swoje, Nirvy i misji, którą najwyraźniej powierzono jej tamtego dnia
w Akademii.
- Musisz wyjechać. - powiedziała któregoś dnia, zwracając się do księżniczki.
- Tak po prostu? Jesteś bardzo niegrzeczna ... - odparła, uśmiechając się.
- Nirva, ja nie żartuję. - Rina była bardzo poważna.
- Czego się boisz?
- Sama nie wiem, ale mam wrażenie, że ... Cokolwiek stało się wtedy w Akademii, moje
życie nigdy już nie będzie takie samo. Przede mną rozciąga się nowy świat. Jeszcze
nie bardzo wiem co mam zrobić z tą wiedzą, ale jednego jestem pewna: nie mogę
pozwolić, aby Mag-Biuro dowiedziało się o tym. Zabiją mnie, bo nie wykorzystam tego co
wiem do ich celów. Ty również będziesz narażona. Bardziej niż kiedykolwiek. Dlatego
musisz wyjechać.
- I co dalej?
- Nie wiem. Wiele muszę jeszcze odkryć, zanim ...
- Zacznę budować bramę. - wtrąciła Nirva. - Tym sposobem, kiedy będziesz już gotowa
...
- Upewnij się, że to bezpieczne. Dla swojego bezpieczeństwa. Może warto też odesłać
twojego ucznia?
- Dlaczego?
- Dla jego bezpieczeństwa. A może dla naszego również. Mówiłaś, że jest młody,
podatny na wpływy ...
- Więc uprzedź Biuro. Bądź tą, która będzie miała na niego większy wpływ.
- Nie mogę się z nim spotkać. To byłoby zbyt podejrzane. Ty co innego, ale ja ...
- Więc pozwól, że zrobię to w twoim imieniu. Wtajemniczę go przynajmniej w część
...
- Czy jesteś go aż tak pewna? - zapytała Rina, patrząc uważnie na przyjaciółkę.
- Tak.
- Każdy z nas jest omylny. Co, jeśli się mylisz?
- Wiem co robić, ale jestem pewna, że nie będę musiała używać tego zaklęcia.
Rina skinęła głową.
- Dobrze. Zrób co uważasz za stosowne. Ale bądź ostrożna. Nikt, kompletnie nikt nie
może wiedzieć co mamy zamiar zrobić. Może minąć wiele miesięcy zanim będziemy
miały pewność ...
- Wiem. Zadbam o wszystkie pozory. Ale co z tobą?
- Muszę uwolnić się od Biura. Jeszcze nie wiem jak, ale muszę to zrobić. Coś
wymyślę.
- Gdybyś potrzebowała czegokolwiek ...
- Na razie musimy zerwać wszelkie kontakty. Odezwę się do ciebie. I jeszcze jedno.
Będziesz obserwowana przez cały czas przez Biuro. Przygotuj się na to. Mam nadzieję,
że nie posuną się do przesłuchania, ale ... nigdy nic nie wiadomo. Gdyby pytali cię o
mnie - straciłam wszystko.
Nirva patrzyła na nią z niedowierzaniem.
- Chcesz im wmówić, że ... To nie przejdzie! A jeśli wezwą na konsultację innego
Atis Adea? Nie ukryjesz tego przed nimi.
- Mam przewagę, o której nie wiedzą. Uda się. Musi. Jeśli nie, zginę.
Nirva wiedziała, że to konieczne. Wszystko o czym mówiły czy myślały.
Nie wiedziała jeszcze co będzie dalej. Na razie jednak musiały zadbać o siebie i o
pozory. Reszta przyjdzie sama kiedy nadejdzie pora.
<<<>>>
Nie miała nawet zamiaru ukrywać swojego przybycia.
Chciała, żeby wszyscy, którzy powinni wiedzieli o tym.
Dlatego kiedy weszła do wielkiej sali poczuła wzrok dziesiątków par oczu na sobie.
Przyglądali się jej, choć chcieli robić to niepostrzeżenie.
Udawała, że tego nie czuje, nie widzi.
Szła powoli dobrze znaną drogą.
Nawet nie korzystając z magii, słyszała urywane szepty. Ci młodsi, którzy nie znali
jej, pytali innych kim jest ta dziwnie wyglądająca kobieta.
Uśmiechnęła się w myślach.
Dla nich może rzeczywiście wyglądała dziwnie. Ona zdążyła się już przyzwyczaić.
Białe włosy, obcięte krócej niż zazwyczaj, rzucały się wszystkim w oczy niczym
jaskrawe światło w ciemnej piwnicy. Jej cera była niemal tak blada jak jej włosy. Usta
wydawały się sine, lecz kolor pomadki usiłował to ukryć. Efekt jednak był odwrotny.
Całości dopełniał czarny obcisły strój i długa szeroka ciemno wiśniowa peleryna z
kapturem spływającym teraz na plecy.
Wyglądała jak zjawa z koszmaru.
Nic dziwnego, że wielu nowicjuszy na jej widok otwierało szeroko oczy i wpatrywali się
w nią jak sunie po kamiennej posadzce, a jej krokom towarzyszy odbijane od ścian echo.
Tak, to właśnie chciała osiągnąć. Dla jednych wrażenie potęgi, lecz dla bardziej
wprawnych jej namiastkę.
Zobaczyła kogoś ze swej dawnej ekipy i skinęła głową w jego stronę, uśmiechając
się blado. Mężczyzna zasalutował.
Doszła w końcu do ogromnych kamiennych schodów.
Spojrzała w górę. Ciągnęły się niemal w nieskończoność. Mogła przemierzyć je
jednym krokiem. Dla większości pracowników Biura było to błahostka. Ale ona musiała
pokonać je jak najzwyczajniejszy człowiek. Pieszo.
Powoli weszła na nie i zaczęła się piąć w górę. Wydawało jej się, że trawa to w
nieskończoność. Zapomniała już jak czuje się zwykły człowiek, kiedy jego organizm
zaczyna się męczyć. Nie było to przyjemne uczucie, ale musiała się przemóc.
Stanęła w końcu na szczycie schodów. Odwróciła się nieznacznie i spojrzała w
dół. Nigdy przedtem nawet nie pomyślała o tym jak wysoko znajdują się biura
Kierownictwa.
Westchnęła ciężko i ruszyła przed siebie jasno oświetlonym korytarzem. Na jego
końcu znajdowała się sala przyjęć.
Drzwi przed nią otworzyły się samoczynnie, lecz nie ona użyła do tego celu magii.
Weszła do środka powoli, rozglądając się dookoła.
- Witam Atis Adea. - usłyszała znajomy głos.
- Witam, Wielki Mandorze. - ukłoniła się lekko lecz z szacunkiem przed wysokim
szczupłym mężczyzną.
Dawno już go nie widziała, ale zauważyła, że wcale się nie zmienił.
- "Magia." - pomyślała w skrytości ducha.
- Miło cię znowu widzieć, Rino. Jak się czujesz? - zapytał, podchodząc do niej.
- Dobrze. - powiedziała, chcąc żeby wyczuł w jej głosie kłamstwo.
Wskazał jej miejsce przy ogromnym drewnianym stole, zdobionym płaskorzeźbami. Zazwyczaj
zasiadali tu członkowie Wielkiej Rady. Nigdy jeszcze nie zajmowała przy nim miejsca.
Nawet nieoficjalnie. Dlatego zdziwiło ją zaproszenie Mandora.
- Tak naprawdę to zwyczajny stół. - powiedział. - Od innych różni się tylko
zdobieniami, tym że może pomieścić tak wiele osób, no i tym, że jest starszy niż
ktokolwiek z obecnie przy nim zasiadających. Poza tym to zwyczajny mebel. - wyjaśnił.
Rina usiadła przy nim z widoczną ulgą.
- Nie użyłaś magii, wchodząc tu. - powiedział Mandor. - Dlaczego?
Rina nie od razu odpowiedziała.
- Miałam nadzieję, że do czasu naszego spotkania ... Moje życie uległo ogromnym
przemianom. I nie mogę powiedzieć, żeby na lepsze. Chciałam wrócić tu w pełni sił,
lecz wysiłki moje i Uzdrowicieli nie dały spodziewanych rezultatów.
- To dlatego zniknęłaś w swojej samotni?
- Nie potrafiłam pogodzić się z tym. Magia była całym moim życiem. Sądziłam, że
do śmierci będzie mi towarzyszyć. Tymczasem los zakpił ze mnie okrutnie. Nie jestem
godna tytułu "Atis Adea". - dodała cicho, pochylając głowę.
Nie mogła użyć magii, aby sprawdzić efekt swoich słów. Czuła się tak, jakby
odłączyła się od źródła energii.
- Nie trać nadziei. - powiedział Mandor.
- Dla mnie nie ma już nadziei. - powiedziała cicho. - Wiem, że starasz się mnie
pocieszyć, ale równie dobrze jak ja wiesz, że moje życie skończyło się tamtego
dnia. Być może popełniłam błąd, lecz nic i nikt nie jest w stanie tego naprawić.
- Czy wiesz chociaż co się stało?
- Nie jestem pewna. Czasami w snach czuję coś ... nie wiem co to jest, ale mam
wrażenie, że jakiś potwór wysysa ze mnie życie. Nieodmiennie kojarzy mi się to z
tamtym dniem. - zamilkła na chwilę, jakby jej głos załamał się. - Wybacz mi, ale
wciąż nie mogę zrozumieć co się stało. Nie potrafię się z tym pogodzić. To
ciągle boli. Bardziej niż mogłabym się spodziewać. - mówiła cicho. - Bardziej niż
wdrapywanie się na te schody. - zażartowała, jakby odpędzając przygnębienie.
Mandor westchnął i położył swoją dłoń na jej dłoni.
Rina użyła wszystkich sił, aby ukryć swą moc za zasłoną słabości i bólu.
Gest Mandora był nie tylko oznaką zwykłego pocieszenia. Wiedziała doskonale, że był
testem. Chciał przeniknąć do niej. Dla niego była tylko jedną z kilkudziesięciu
"Atis Adea". Ona był Wielkim Mandorem.
Ale teraz była kimś więcej niż Wielki Mandor mógł sobie wyobrazić. Więcej niż
kiedykolwiek on sam mógłby osiągnąć.
- Tak mi przykro. - powiedział po chwili.
Wiedziała, że wyczuł w niej pustkę i niewiedzę.
Patrzyła na niego smutnymi oczyma dziękując za słowa pocieszenia.
<<<>>>
Formalności związane z opuszczeniem Biura były dłuższe
niż się tego spodziewała. Miała wrażenie, że ktoś koniecznie chce opóźnić
wszystko. Po raz pierwszy w całej swojej karierze spotykała tak wielu magów w ciągu
tak krótkiego czasu. Wielu z nich było "Atis Adea", choć tylko dwóch
przyznało się do tego otwarcie. Zresztą obu znała ze słyszenia. Reszta udawała
zwyczajnych urzędników. Mniej lub bardziej doświadczonych.
Ale ona wiedziała kim są i czemu służą te "spotkania". Rina była testowana
przez wielu niezależnych obserwatorów. Lecz wyniki ich testów niezmiennie były
jednoznaczne: jej magiczne zdolności zostały całkowicie wymazane.
W końcu jednak była gotowa do odejścia.
Mandor chciał pożegnać ją osobiście.
Zaprosił ją do sali przyjęć, przenosząc ją do niej za pośrednictwem magii.
- Przykro mi tracić tak zdolną niegdyś agentkę. - powiedział.
- I mnie jest żal opuszczać Biuro. Ale nie potrafiłabym pracować tu nie mogąc
pracować tak jak dawniej. Wypaliłam się.
- Co będziesz robić dalej?
- Jeszcze nie wiem. Jakoś nie mogę wyobrazić sobie siebie w innej pracy. Ale poradzę
sobie. Mam trochę oszczędności. A potem ... zobaczymy.
- Pamiętaj, że gdybyś kiedykolwiek potrzebowała czegoś ...
To był koniec rozmowy. Krótko, zwięźle i bez konkretów.
- Dziękuję. - odparła.
Wymienili ukłony i Rina ruszyła w stronę wyjścia.
Tuż przy otwartych już drzwiach odwróciła się i zapytała:
- Czy wiadomo kim był ten człowiek?
Mandor wiedział o kogo pytała.
- Niestety nie udało się tego ustalić dokładnie. To tak jakby w ogóle nie istniał.
Skinęła lekko głową.
Nie wiedzieli.
Wyszła powoli z sali, a ogromne drzwi zamknęły się za nią.
Zrobiła krok do przodu. Pierwszy z wielu do wolności. I do nieznanego.
<<<>>>
Miesiące spędzone w górach dłużyły jej się już.
To prawda, miała wiele czasu na ćwiczenia, odkrywanie nowych możliwości, poznawanie
wszystkiego od nowa.
Ale musiała być przy tym niesamowicie ostrożna. Jeszcze przez długi czas była
obserwowana przez Biuro. Bała się, że zasłona rozciągnięta dookoła jej
posiadłości zostanie odkryta. Na szczęście nie stało się tak. W miarę upływu
czasu, upewniała się w swoich magicznych zdolnościach. Uwierzyła we własną siłę.
Zaczęła posługiwać się czarami poza chroniącą ją zasłoną. Nikt nie odkrył tego.
Albo Biuro przestało się nią interesować, albo ...
Była jednak pewna, że dla Biura przestała istnieć.
<<<>>>
- Bardzo cię przepraszam za mojego brata. - powiedziała
Nirva, kiedy byli już w domu. - Zawsze wiedziałam, że jest bydlakiem, ale żeby aż tak
...
- Proszę się nie przejmować tym, Wasza Wysokość. - powiedział Levar. - Twój brat
nie jest w stanie urazić mnie.
- Jesteś wspaniały. Co innego gdyby to o czym mówił było prawdą, ale przecież nie
jest tak! I nic do niego nie dociera, poza tym o czym plotkują przekupki na bazarze. To
takie niesprawiedliwe! Przede wszystkim dla ciebie.
- Nie zwracam uwagi na to co się mówi. Dla mnie ważna jest sama znajomość z Waszą
Wysokością i to czego mogę się nauczyć. Reszta jest zupełnie nieważna.
Nirva spojrzała na swojego młodego ucznia i uśmiechnęła się.
- Gdzieś ty się ulągł? Inny na twoim miejscu dawno podwinąłby ogon i uciekł
speszony.
- Ja do takich nie należę. - odparł Levar. - Poza tym chcę kontynuować naukę. Chcę
poznać też wybrankę Pierwszego Pokolenia.
Nirva spoważniała.
- A więc podjąłeś decyzję. - powiedziała.
- Dawno temu, kiedy byłem jeszcze małym chłopcem, przygodnie spotkany starzec
powiedział mi, że choć mój rodowód jest jak biała plama, przede mną stoją ważne
zadania. Wierzę, że teraz właśnie nadeszło jedno z nich. Kto wie, może
najważniejsze.
Nirva westchnęła.
- Obawiam się, że będzie cię to kosztować wiele wyrzeczeń. Jesteś młody i nie wiem
czy na twoim miejscu dałabym radę.
- Wątpisz we mnie? Co mogę zrobić, żeby cię przekonać ...
- Nie wątpię w ciebie. Po prostu uważam to za niesprawiedliwe. Człowiek w twoim wieku
powinien używać życia, a nie ...
Levar chciał coś powiedzieć, ale księżniczka powstrzymała go.
- Dobrze już. Wiem, że jesteś zdecydowany i podziwiam cię za to. Ale zanim na dobre
rozpocznie się nasza misja, przed nami jeszcze długa droga. Nikt, absolutnie nikt nie
może się nawet domyślać co zamierzamy.
Levar skinął głową.
- Mój plan jest taki ...
Ze wzgledu na dużą wielkość opowiadania
podzieliłem je na dwie części . Tu jest część II (ARGAIL)